Rozdział 22. Jesteś toksyczny.

138 8 2
                                    

Daphne
Teraźniejszość

Wyszłam z walizkami na zewnątrz. Było jakoś po szóstej. Moja mama zdążyła wyjechać na wieś do naszej ciotki, a ja się spakowałam i wyjeżdżam na inny kontynent.
Przy bramie stał czarny pick-up Mishy, a obok niego stała moja sąsiadka. Uśmiechnęłam się szeroko prowadząc walizkę.
Blondynka oparła się o samochód z którego właśnie wysiadł brunet. Zjechała go wzrokiem i zbliżyła się do mnie z uśmiechem.

— Podlewaj kwiaty raz w tygodniu, zajrzyj do środka co jakiś czas czy nic się nie zmieniło. Wrazie czego dzwoń odrazu.— podałam jej klucze.

— Jasne. A tego przygłupa zabierasz ze sobą czy tylko służy ci jako szofer?— spytała wskazując na chłopaka, który zabijał ją właśnie wzrokiem.

— Kraksa zjeżdżaj stąd.— wysyczał ostro zabierając ode mnie siłą walizkę. Powstrzymałam śmiech. Blondynka podstawiła mu nogę przez co niemal się potknął.

— I kto tu jest kraksą?

Wyszczerzyłam oczy gdy brunet odstawił walizkę i skierował się wprost na dziewczynę. Prędko stanęłam przed nią zastawiając mu przejście.

— Jeszcze raz się do mnie odezwiesz to staniesz się transformersem.— zagroził jej. Okej jego groźby czasem przekraczały granice. Właśnie jej zasugerował, że zrobi z niej inwalida. Brawo Misha.

— Jak widać ty nie musisz.— odpowiedziała, więc złapałam go za koszulkę zanim zdążył mnie odsunąć i ją udusić. Uśmiechnęła się wrednie, cmoknęła mnie w policzek i poszła do domu obok.

— Przysięgam, że ją rozpruję i powieszę.— zabrał znowu walizkę i wsadził ją do środka. Otworzył mi drzwi na miejsce pasażera.— Wsiadaj i się nie śmiej, bo zrobię z tobą to samo.— Warknął widząc jak powstrzymuję śmiech.

— Słodko. — wsiadłam i zamknęłam drzwi. Zapięłam pasy, a chwilę potem już odjechaliśmy spod domu.

Musieliśmy na chwilkę skręcić jeszcze do Cody'ego. Droga przebiegła nam w komfortowej ciszy, w radiu leciała piosenka Lany „Salvatore", którą wręcz ubóstwiałam. Kochałam Lanę oraz jej twórczość od samego początku. Byłam na praktycznie każdym jej koncercie, za każdym razem zdobywając zdjęcie i podpis. Zdążyła mnie już zapamiętać i rozpoznawać, gdy tylko podchodzę po zdjęcie to mówi „Och jak miło cię znowu widzieć Daphne". Byłam tym tak podjarana, że chodziłam z uśmiechem przez miesiąc. Kobieta, która była moją religią mnie zapamiętała. Nie ma chyba lepszego uczucia.

Gdy wysiedliśmy z samochodu to przed rezydencją czekał już na nas Bayers wraz z Ross'em.
Rudowłosy jak zwykle posłał mi nieufne spojrzenie, zmierzyłam go obojętnie i podeszłam do czarnobrodego.

— Witaj Daphne.— objął mnie delikatnie jakbym była porcelaną, a potem przywitał uściskiem dłoni i klepnięciem po ramieniu Mishę.— Witaj Misha.

— Dzień dobry.— odpowiedziałam, a brunet obok jedynie skinął mu głową. Ross'a także tylko zmierzył nie siląc się na miły uśmiech czy też uściski. Wiedziałam, że za sobą nie przepadali.

— Moi ludzie dadzą wam zaraz w torbach sprzęt, który wam się przyda w Barcelonie. Pamiętajcie, że musicie być nieuchwytni. Tu są wasze fałszywe paszporty, podajecie się pod innymi nazwiskami.— podał nam obojgu małe książeczki, otworzyłam ją aby sprawdzić jak się nazywam.— Valentina Rosemry oraz Sergio Martinez. Właśnie tak się nazywacie, nie możecie się zdradzić.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz