Rozdział 8. Poznaj Camerona.

138 8 0
                                    

Daphne
Teraźniejszość

Obudziły mnie promienie słoneczne. Nie zasłoniłam tej nocy rolet. Przeciągnęłam się leniwie. Było po siódmej.
Zeszłam z łóżka i je szybko zagarnęłam. Poszłam do łazienki załatwić swoje potrzeby, a następnie się ubrać. Postawiłam na szary sweter i białe dżinsy z szerszymi nogawkami. Założyłam białe korale, a włosy pozostawiłam w nieładzie.

Bałam się jeść w tym domu. Skąd miałam wiedzieć czy przypadkiem czegoś mi nie dosypią. Nie mogłam ryzykować. Dlatego jadłam tylko jedzenie kupione przeze mnie lub zrobione przeze mnie. Innej opcji nie widziałam.

Westchnęłam cicho nakładając odrobinę korektora, a potem malując rzęsy.

Dobra pierdole to.

Wyszłam z łazienki, przeszłam przez pokój, aż do drzwi. No to zaczynamy.
Schodząc po schodach słyszałam rozmowy mamy z ojcem w jadalni. Ich rozmowy zawsze były głośne.
Przekroczyłam próg pomieszczenia ze sztucznym, wyuczonym uśmiechem.

— Dzień dobry.— przywitałam się. Blondynka piła kawę jak zwykle w swojej koktajlowej sukience. Ojciec także był już ubrany formalnie. Skinął mi głową, a mama odpowiedziała uśmiechem. Usiadłam na krześle.

— Dzisiaj są naleśniki na śniadanie.— powiedziała i dopiła swoją kawę. Edward patrzył to na mnie to na swoją żonę, po chwili wstał.

— Cóż muszę jechać pozałatwiać pewne sprawy w urzędzie.— powiedział swoim donośnym głosem.— Ach... córko, dzisiaj jest bankiet. Chce abyś kogoś poznała.

To był jeden z tych momentów, w których żałowałam, że jestem w bogatej rodzinnie. Od kiedy pamiętam to bankiety, imprezy firmowe albo jakieś bale charytatywne... to było normalne. I zarazem męczące.
Ciągle ktoś coś od ciebie chce. Ludzie wywołują na tobie presję. A ty musisz się prezentować godnie i być zawsze z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

Skinęłam głową. Zabrałam jednego naleśnika i niczym go nie polewając, zjadłam go. Później coś sobie kupię.
Mężczyzna wyszedł, a ja zostałam sam na sam z mamą. Patrzyła na mnie pobłażliwie.

— Weź sobie coś do tego. Albo wypij herbate.— spojrzałam niepewnie na dzbanek stojący na środku stołu. Pokręciłam głową.

— Pójdę do sklepu po sukienkę.— mruknęłam i nieco ją tym udobruchałam, bo odrazu się uśmiechnęła. Wstałam od stołu pozostawiając talerz, gdyż zaraz dostałabym reprymendę, że nie powinnam. Poszłam szybko do swojego pokoju.

Zabrałam torebkę a gdy już chciałam wychodzić z pomieszczenia usłyszałam znajomy dźwięk telefonu. Powiadomienie to było z banku. Na moje konto wpłynęła większa suma.
Czego mogłam się spodziewać? Oczywiście, że od mamy. Chciała żebym miała najdroższą. Dla niektórych to fajne, że rodzic daje tyle kasy. Ale u mnie to wygląda nieco inaczej. Dają mi ją dla swojego pożytku, nie dla mojej przyjemności.
Zeszłam po schodach i bez słowa wyszłam z domu. Ochroniarz niemal odrazu zapytał gdzie idę, minęłam go nie odpowiadając i wyszłam za bramę. Pomimo nawoływań poszłam dalej.
Na pieszo do sklepu docelowego miałam około piętnaście minut marszu. Nie przeszkadzało mi to. Dawno tutaj nie byłam.

Dzisiaj będę twoim koszmarem, mała Faline.

Ugryzłam się w język widząc wiadomość.

***

Długa satynowa sukienka opinała się na moim ciele. Była czarna i połyskująca. Ramiączka była cienkie, na plecach miała duże wycięcie, tak samo od połowy uda w dół. Mimo braku biustonosza czułam się komfortowo. Może dlatego, że pod tą śliczną sukienką chowałam mały nożyk.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz