Rozdział 16.5. Zawsze byli za późno

90 7 0
                                    

O kurwa.

Nie sądziłam, że coś takiego od niego usłyszę.

Patrzyłam na niego z rozdziawioną buzią nie mając pojęcia co odpowiedzieć. To było tak niespodziewane pytanie, przysięgam. Prędzej spodziewałabym się, że spyta o coś głupiego.

A to było pytanie było głupsze.

— Ojejku... em. Na co ci ta informacja?— uśmiechnęłam się z uniesioną brwią. Wzruszył ramionami.

— Dla własnej wiedzy.

No to ciebie.

— Żadnego.

Prychnął oburzony. Zaśmiałam się z jego zdegustowanej miny.

— A jakbyś miała wybierać?

— No to żadnego.

Sama niewiem skąd pojawił mi się w głowie pomysł, że to właśnie Mishę mogłabym wziąć na randkę, być w związku... Stop. Wystarczy.
Zapędziłam się.

— Daphne. Ale jakbyś już naprawdę musiała wybierać.

Chyba go denerwuję.

Trudno.

— No przecież ci mówię!

I w tym momencie ruszyliśmy, mechanizm obrócił nas tak abyśmy już widzieli normalnie i opuścił na dół.
Gdy tylko znalazłam się na ziemi to miałam ochotę paść na kolana i ją całować. Nigdy więcej nie wejdę na coś takiego.
Misha odrazu poszedł do faceta, który zajmował się całym sterowaniem atrakcji.
Moje przerażenie w oczach chyba wszystko wyjaśnia co mógł do niego mówić. Pobiegłam do niego i zaczęłam ciągnąć w drugą stronę. Ale co poradzę, że Misha był napakowany i o wiele wyższy ode mnie!

— Misha chodź nie ma sensu.— ciągnęłam go za rękę, ale ten dalej stał niczym się nie przejmując.

— Pan nie powinien tu w ogóle pracować. Jak pan może wpuszczać tutaj ludzi nie wiedząc jak się tym posługiwać?

— Nie wtrącaj się szczeniaku. I tak ci nie oddam pieniędzy!

Misha zjechał go od góry do dołu. Jego wzrok mówił „lepiej uciekaj zanim cię zakopie żywcem w lesie". Wiedziałam, że był jak najbardziej do tego zdolny. Przecież to Misha.

Logiczne.

— Wiesz co...— zaczął brunet znowu i spojrzał na plakietkę przyczepioną do koszulki mężczyzny.— Omar. Pierdol się.

Rudowłosy mężczyzna, aż zaczerwienił się ze złości i uniósł pięść. Wymachiwał nią w górę przeklinając wszystko, ale brunet tylko go zmierzył wzrokiem i w końcu się mnie posłuchał. Poszliśmy dalej.

— Nawet o tym nie myśl.— powiedziałam stanowczo widząc jego minę kiedy patrzył na kolejną „świetną atrakcje" po której pewnie bym rzygała. Zaśmiał się i objął mnie ramieniem.

Za każdym razem gdy gdzieś razem wychodziliśmy to ludzie na nas się gapili. Za każdym pieprzonym razem.
Uważali go i jego rodzinę za jednych z najgorszych ludzi na całym świecie. Były plotki, że to „Diabły" Missi Lee. Patrzyli na mnie z szokiem, że się z nim przyjaźniłam. Ja. Córka senatora i pani prezes jednej z największych fundacji w kraju.
Dla niektórych był nikim, innych synem człowieka, który miał cichą władzę w całym mieście, a jeszcze dla innych po prostu był skończonym psychopatą.

— No nie bądź taka.— Mruknął mi do ucha. Jego głos był niski, zachrypnięty i dziwnie przyjemny dla ucha.— Chociaż choć na diabelski młyn.— Widział już mój wyraz twarzy pewnie. Kolejne wysokości? O nie! Nie ma takiej opcji.— Albo do labiryntu luster.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz