† Wanderer †
Mineły dosłownie trzy dni... Niestety tylko trzy... Co ja miałem tu niby robić? Jestem gościem u Ex boga więc ogólnie powinienem wypoczywać. Ale kurwa nie zostałem dzisiaj perfidnie wykożystany przez rudzielca tak jak wczoraj i przedwczoraj.... Mimo, że Zhongli z nim rozmawiał to do tego pustego łba chuj trafia. Chłop wysłał mnie na zakupy nie tylko sporzywcze... Właśnie przemieszczałem się ścieżką tuż przy bramie wejściowej do Liuye Harbor. Szłem sobie tak miając tubylców. Jadłem właśnie Sakura Mochi wcześniej w biegu przygotowane. Niepotrzebny liść rzucułem na ulicę. Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię od tyłu. Wzdrygnąłem się trochę, nie nawidziłem tego i tyle. Moja przestrzeń osobista została w dotkliwy sposób naruszona. Za mną ujrzałem dziewczynę z rózowymi włosami i porami pod nimi? Była to jedna z Adepti a mianowicie Yanfei, ta typiara od prawa.
- Łamiesz prawo zaśmiecając ziemię tego miasta!- wskazała na papierek porowata. Od dzisiaj tak ją będę nazywać!
- Jeju problem wielki! To nie jest papierek tylko liść!- skrzyżowałem ręce na piersi. Po jej twarzy było widać lekki wkurw ale mniejsza. Ni z dupy ni z owąd zrespiła się nasza Panienka z domu pogrzebowego.
- Yanfei spokojnie!- klepnęła ją lekko w głowę
- Ale Hu!- wskazała perfidne na mnie palcem.
- Ja mam dla ciebie lepszą robotę. A to ten gość o którym Pan Zhongli wspominał....A tak po za tym jestem Hu Tao i chyba słyszałeś, że jestem szefową gosoodarza domu w którym nocujesz...
- Dziewczyna odłożyła kurwa szpadal na chodnik.- A to po co ci?- wskazałem na narzędzie położone na lekko wysuszonej trawie.
- Nie no chyba mogę ci powiedzieć jeżeli Pan Zhongli Ci zaufał... Otóż staram się pochować Qiqi!- wyższa dumnie położyła dłonie na tali.- Staram się robić dosłownie wszystko by ją pochować ale mój sekretarz mi na to nie pozwala! Jak nie on to ten cały Xiao mi wszystko rujnuję.... A teraz Yanfei idziemy!- podniosła spore narzędzie i wzieła dziewczynę pod rękę i ruszyła na przód.
- Ale Hu!- dzoewczyna zaczęła się wyrywać.
- Cicho! Musisz mi pomóc w zbrodni doskonałej!- I w taki oto sposób dwie dziewczyny przeciętnego wztostu znikneły za jednym z budynków.
Faktycznie było coś takiego, że ta cała Hu Tao potrafiła ganiać za tym zombi przez cały dzień. Czasami jak się tu przechadzałem jako Scaramouche to Pan Baizhu wkraczał do akcji. Oboje pracowali w aptece... Nie zastanawiając się dłużej ruszyłem do jednego ze stoisk by kupić świeże składniki. Mówie wam jutro się kurwa nie dam!
- Witam w czym mogę pomóc?- Męszczyzna z stoiska wstał z taboretu.
- Poproszę trochę Tofu i migdałów..- Tak dzisiaj będzie robione dla Xiao Almond Tofu...- Do tego krewetki i ryż...- wskazałem na wyłożone składniki.
- Dobrzę już nakładam...- Męszczyzna zapakował artykuły spożywcze i wręczył mi rahcunek z wyliczonął sumą mory do zapłaty ... Wyjąłem z torby saszetkę z monetami danymi przez Najmłodszego zwiastuna.
Zapłaciłem i ruszyłem dalej. Usiadłem sobie na murku bo czemu by nie w domu i tak nikogo nie było więc co bym miał robić... Nagle poczułem jak ktoś się o mnie ociera... Spojrzałem i ujżałem białego kota. Strasznie przypominał mi Kazuhę... Może dlatego że miał białą sierść jak jego włosy i był kotem. Nim się zorientowałem łzy same spływały mi po obu policzkach...
Pogłaskałem kocura za uchem a ten wskoczył mi na kolana. Jako iż wcześniej byłem w porcie u jednego tskiego rybaka to kupiłem ryby. Zhongli nie powinien się obrazić... Wyjąłem jedną i położyłem niedaleko mnie. Ryba wieklkością nie powalała ale na wilekość i masę kocurka pasowała idealnie. Kot od razu ruszył na martwą rybę. Zaczął ją jeść roztargując mordką i pazurkami mięso. Była to świaża ryba więc szkarłatna ciecz ciągle w niej płynęła. Przez to biały zwierz miał mordkę w krwi jak i łapki. Zjadł trochę mięsa a resztę zodtawił. Zaczęł się trapać zakrawawioną łapą za uszkiem. Przez co sierść przy uchu przybrała szkarłatną barwę. Teraz dosłownie wyglądał jak Kazuha... Co się dopiero uspokoiłem to znów łzy zaczeły mi się lać tylko tym razem z uśmiechem na ustach. Chwyciłem kocura na ręce tak by go njebupiścić i ruszyłem do domu. Umyć by się go przydało może pierwotni mieszkańcy lokum nje będą źli...- Ej Scara!- usłyszałem znajomy głos za
moimi plecami. Był to blondyn z warkoczem a obok niego Xiao z nimi stały jeszcze dwie osoby. Jeden o ciemnych krzywo ściętych włosach trzymający książkę, a drugi o jasno niebieskich włosach i białym stroju.- Um hej...- obruciłem się nie pewnie.
- Znów cię Childe wykorzystał?- Aether podszedł do mnie z paczką znajomych.
- Tak... Temu debilowi nic się nie da wbić do rudego łba.. Zhongli z nim to przerabiał przez trzy dni z 50 razy a on nadal jakby tych kazań w ogóle bie było.- na moje słowa złotooki Xiao przytaknął a my wybuchliśmy śmiechem.
- A tak pozatym to Xinqxiu i Chongyun- wskazał na dwuch chłopaków.
- Miło mi podał bym dłoń ale mam zajęte ręce...- zaśmiałem się nerwowo.- Jestem Scara póki co.. A teraz wybaczcie ale mi się spieszy... Do zobaczneia- obruciłem się na pięcie i pomknąłem do lokum.
W nieszkaniu pierwsze co zrobiłem to napuściłem do wanny wody i puściłem tam kota. Kot jak to kot się wyrywał ale przytrzymałem go. Po drodzę do domu zakupiłem jakiś szampon dla kotów pewnie Rudy nie zauważy że 1500 mory znikneło dodatkowo. Wyszorowałem kocura a następnie wysuszyłem. Kot zrobił się puchatą kulką. Na szczęście krew zeszła z białego futerka. Otworzyłem drzwi od łazienki i kot od razu udał się na moje łóżko w którym zaczą tonąć pod warstwą koców. Ja zaszłem do kuchni by zaparzyć mocną gorzką kawę a kotu nałałem do dwuch miseczek i mleka i wody. Gdy kawa się zaparzyła zaniosłem ją do sypialni razem z dwoma miskami. Kot jednak nie przyszedł gdyż był bardziej zajęty wtulaniem się w moją pościel... Ja w tym czasie zacząłem segregować swoje artefakty i inne potrzebne przedmioty.
~~~
Mineło sporo czasu... Ja w tym czasie poogarniałem dom z nudów. Do domu właśnie wrócił Morax... Zhongli pierwsze co zaczął robić po umyciu dłoni to zaczął zaparzać herbatę dla siebie i dla mnie. Po piętnastu minutach przyszedł rudy głupek bardziej się szczerzył niż zwykle i to mnie w chuj przerażało...
- A ty co się tak szczerzysz?- wychyliłem się zza ściany spoglądając na Ajaxa.
- Dostałem paczkę od rodzinki!- skocznym krokiem udał się do Zhongliego który siedział na kanapie popijając herbatę jak to miał w zwyczaju.
- To fajnie. Mówiłeś że kiedyś mnie tam zabierzesz.- Rex Lapis spojrzał na Tartaglię.
- Tak tak pamiętam spokojnie.- piegowaty podrapał się nerwowo po karku.
I do domu uderzając drzwiami rudego w głowę wbił Xiao i Aether. Przywitali się i udlai się do salonu. Zhongli w tym czasie udał się do kuchni pichcąc Almond Tofu na obiad. Siedzieliśmy razem w salonie wymieniając się wrażeniami z dzjsiejszego dnia.
- Taucer jest taki słodki z resztą Tunia i reszta też!- Childe zaczą tarzać się na kanapie.
- Ty za to nie.- Xiao zaczą bawić się włosami blondyna który głowę trzymał na jego kolanach.
- Tak Znaczy co?! Kurwa odezwał się chłop co starych nie ma!- pokazał język Xiao, a gdy ten miał już założyć maskę by go zajebać blondyn ścisną go w dłoń.
- Ile razy mamy Ci mówić że Rudzi głosu w takich sprawach nie mają...- złapałem się za czoło... Aether zaczą się śmiać jak pojebany.
- Mówiłem wam że dlatego kocham z wami spędzać czas?- powoli zaczą łapać się za brzuch z bolu. Na te słowa u wszystkich pojawił się niewielki uśmiech. Nie sądziłem, że nowe życie może być takie przyjemne.
Nagle z pokoju wybiegł biały kot który żucił się na Xiao siadając na nim. Wszyscy byli w lekkim szoku oprócz mnie. A Xiao miał takie wtf wymalowane na mordzie że hit.
- A to kto?- odezwał się Zhongli z kuchni.
- Um no więc to kot który się do mnie przylepił i wziąłem go by go nakarmić i wykąpać z krwi rybiej która pobrudziła mu futerko. I jakby za bardzo się przywiązałem...- załamany schowałem twarz we dłoniach.
- Nie no spoko jeżeli nie będzie mi niszczył mebli to może być. A ja tu widzę że bardzo polubił Xiao~ - bursztynoki zaśmiał się pod nosem. Podając nam gotowe Tofu.
___________________^-^_____________________
Dobry więc no biorę się za pisanie tego znów XD w cześniej to sie samonopublikowało nie pytajcie teraz macie całość! Miłego dnia
~ Yuriko
CZYTASZ
//I will find you no matter what// Scarakazu // Kazuscara// Genshin Impact
De TodoWszyscy o mnie zapomnieli... Lecz ja pamiętam... Nikt nie wie co robiłem ani kim byłem... Ja jednak to wiem.... Nawet osoba, którą kocham, już mnie nie rozpoznaję.... Scaramouche a teraz bezimienny wanderer pragnie zrobić wszystko by osoba kt...