III. As i kier

4.8K 98 20
                                    

twitter: #valenciawatt

Teraźniejszość

Valencia

Leżałam w wannie z lampką jakiegoś taniego wina w dłoni i relaksowałam się przed czekającym mnie tygodniem pracy. Godzinna kąpiel zdawała się dla mnie jedynym wytchnieniem w ostatnim czasie. Powrót do Sztokholmu był także powrotem do szarej rzeczywistości, która niczym nie przypominała bajki.

— Wystarczy tego dobrego — wzdycham zrezygnowana i dopijam alkohol, po czym odkładam ostrożnie kieliszek.

Wynurzam się z ciepłej wody, a następnie wycieram ciało puchowym ręcznikiem. Dźwięk dzwonka sprawia, że marszczę brwi. Nie spodziewam się żadnych gości. Okrywam się szlafrokiem, a następnie wychodzę z łazienki i ostrożnie kieruję kroki w stronę drzwi. Zerkam przez wizjer, ale nie widzę nikogo.

Qué coño?* — mruczę pod nosem, kiedy przekręcam klucz i ciągnę za klamkę.

Chłód sierpniowego wieczora uderza w moje nagie nogi. Wzdrygam się nieco i rozglądam po okolicy. Nie dostrzegam nikogo, ale wtedy mój wzrok spada na niewielki, czerwony pakunek znajdujący się na wycieraczce. Niewiele myśląc chwytam tajemnicze zawiniątko w dłonie i zamykam za sobą drzwi.

Chrząkam, a następnie udaję się do salonu, gdzie zajmuję miejsce na niewielkiej sofie. Decyduję się na odpakowanie paczki. Niepokój wkrada się do mojego umysłu, ale za wszelką cenę staram się uspokoić niepotrzebne myśli. Kiedy otwieram wieko eleganckiego pudełka, moim oczom ukazuje się satynowy materiał i niewielka karteczka z tajemniczym „Z.B".

Zaire Brennon.

Chwytam ją w dłoń, a później odwracam. „Pornstar martini cocktail dress". Och, ironio.

— Nie wierzę — mówię, kiedy wszystko do mnie dociera.

Skąd miał mój adres? Śledził mnie? Moim ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. Ignoruję fakt, że jestem w samym szlafroku i wybiegam na zewnątrz. Rozglądam się nerwowo po okolicy w poszukiwaniu najmniejszego detalu, który powinien mnie zaniepokoić. Podejrzanie wyglądający samochód? Chowająca się gdzieś za drzewami sylwetka? Serce niemal podchodzi mi do gardła.

— Uspokój się. Wszystko jest w porządku — szepczę pod nosem.

Przełykam ślinę. Chłodne powietrze owiewa moje nogi, a włoski na ciele stają dęba. Dla spokoju sumienia rozglądam się jeszcze ostatni raz i wracam do domu. Przekręcam wszystkie zamki w drzwiach i zasłaniam zasłony w salonie. Opadam na sofę i nieudolnie próbuję opanować drżenie rąk. Zaciskam mocno powieki, kiedy walczę z jakąś niewidzialną siłą o dostęp do powietrza. Sapię i osuwam się na zimną posadzkę. Łzy spływają z mojej twarzy niby mimowolnie, a ja nie mogę ich zatrzymać. Tępy ból z tyłu czaszki nie pozwala mi na otworzenie oczu.

— Nie, błagam. Nie — dukam, żałośnie dławiąc się łzami.

Wraz z odejściem ojca straciłam poczucie bezpieczeństwa. Nienawidziłam tej bezsilności, ale jeszcze bardziej nienawidziłam faktu, że cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze czułam czyhające gdzieś w ukryciu zagrożenie. Później zaczęły się ataki paniki, które jeszcze bardziej wszystko skomplikowały.

— Raz, dwa, trzy, cztery... — liczę, by rozproszyć myśli. Walka o oddech staje się wówczas priorytetem.

Tracę jakiekolwiek poczucie czasu. Nie mam pojęcia, czy mija kwadrans, godzina czy doba. Wszystko staje w miejscu i jakby cicho zamiera. Przytłaczająco głucha cisza sprawia, że niewyobrażalnie szumi mi w głowie. Otumaniona uchylam powieki, a zamazany obraz powoli się wyostrza. Zwilżam wargi i przełykam ślinę.

ValenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz