9

989 86 7
                                    

Harry nie pamiętał, jak spędził tamtą noc. Wiedział tylko, że jakimś cudem trafił do mieszkania Rona w nie swojej koszuli i spodniach, bo jego uległy... zniszczeniu. Hermiona wcisnęła w niego resztki z obiadu i doprowadziła do salonu. Potem padł wycieńczony na kanapę, przeżywając na nowo w snach miniony dzień.

Walczył z Voldemortem.

Odkrył swoją bratnią duszę.

I cholera - chyba się zauroczył.

– Harry – Hermiona potrząsnęła jego ramieniem, budząc mężczyznę z drzemki. – Twoja mama pyta, gdzie jesteś. Nie widziała cię od dwóch dni!

– Przecież byłem w domu – mruknął, przewracając się na drugi bok. Ramię zakłuło, wywołując u czarodzieja cichy syk i przypominając o suce, która pozostawiła mu srebrne blizny. Ale nie miał jeszcze siły na myślenie o kłopotach... na razie musiał porządnie odespać wczorajszy dzień.

– Wstań, już jest ranek! – Hermiona zniweczyła jego piękne plany.

– Co? Jaki ranek? – mamrotał sennie, przecierając oczy i potężnie ziewając. Odrzucił kołdrę i po namyśle znów się nią przykrył. Pod nią było cudownie ciepło. Tak jak wczoraj, kiedy wtulił się w bok swojej bratniej duszy.

Mojej bratniej duszy – uśmiechnął się na tę myśl. – W końcu go znalazłem. Tom Marvolo Riddle. Kto by pomyślał, że będę umawiać się z niedoszłym Czarnym Panem? Zaraz... umawiać? Przecież jeszcze nic się między nami nie działo...

– HARRY JAMES POTTER! – ryknęła Hermiona Jean Granger-Weasley, natychmiast budząc śpiocha.

– CO! CO?! – wystraszył się, zaplątując w kołdrę i spadając z kanapy pod nogi rozwścieczonej kobiety.

– Przespałeś szesnaście godzin z rzędu! Gdzieś musi być granica! – krzyknęła i łaskawie pomogła mu podnieść się z dywanu. Potem posłała mu czuły uśmiech. – Przepraszam, nie powinnam była krzyczeć.

– Bardzo dobrze, że krzyczałaś! – wrzasnął z kuchni Ron. – W życiu by się nie obudził!

– I ty przeciwko mnie... wiesz co, stary? Wielkie dzięki! – mruknął Harry, gdy Hermiona parsknęła. – Hmm, co na śniadanie?

– Śniadanie? Prędzej obiad!

– A która jest?

– Dwunasta!

– Co?! JUŻ?! – zerwał się na równe nogi i pognał do łazienki. Zaraz wypadł z niej w pełni odświeżony i już biegł do kuchni. – Muszę być w pracy!

– Spokojnie, kolego! – rudzielec złapał Harry'ego, sadzając go przy jadalnianym stole.

– Ron załatwił wam dzień wolnego – zaśmiała się Miona, zajmując miejsce obok i głaszcząc wystający brzuszek. – Pomożecie mi zaopiekować się dzieckiem!

– Ale... ono jest jeszcze w brzuchu – zdziwił się Harry.

– Ale to nadal dziecko, którym trzeba się zająć. Nawet jeśli wciąż siedzi w brzuchu! – zaparła się kobieta i nie było szans na dalszą dyskusję.

– Czyli wygląda na to, że wziąłem przymusowy urlop – uniósł brew, szukając wyjaśnień.

– I bardzo dobrze! – wytknęła mu Hermiona. – Potrzebujesz przerwy. Ale najpierw idziesz poinformować mamę, że jesteś cały i zdrowy, dopóki Ron nie nałoży jedzenia! – zarządziła, ciągnąc mężczyznę do kominka. – Nie wiesz, jak się martwiła, gdy nie wróciłeś na noc.

– Auć! Już, już, nie szarp tak kobieto! – sypnął proszek do ognia, który zmienił kolor na zieleń podobną do jego oczu. – Dwór Potterów. Mamo?

Imiona naszych dusz || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz