Mila

572 66 4
                                    


Mimo iż dojechaliśmy na miejsce, Kenta nie pozwolił mi ściągnąć zasłony z oczu.

– Proszę za mną – oświadczył chwytając mnie za dłoń i prowadząc w sobie wiadomym kierunku.

Moje szpilki zapadały się w grząskim podłożu. Słyszałam chrzęst kamyczków, którymi wysypana była nasza droga. Teraz z całą pewnością nie kroczyłam niczym dama. Czułam się jak łamaga, bo nie widząc trasy nie umiałam się skupić na zachowaniu poprawnej postawy i gracji. Oślepienie wzmogło za to moje pozostałe zmysły. Czułam jesienne słońce na skórze i powiew wiatru, który niósł ze sobą zapach iglastych drzew i nieznanych mi krzewów. Był też świergot ptaków oraz szepty męskich głosów, które narastały wraz z każdym moim krokiem.

– To ona?

– Przyjechała.

– Poinformujcie Sakai – sama.

Potem wkroczyliśmy po schodach. Kenta przytrzymał mnie ramieniem, bym nie upadła, a ja czułam się zlana potem, jakbym przebiegłam maraton. Wspinanie się na oślep z szpilkach od Louboutina powinno być odrębną dyscypliną sportową!

Mój przewodnik wprowadził mnie do jakiegoś wnętrza. Przyjęłam, że była to rezydencja mojego pracodawcy i cel mojej podróży.

Zaraz go zobaczę...

Zawodnik Sumo?

Chuchro o twarzy bobasa?

Nadgrobny starzec?

Obleśny typ?

Moje zdenerwowanie narastało.

Kimkolwiek bowiem był Sakai – sama trafiłam w jego szpony. I już nie było z nich dla mnie ratunku. Huk zamykanych za mną wejściowych drzwi stanowił wstęp do mojej niewoli.

Rok. Dokładnie tyle miało trwać moje zatrudnienie, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że właśnie przybyłam nie do pracy, a do więzienia, które nieprędko opuszczę zdana na łaskę Sakai – sama.

Kenta wiódł mnie w nieznane, by w końcu otworzyć kolejne drzwi i wprowadzić mnie do jakiegoś pomieszczenia. Poczułam pod butami miękkość dywanu. Mężczyzna kazał zatrzymać mi się na nim, po czym położył mi donie na ramionach mówiąc po angielska:

– Proszę usiąść, panno Moore.

Przez moment nie rozumiałam. Czy on zwariował? Przecież tu nie było krzesła. Nie czułam też za sobą fotela. Był tylko dywan. Miałam siąść na nim?

Ach, no tak. Przecież byliśmy w Japonii. Japończycy lubili siedzieć na ziemi.

Ta myśl nieco mnie uspokoiła. Posłusznie wykonałam polecenie.

– Co teraz? – zapytałam słabo, ale mężczyzna nie odpowiedział. Usłyszałam, jak oddala się ode mnie, po czym zamyka za sobą drzwi.

Zostawił mnie samą?

Ot, tak? Bez słowa?

Zła i zdezorientowana sięgnęłam po szal, by ściągnąć go z twarzy i wreszcie zorientować się w sytuacji.

– Jeszcze nie – zagrzmiał po japońsku męski głos, który sprawił, że aż pisnęłam z przestrachu. – Zrobisz to, gdy ci na to pozwolę.

O Boże...

Nie byłam sama w pomieszczeniu. Czy to był... ON?!

W sumie mógł to być jakiś jego kolejny sługa, pokroju Kenty, ale ten władczy ton nie pasował do podwładnego, a samego szefa. Była w nim pewność siebie i stanowczość, której oczekiwałam po mężczyźnie narzucającym niańce swojego dziecka nawet kwestie doboru miłej sobie bielizny. No i z całą pewnością nie kojarzył mi się ze starcem czy perwersyjnym oblechem, jak sobie wyobrażałam Sakai – sama. Głos mężczyzny był intrygujący – niski, zmysłowy, rzekłabym seksowny...

Zaraz, chwileczkę. Czy ja pomyślałam „seksowny"?

Nie, nie i jeszcze raz nie. To był mój pracodawca. Czy raczej pracodawca Holly. W dodatku dziwaczny i podejrzany. Powinnam się go bać, bo najwyraźniej był nieprzewidywalny, skoro kazał mi tkwić przed sobą z zasłoniętymi oczami, zamiast kontemplować jego głos i fantazjować o pasującym do niego wyglądzie mężczyzny.

To Japończyk. Azjata. Nie mogłam o tym zapominać. Oni są brzydcy i zboczeni. Daleko im do zachodnich kanonów piękna. Poza tym fazę fascynacji chłopakami z boys bandów K- pop miałam już dawno za sobą, by teraz ekscytować się kimś z ich kręgu kulturowego, nawet jeśli miał głos, do którego można by się ślinić. Żałowałam jedynie, że przez szok, jaki wywołała u mnie śmierć mojej bliźniaczki przez ostatnie dwa tygodnie nie myślałam zbyt racjonalnie. Przecież mogłam go wygooglować i sprawdzić przed wylotem, jak wyglądał mój zleceniodawca. Pytanie tylko, czy coś by to zmieniło, skoro i tak byłam pod murem?!

Opuściłam ręce i złożyłam je na udach czekając na dalsze instrukcje. Usłyszałam szelest. Mężczyzna podniósł się z miejsca, które zajmował, po czym ruszył w moją stronę. Chyba, bo robił dywan tłumił kroki.

Stężałam przejęta tym co zamierzał.

Skradziona Tożsamość. Spadkobierca - PREMIERA 10.04.2024 (dawniej OYABUN)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz