9. Syndrom Sztokholmski

253 7 0
                                    

   Rozbite szkło niechlujnie leżało na drewnianej podłodze. Blondynka leżała nieruchomo na ziemi, a stróżka krwi zakrzepnęła na jej łokciu. Podpierałam się o umywalkę, przerażona tym, w jaki szał wpadł mój gwałciciel. Mieszkanie było dosadnie zdemolowane, a po ataku agresji tylko i wyłącznie słyszałam jej nierówny oddech.

   — Wiesz, że będę musiał ją zabić?! — gwałtownie do mnie podbiegł, ciągnąc za moje włosy.

   — Ała, to boli, przepraszam cię, tak bardzo cię przepraszam — złapałam za jego rękę, chodź by trochę załagodzić ucisk.

   To nie były szczere przeprosiny, znowu plan nie poszedł po mojej myśli. Teraz całą winę muszę zwalić na zazdrość. Nie mam pojęcia czemu to zrobiłam, po prostu była to nagła chwila, której widok zwalił mnie z nóg.

   — Miałaś po prostu, kurwa, siedzieć na dupie w tym pierdolonym pokoju, nie odzywać się i cierpliwie czekać — rzucił mnie na dywanik łazienkowy. — Będę musiał cię ukarać, chyba byłem za łagodny — zamknął dzwi i usiadł na podłodze opierając się o kafelki.

   — Nie, nie, nie — podeszłam do niego i załapałam go za rękę, była to gra z czasem i jego cierpliwością.

   Zmarszczył brwi na mój nieoczekiwany ruch, tak jakby nigdy go ode mnie nie oczekiwał. Usiadłam na niego okrakiem i oparłam swoje czoło o jego. Ręce wplotłam pomiędzy jego pachy. Wargi prawie stykały się z jego brodą, a szatyna  szybki oddech lądował wprost na mnie.

    Zjebałam, strasznie zjebałam, teraz to trzeba naprawić. Nawet kosztem swojego humoru, godności czy nastoletniej niewinności. To teraz nie miało znaczenia. Nie chcę czuć tego bólu, nie chcę abym w jego rękach była niczym zepsuta, szmaciana lalka.

   — Przepraszam — wyszeptałam na skraju płaczu, coś zaczynałam być beksą. — Artur, ja — zawahałam się, moje ciało drżało na myśl o jego karze. — Nie mogłam na to patrzeć, jak dotykasz inną kobietę. To był taki impuls, najpierw zrobiłam, a potem pomyślałam — zaciągnęłam się jego zapachem, ale czułam jej perfumy.

   Tym razem nastała chwila ciszy, a błękitnooki martwo spoglądał przed siebie. Próbował chyba się uspokoić, bo znowu szarpnął mnie za włosy, trzymając je tak w kłębku.

   — Powtarzałem i tłumaczyłem, rozumiem twoją zazdrość, ale chyba masz jebaną świadomość kim ona jest  — mówił spokojnie, za spokojnie. — Wszystko rozpierdoliłaś, będziesz patrzeć, na jej śmierć. I kurwa kary nie ominiesz! — momentalnie wydarł się.

   — Nie, proszę cię — zaczęłam głaskać jego poliki. — Co mam zrobić? Przytulić cię? Pocałować? Rozłożyć nogi? Zrobię wszystko, ale nie rób tego — nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Wszystko zrobię, ale niech mnie nie bije.

   Zaczęłam bić się z myślami co do swojego planu, to było porównywalne do zawodu pani do towarzystwa. Proponując mu takie rzeczy, w ogóle dotykając go w jakikolwiek sposób. Bałam się jego osoby, taki tajemniczy, niebezpieczny. Przy nim zastrzyk adrenaliny był wtłaczany z podwojoną dawką.

   — Julka — zaśmiał się. — I kogo ty chcesz oszukać? Rozłożyć nogi? Owszem, ale po wymierzonej karze. Możemy zawsze spektakularnie się godzić. Jednak nie będę się nad tobą litował. Oczekuję od ciebie posłuszeństwa i oddania. Czy to tak wiele? — kciukiem zataczał wzorki po kąciku moich ust. — Jestem twoim jebanym właścicielem i czy ci się to podoba czy nie, masz się słuchać. Nie popuszczę ci ślicznotko. Ale dobrze, najpierw przywrócę ci rozum i olej do głowy, a następnie ostro zerżnę — ciągnął swój jeden z wielu monologów. Dziwnie się uśmiechał, jak nigdy dotąd, pokazując przy tym szereg białych zębów.

 •Obsesja•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz