1

2.3K 123 68
                                    

Tak, no więc, cóż...

Witam kolejny raz!

Miał być to one-shot, ale nieco mnie poniosło i wyszedł porządny fanfik.

A więc zaczynamy!

_+_+_

Dwudziestojednoletni auror o zwichrzonych wiatrem włosach wpadł do holu Ministerstwa Magii.

– Cholerni Śmierciożercy – mruknął, biegnąc zatłoczonymi korytarzami i potrącając przy tym kilkoro urzędników.

Drzwi do Biura Aurorów huknęły o ścianę. Sypnął się biały tynk, a wszystkie głowy obróciły w stronę sprawcy zamieszania. Młody auror wparował do pomieszczenia, wyłapując jadowicie zielonym wzrokiem dwójkę przyjaciół.

– Ron! Tonks! Możecie na chwilkę? – spytał, uspokajając się odrobinę po szaleńczej pogoni z Dworu Potterów do Ministerstwa. Jeszcze przed sekundą pił herbatkę z matką, a chwilę później został zbombardowany gradem wyjców.

Dwójka aurorów weszła za szefem do biura. Było małe i bardzo oficjalne. Na ścianie wisiały odznaczenia: za ukończenie trzyletniego szkolenia w dwa lata, za odważne poprowadzenie drugiej brygady przeciwko Śmierciożercom tym samym ratując kilka dworów i za zostanie najmłodszym w historii szefem Biura Aurorów. Harry miał na swoim koncie liczne sukcesy, gdzieś nawet zawieruszył się Order Merlina Drugiej Klasy.

Lecz to nie odznaki czyniły go najlepszym na swoim oddziale, a niebywała charyzma, upór i precyzja z jaką operował różdżką, jakby była przedłużeniem jego dłoni. Długie serie zaklęć, stoczone walki ze Śmierciożercami i wszystkie wygrane. Co do jednej. Harry Potter był znany jako najlepszy pojedynkowicz tych czasów.

Obok niejakiego Toma Marvolo Riddle'a.

– Co się dzieje? – mlasnęła Tonks, żując gumę i dmuchając balonik równie różowy co jej włosy.

– Problem z prasą. Domagają się wyjaśnień ostatniego ataku – rzekł Harry z roztargnieniem, szukając na biurku odpowiednich papierów.

– Spodziewaliśmy się tego, nie? – rzucił posępnie Ron, opierając się o krawędź biurka. Zajrzał do dokumentów, które Harry wyłowił z bałaganu. – Zabójstwo Knota nie obeszłoby się bez echa, szczególnie że za tydzień wybory na Ministra.

– Miał duże szanse ponownie nim zostać – dorzuciła Tonks. – I co?

– Obwiniają nas, że dopuściliśmy do morderstwa – wyznał Harry, gniotąc papier w pięści. Był to raport z napadu na rezydencję Korneliusza Knota. Dzień temu nad jego domem wisiał Mroczny Znak. – Voldemort nie próżnuje.

– Zastrasza kandydatów, sprawiając, że boją się objąć to stanowisko – dedukowała Tonks. – Wywołuje presję, krusząc wolę czarodziejów i powodując panikę, co ułatwia mu sianie dalszego terroru. Nikt nie chce rządzić w kraju owładniętym chaosem.

– I w rezultacie wybory na Ministra mogą się nie odbyć, bo nie będzie chętnych – westchnął Ron. – Albo wyniki zostaną sfałszowane.

– Obydwie opcje nie brzmią zbyt zachęcająco – powiedział Harry. – Dlatego musimy wrócić na miejsce zbrodni i poszukać poszlak. Czyjąś sygnaturę, magiczne pozostałości po świstokliku... cokolwiek, co pozwoli nam ruszyć w tym śledztwie. Drobiazg, który zapewni społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa, kiedy ogłosimy w gazetach, że nie jesteśmy bierni.

– Kiedy ruszamy?

– Jak najszybciej – Harry chwycił błękitną szatę z fantazyjną naszywką M. – Czyli teraz. W końcu od morderstwa minął już dzień, a nie możemy dłużej zwlekać.

Imiona naszych dusz || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz