Rozdział 21. Dobra rada.

113 9 0
                                    

Misha
Teraźniejszość

— Tyle jest dla ciebie.— odsunąłem równą połowę pieniędzy w stronę Daemona. Uśmieszek widniał na jego twarzy i zaczął układać kasę do srebrnej walizki.

— To się nazywa niezła sumka.— mruknął zadowolony kontynuując swoją czynność. Parsknąłem śmiechem i wstałem z fotela. Przeciągnąłem się i podszedłem do dużego sejfu, zmieniłem kod czego akurat młodszy nie zauważył i z powrotem zamknąłem tam torbę z pieniędzmi.— Właściwie...— wyprostowałem się i odwróciłem w jego stronę.— To co chcesz zrobić...no z tym?— kiwnął głową na sejf.

— Wykupię całe miasto i będę żyć, a co?

— Czyli bierzesz robotę naszego starego? Fajnie.— burknął. Dla niego wszystko było nudne. Łącznie z jego życiem. Również wstał i zabrał walizkę.— Wy będziecie gnić dalej w tej norze, a ja będę podróżował po świecie.

— I co będziesz robić?

— Grać. Zostanę sławnym muzykiem, wiesz psychopatyczne fanki, kasa, koncerty. Takie tam.

— I będziesz się upijać, bo taka jedna cię nie chce?— znów mu wypomniałem, na co wywrócił oczami.

— Nie.— warknął denerwując się. Uśmiechnąłem się złośliwie mając ochotę jeszcze bardziej go wkurzyć.— To ja jej nie chce.

Huhuh, bo ci uwierzę.

Mam uwierzyć to, że nie chce już dziewczyny za którą latał od dwunastego roku życia? To jakieś żarty. Znałem dobrze swojego brata. Gdy już do kogoś się przywiązał to nawet po największej kłótni będzie trzymał twardo stronę tej osoby. Zawsze będzie dla niej.
I to jest w tym wszystkim takie romantyczne, a jednocześnie okropne. Życie jest okropne. Miłość jest okropna. Poświęcasz się dla kogoś i jeszcze niewiadomo czy ten ktoś tego chciał, jeszcze się na ciebie wydrze, że to twoja wina. Bezsensu.
Chciałbym żyć dawnym życiem, gdy nie miałem żadnej chorej obsesji. Ale nie chciałbym wracać do dzieciństwa.

Misha? Misha jesteś tutaj?— usłyszałem kobiecy głos. Zacisnąłem mocniej swoje piąstki i nie ruszyłem się z miejsca. Nie chciałem tam wchodzić.— Misha. Twoja mama chciała cię zobaczyć.

Nie chciałem tam wchodzić. Pokój śmierdział od gnijącego, prawie martwego ciała. Moja mamusia wyglądała jakby nic nie jadła, a babcia mówiła, że to znaczy kościotrup. Jej oczy były smutne i zapadnięte, tak jak jej policzki. Skóra była pomarszczona i sucha. Nie ruszała się ani nie mówiła. Bałem się jej. Wiele razy mi się śniła, chciała mnie wtedy zabić, dusiła mnie, chodziła z małym nożem i dźgała w łydki.
Powstrzymałem łzy, bo tato mówi, że nie wolno mi płakać. Mężczyźni nie płaczą.

— Misha?— powiedziała głośniej, słyszałem jak podchodzi do szafy, następnie otwiera drzwiczki.— Och...tutaj jesteś. Chodź.— podała mi swoją dłoń. Elowen miała zawsze żółte paznokcie, a jej włosy zdobiła gruba, biała opaska. Opiekowała się mną od kiedy tylko mamusia zachorowała.

— Ja nie chce... ja się boje, a tata będzie zły...— szepnąłem. Jej brwi się zmarszczyły, ale szybko złagodniała wzdychając. Spojrzała na drzwi sypialni. Słyszałem ciężkie kroki, które należały do ojca. Przyłożyła sobie palec do ust nakazując abym był cicho i zamknęła z powrotem szafę.

Russian roulette || ‼️W TRAKCIE KOREKTY‼️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz