3

1.2K 98 43
                                    

Jestem zła, bo zauważyłam, że wszystkie długie myślniki Wattpad pozamieniał mi na krótkie. Ughhh...

Na podglądzie są krótkie (-), a w wersji roboczej długie (–). Sama już nie wiem, a jak wy je widzicie?

_+_+_

– Ciężka noc? – spytał Ron, wyłapując notoryczne westchnięcia i cienie pod oczami Harry'ego.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – odparł, klapiąc na miękki fotel i odchylając głowę na oparcie. Przymknął oczy, a o sprawach naglących zapominało mu się tak miło i przyjemnie, że prawie zasnął, gdyby nie obudził go głos Rona.

– Nie śpij, kolego! Mamy dzisiaj mnóstwo papierkowej roboty – zaśmiał się paskudnie, podrzucając Harry'emu codzienną porcję udręki. Gdyby zapytać, czego Harry nie cierpiał najbardziej na świecie, odpowiedź byłaby łatwa.

Papierkowej roboty.

Tortury, którą kazali mu zajmować się ci z góry. Tej samej, którą tak uwielbiał zlecać świeżakom, by nauczyli się cierpliwości i nie zniechęcali zbyt szybko do pracy aurora. Co miało dokładnie odwrotny skutek.

– Ughh, nienawidzę papierkowej roboty! – stęknął, wywołując prychnięcie Rona.

– Przyzwyczajaj się szefie. Każdy raport idzie do ciebie, zanim oddasz go tym z góry – odparł prosto.

– Nie wiem, czy miało mnie to pocieszyć, czy zasmucić – skrzywił się. Bardziej zdołowany czuć się już nie mógł. Chyba. – Dobrze, co my tu mamy? Przypadek niezatwierdzonej oklumencji na dziadku, który kłócił się o cenę kiełków meksykańskiej stokrotki, brak odnotowanych szkód na zdrowiu i grzywna... zaraz, stokrotki w ogóle rosną w Meksyku? Merlinie, chodźmy dalej. Podrobione kociołki, które topią się po jednokrotnym użyciu, a komuś mikstura depilacji wyciekła na spodnie... nie skomentuję. Hmm, drobne Obliviate na mugolu, który odkrył, że jego pudel kopuluje z psidwakiem...?! Co do cholery?!

Ron śmiał się w najlepsze, gdy Harry patrzył na pergamin jak na osobistą obrazę. Odłożył go na bok dwoma palcami, jakby miał zarażać obrzydlistwem i abstrakcją.

– Że też muszę czytać takie bzdury – mruknął mężczyzna, posyłając przyjacielowi wrogie spojrzenie. – No i co rżysz? Może chcesz się zamienić? Spodobałoby ci się, obiecuję! Masz własne małe, zatęchłe biuro, pensja wzrasta aż o marne pół galeona miesięcznie, a twoi aurorzy śmieją się z ciebie w najlepsze! Yyymmm, wymarzona posada!

– H-haar-rry! – śmiał się Ron, dostając napadu głupawki.

– A na dodatek czytasz z raportów cholerne science-fiction, a potem to ty tłumaczysz się radzie, dlaczego aurorzy nie radzą sobie z depilującymi miksturkami i cholernymi stokrotkami, które nawet nie powinny rosnąć w pieprzonym Meksyku!

– Prze-estań, prrooszę! – rechotał Ron, dostając czkawki.

– Tylko się nie udław – rzucił Harry, patrząc z uśmieszkiem, jak rudzielec krztusi się haustem powietrza. Czerwona twarz powoli traciła kolor, który upodabniał ją do soczystego pomidora. – Co w ogóle zielsko z Meksyku robi w Wielkiej Brytanii? U jakiegoś dziada z Nokturnu ze wszystkich ludzi?!

– Może ma monopol na handel kwiatkami? – podsunął Ron, na powrót zaczynając chichotać. Wyobraził sobie jak ktoś pokroju Greybacka przychodzi kupować stokrotki dla swojej babci.

– No już, stop! – zażądał Harry, powstrzymując własne rozbawienie graniczące z obłędem. Wręczył przyjacielowi plik kartek i wytknął palcem otwartą szufladę. – Rzuć to gówno w kąt. Mam dość na dziś.

Imiona naszych dusz || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz