11

959 69 23
                                    

Soboty to moje dni wolne od Wattpada. Za dużo rzeczy jest do roboty, bym mogła się zrelaksować pisaniem heh

Ale od tego są niedziele ;)

_+_+_

Zastał rodziców w jadalni. Czekali na niego z nieczytelnymi minami. Kolacja leżała na stole - ciepła, lecz nietknięta.

Harry obszedł stół, czując jak z każdym krokiem miękną mu kolana. Przysiadł na krawędzi krzesła, zostawiając między sobą a ojcem puste miejsce. Wytarł nagle spocone ręce w spodnie i uniósł głowę. Miał nadzieję, że jego twarz nie odzwierciedlała panicznego strachu, jaki chwytał go za serce.

– Cześć – powiedział z lekkim zająknięciem. – Wróciłem.

Lily spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się, dodając otuchy. James wpatrywał się uparcie w pusty talerz, zaciskając pięści na kolanach.

– Cieszę się, że już jesteś, Harry – oświadczyła kobieta i rozpoczęli kolację. Młody auror nalał sobie trochę soku z dyni, zapijając stres.

– Yhym – mruknął, zerkając na tatę, wciąż spiętego i milczącego. – Tato... – zwrócił się do mężczyzny, nie wiedząc, co powiedzieć. Przed furtką ułożył sobie w głowie całą przemowę, a teraz brakło mu odpowiednich słów. Szczególnie, kiedy James wpatrywał się w niego tak przenikliwym wzrokiem. – Ja... hmm...

– Tak, Harry? – spytał bezbarwnym głosem, z dystansem, co tylko zdenerwowało mocniej młodego mężczyznę.

– Chciałem ci powiedzieć, że... przepraszam – wydukał, spuszczając wzrok na drewniany blat. Supeł zacisnął mu się w gardle, dławiąc następne słowa. – Nie chciałem... nie miałem na myśli... to znaczy miałem, ale... nie chciałem cię zdenerwować – wydusił, mnąc serwetkę i drąc ją na malutkie strzępki. Nie odważył się spojrzeć na Jamesa. – Nie chcę się więcej z tobą kłócić – wyznał szczerze, gdy ojciec mieszał bezmyślnie łyżką w zupie. – Nie chcę już spierać się z tobą, ale to po prostu tak wychodzi! I nie wiem już... ja... nie chcę się kłócić, ale mówisz te rzeczy i nie mogę się z nimi zgodzić, więc wyrzucam z siebie, co myślę i nie umiem skończyć...

– Harry – przerwał James, skupiając na sobie uwagę syna. Zauważył, jak zielone oczy lśniły nagromadzonymi łzami i zrobiło mu się przykro. To po części była też jego wina i musiał wziąć za nią odpowiedzialność. Właśnie teraz. – Wiem, że nie chciałeś. Nie musisz tłumaczyć się.

– Ale mówiłem, że chciałem...

– Nie – uciął ostro James, a dłoń mu drgnęła. Westchnął, odkładając łyżkę, którą się bawił. – Rozumiem, że pod wpływem emocji z człowieka wychodzi wiele nieprzemyślanych rzeczy. Dlatego ja też przepraszam. Nie próbowałem kwestionować twojego sposobu zarządzania aurorami – tłumaczył się, lecz raczej marnie mu to wychodziło. – Chciałem tylko pomóc... no ale nie wyszło. Jak zwykle – rzekł z goryczą, znów zaciskając dłonie w pięści.

Nagłe prychnięcie wyrwało go z ponurego ciągu myśli. James spojrzał z niezrozumieniem na Harry'ego, który miał równie gorzki wyraz twarzy, co jego.

– Nam nigdy nic nie może wyjść – rzekł z frustracją, usta wykrzywione w grymasie. – Kiedy tyczy się ciebie lub mnie, jest okej, ale kiedy potrzeba nas...

– To nie wychodzi – dokończył lakonicznie James, wzdychając. Oparł łokcie na stole, a głowę na dłoniach. – To co robimy?

– Nie wiem – Harry wzruszyl ramionami. – Chyba musimy się najpierw pogodzić, prawda?

– Tak...? – mruknął niepewnie James.

– Chyba powinniśmy – przytaknął Harry. – Więc... ty nie wspominasz o wojnie, ja nie wspominam o wojnie i ogólna zgoda? – spytał nieco żartobliwie, choć miał szczerą nadzieję, że tata przystanie na te warunki.

Imiona naszych dusz || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz