James był tego dnia niespokojny. Przeczuwał, że stanie się coś wielkiego. Niekoniecznie złego, lecz znaczącego. Coś, co odmieni jego życie na zawsze.
Czuł się dokładnie jak tego pamiętnego dnia, gdy rzucił w kąt raporty, by ostatni raz walczyć w Departamencie Tajemnic w obronie Ministerstwa.
Dzisiaj był dzień wyborów na Ministra. James nie poszedł, przez radio słuchając ogłoszenia wyników, a Lily została razem z nim w domu. Jeszcze wczorajszego wieczora otrzymali od Harry'ego dziwny list.
Ich syn pisał, że Voldemort nie żyje.
James nie chciał wierzyć. Tyle lat... tyle straconych walk... tyle zmarnowanych szans... aż tu nagle tak znikąd Harry mówi, że Voldemort nie żyje! Na dodatek przysłał Proroka Wieczornego, na którego okładce widniało cholernie ogromne zdjęcie jego, Riddle'a i Malfoyów?!
Co się wydarzyło? Kiedy? Gdsie?! Jak?!
James wyparł z umysłu ten niewiarygodny fakt, czekając uparcie na syna, który wszystko wytłumaczy.
Harry nie wrócił na noc, a już dochodziła szesnasta kolejnego dnia. James był zmartwiony i czuł, że złość gotuje się w nim wraz z dezorientacją. Nie chciał jednak kolejnej kłótni, dlatego postanowił cierpliwie zaczekać na powrót syna.
Jak na zawołanie, Harry pojawił się ledwie kilka minut później i wpadł pod maglownicę Lily. James obserwował z boku, przysłuchując się tłumaczeniom.
A raczej ich braku.
Harry odmawiał odpowiedni, mówiąc, że muszą na kogoś zaczekać. Że odwiedzi ich dzisiaj ważna osoba i wtedy o wszystkim powie. Zerkał niecierpliwie na zegarek i był bardziej niezdarny niż Tonks. A to już o czymś świadczyło!
Dochodziła pora kolacji, do której zasiedli w nerwowej atmosferze oczekiwania. James nie miał pojęcia, na kogo czekają, ale ta osoba musiała wywoływać w Harrym wielkie emocje, skoro jego syn nie tknął jedzenia. Skończyli posiłek, a Jamesowi aż ręce pociły się, sztywniejąc. Wycierał je w spodnie urywanymi ruchami i drżał cały z niepewności.
Na kogo czekali?
Odpowiedź przyszła parę chwil później, gdy puste naczynia zniknęły ze stołu przy akompaniamencie cichego stukotu. Harry zerwał się z miejsca, potykając o dywan i uderzając barkiem w ścianę. Zniknął w korytarzu, sycząc pod nosem przekleństwa.
James spojrzał zdezorientowany na Lily, lecz ona wzruszyła ramionami z nieodgadnioną miną. Uniosła brew, jakby też pytała męża, czy wie, co się tu do jasnej cholery wyprawia?!
W holu rozległ się dźwięk rozmowy i męski śmiech. Ciepły tenor rozbrzmiewał po domu, wprowadzając do serca Jamesa spokój i niepokój zarazem.
Harry wrócił do salonu z eleganckim mężczyzną, który przystanął na środku dywanu. Prezentował się nienagannie. Uczesane włosy, wyprasowana koszula i błyszczące buty. Wyglądał bardziej jak właściciel tego domu niż sam James.
Starszy Potter czuł się nieswojo, gdy mężczyzna lustrował go wzrokiem od stóp do czubka głowy. Najmniejszy włosek stanął mu dęba, wprawiając w stan czujności. Czarodziej zwiastował zmiany. Duże zmiany.
I to nie byle jaki czarodziej, bowiem sam nowo wybrany Minister Magii - Tom Marvolo Riddle.
Mężczyzna przystanął tuż przed Jamesem, podając mu dłoń. Spojrzał uważnie w orzechowe oczy Pottera i otworzył usta, by się przywitać.
– A więc to jest mój przyszły teść.
– T-teść? – zakrztusił się James. – Co?
– Proszę mi wybaczyć bezpośredniość – przeprosił Tom, a najmniejszy uśmiech przemknął po jego ustach, z których zrobił już dzisiaj dobry pożytek.
CZYTASZ
Imiona naszych dusz || Tomarry
FanfictionKiedy zaczynają się zabójstwa kandydatów na Ministra Magii, głównym podejrzanym Harry'ego staje się Tom Marvolo Riddle. Mężczyzna przykuwa uwagę aurora dziwnymi słowami, jeszcze dziwniejszymi zamiarami i najbardziej dziwnymi czynami. Czyli: Tom Marv...