12

14 3 0
                                    

Cały weekend leżę w domu i płaczę. Amy i moja mama próbują mi wytłumaczyć, żebym dała szansę Lathan'owi i pogadała z nim, ale ja nie chce nic od niego słyszeć, bo boję się, że Alice nie kłamała. Alan powtarza tylko, że od początku wiedział, a ja nawet nie mam siły mu przytakiwać.
Cały weekend leże w łóżku i płaczę, bo zaufałam chłopakom i ich polubiłam, a teraz się okazuję, że wcale nie byli tego warci. Lathan próbuję się do mnie dodzwonić, piszę, nawet przychodzi do mnie, a ja udaję że mnie nie ma i zakazuję mojej mamie go wpuszczać. Pisze też reszta ale ja nie odpisuję, a każde przychodzące połączenie odrzucam.
W poniedziałek czuję się okropnie, bo muszę wrócić do szarej, smutnej rzeczywistości, której już nie barwią chłopcy. Wchodzę do szkoły jak do więzienia. Od razu łapie mnie Alan.

-Boże, laska, wyglądasz fatalnie - Mówi, a ja patrzę na niego smutnym wzrokiem.

-Przestań.

-Nie no, nie gadaj, że się nimi przejmujesz. Od początku ci mówiłem, że nie warto.

Docieramy do mojej szafki. Wkładam do niej płaszcz i wyciągam książki.

-Okej, Alan, zrozumiałam. Miałeś rację. Już? - Patrzę na niego, a on unosi ręce.

-Boże, jaka ty dzisiaj groźna jesteś - Kręci głową. Wkładam do torby odpowiednie książki i zamykam szafkę.

-Nie mam humoru - Zaznaczam i ruszam korytarzem. Alan po chwili nadgania mnie.

-Nie żartuj, że ci debile... - Urywa, bo przed nami pojawia się Lathan. Patrzy na mnie.

-Boże, Lily - Wyciąga do mnie ręce, ale ja robię krok w tył - Bałem się, że coś ci się stało...

Alan prycha.

-Jasne. Przed tym czy po tym jak się z niej napierdalałeś? - Mówi. Zamykam oczy, a gdy je otwieram Lathan patrzy na mnie zdezorientowany.

-Lily, o czym mówi ten lamus?

-Ten lamus... - Alan staje przede mną - Nie da więcej skrzywdzić swojej przyjaciółki. Więc lepiej już się nie odzywaj, Moses, bo...

-Możesz jej, kurwa, dać nareszcie coś powiedzieć? - Lathan robi krok w stronę Alana.

-Nie, Moses, nie ma chuja, żebym...

-Dość, Alan - Mówię cicho. Chłopak obraca się do mnie - Przestań proszę. Lathan, nie wiem czy mamy już o czym rozmawiać.

-Mamy! - Lathan próbuje do mnie podejść, ale Alan go powtrzymuje - Puść mnie, konfidencie jebany!

-Alan - Znów upominam przyjaciela - Możemy tylko pogadać z nauczycielką, że nie damy rady skończyć tego projektu. Załatwimy to jutro. Chodź Alan.

Odchodzę, a Alan idzie koło mnie, przeklinając pod nosem. Cały dzień unikam Lathana, kryjąc się za Alanem lub Amy. Staram się też nie rzucać w oczy reszty chłopaków, ani na nich nie patrzeć, bo boli mnie ich widok.
W końcu dzień się kończy, a ja ubieram się szybko i wychodzę ze szkoły. W chwili, gdy opuszczam teren szkoły z nieba zaczyna padać deszcz. Wielkie krople spadają na mnie, a ja myślę, że już gorzej być nie może. Mój płaszcz przemaka w dwie minuty, czapka już nie chroni mojej głowy i tylko próbuję jakoś osłonić moją torbę i notatki w niej.

-Lily! - Słyszę znajomy głos. Zerkam w bok, gdzie w samochodzie siedzi Lathan. Szyba jego auta jest opuszczona, a on nachyla się i patrzy na mnie. Wciąż idę przed siebie, a on jedzie wolko koło mnie - Lily, proszę cię, co ty robisz... Lily.

Wciąż nie reaguję, tylko twardo idę przed siebie. Po mojej twarzy zaczynają płynąć łzy, które łączą się z kroplami deszczu. Nagle czuję, jak ktoś łapie mnie w ramiona i obraca. Patrzę na Lathan'a, który stoi przede mną. Deszcz zdążył zmoczyć jego włosy, które zaczynają lepić mu się do czoła.

-Lily, nie wygłupiaj się, tylko wsiądź ze mną do tego samochodu, podwiozę cię.

Kręcę głową.

-Błagam cię, bądź rozsądna - Próbuje mu się wyrwać, ale trzyma mnie mocno. W końcu poddaje się i wsiadam do jego samochodu. Próbuję się jakoś ogarnąć.

-Dziękuję - Mówię w końcu.

-Możesz mi nareszcie powiedzieć, czemu wtedy wybiegłaś i nie odzywasz się ani do mnie, ani do chłopaków? - Pyta. Wzdycham ciężko.

-Na tej imprezie... Złapała mnie Alice. I ona mi wszystko powiedziała Lathan. Wszystko - W moich oczach znów zbierają się łzy. Widzę jak Lathan marszczy brwi.

-Co wszystko?

-Że kolegujecie się ze mną tylko, żeby się ze mnie pośmiać. I że wygląda to, jakbym się kurwiła i...

-Alice tak powiedziała? - Pyta.

Tak. Że zorientowałeś się, że im bliżej mnie poznajesz, tym bardziej możesz się ze mnie śmiać. I że chłopaki to wszystko robią dla beki.

Chwilę siedzimy w ciszy.

-I ty tak po prostu jej uwierzyłaś? - Pyta po chwili Lathan, stukając palcami w kierownicę.

-No... tak. To twoja dziewczyna. Mówiła przekonująco.

Lathan kręci znów głową.

-Lily... Wiesz, że kocham Alice, w końcu z nią jestem, ale... Nie powinnaś wierzyć w każde jej słowo - Zerkam na niego i marszczę brwi.

-Czemu miałaby kłamać?

-Bo jest zazdrosna - Lathan wzdycha. Zamieram.

-Zazdrosna? Alice... Zazdrosna? O mnie?

-Tak, jest zazdrosna.

-Przecież ona jest jakieś dziesięć razy ładniejsza niż ja! I bardziej doświadczona we... Wszystkim w sumie! I bardziej luźna i w ogóle...

-Po pierwsze to nie prawda - Mówi Lathan i zerka na mnie - A po drugie, jest zazdrosna, bo widzi, jak się dogadujemy. I widzi, że często dogaduje się z tobą dużo lepiej, niż z nią. I że ty mnie często dużo bardziej rozumiesz.

Patrzę na niego w szoku.

-A-ale...

-Poza tym... - Kontynuuje Lathan - Ciebie chłopaki polubili, a jej wciąż nie trawią. Jest zazdrosna. Dlatego chciała nas skłócić.

Siedzę w szoku patrząc na niego.

-To znaczy, że... To znaczy, że ty wcale nie kolegujesz się ze mną tylko po to, żeby się ze mnie śmiać?

Zerka na mnie.

-Mogłabyś mieć o mnie trochę lepsze zdanie. Ale jeśli potrzebujesz zapewnienia, uważam, że jesteś moją przyjaciółką i nie, nie śmieję się z ciebie za twoimi plecami. I chciałbym, żebyś miała do mnie trochę więcej zaufania.

Patrzę na niego chwilę.

-I chłopaki też mnie lubią?

-Chłopaki cię uwielbiają - Mówi chłopak. Patrzę na niego chwilę, a w moich oczach pojawiają się łzy.

-Mówisz poważnie? - Pytam. Lathan parkuję pod moim domem. Zerka na mnie i uśmiecha się.

-Całkowicie poważnie.

Uśmiecham się przez łzy.

-Boże, przepraszam - Mówię. Lathan wychodzi z auta, obchodzi je i otwiera mi drzwi. Wysiadam i wpadam mu w ramiona. Tuli mnie mocno.

-Więcej zaufania, Lily.

Uśmiecham się.

-Okej. Przepraszam. Powinnam była z tobą porozmawiać... Po prostu... Jakoś nie wiem, trudno mi wciąż uwierzyć, że możemy się kolegować.

Gładzi mnie po włosach.

-Więcej zaufania, Lily. Więcej zaufania.

The quality of the smile★ Lil Mosey★Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz