IV. Przysługa

3.3K 96 2
                                    

twitter, tiktok: #valenciawatt

Teraźniejszość

Valencia

      Koniec sierpnia przynosi jeszcze chłodniejsze dni i noce. Słońce coraz częściej chowa się za chmurami, pogrążając cały Sztokholm w przedziwnej szarości. Niespecjalnie przepadałam za ponurą pogodą, choć reszta mieszkańców zdawała się nie zwracać na to większej uwagi. Być może wciąż nie przyzwyczaiłam się do klimatu Skandynawii? Nie wiedziałam tego, ale w takich momentach tęskniłam za słoneczną Hiszpanią dwa razy bardziej.

      Z pracy wychodzę dziś późnym wieczorem. Choć to dość nietypowe jak na mnie, cała sterta papierkowej roboty pozwoliła mi zająć myśli. Od samego rana czułam dziwny, narastający niepokój, którego nie potrafiłam wyrzucić z głowy. Nawet Eva dopytywała, czy aby na pewno nic się nie stało. Przełykam ślinę i kieruję kroki w stronę zaparkowanego tuż obok biurowca samochodu.

      Dookoła zdążyło się już porządnie ściemnić, a jedynym źródłem światła stały się przydrożne latarnie. Zaciskam dłonie na materiale płaszcza i przyspieszam kroku. W międzyczasie zaczyna dzwonić mój telefon, dlatego czym prędzej przegrzebuję torebkę, a później odbieram połączenie. Mama wita mnie swoim charakterystycznym, ciepłym głosem i pyta o moje samopoczucie.

      — Mamá, to ja powinnam pytać o takie rzeczy — śmieję się i podświadomie unikam odpowiedzi. — Co mówią lekarze?

      Mija kilka chwil zanim słyszę jej głos ponownie. Chrząka dla niepoznaki i stara się uspokoić moje obawy:

      — To, co zawsze. Muszę dużo odpoczywać i o siebie dbać. Wszystko jest w porządku, kochanie. Nie martw się.

      Choć próbuje brzmieć stanowczo, coś sprawia, że nie przekonują mnie te słowa.

      — Opłaciłam twój pobyt w klinice na kolejne dwa miesiące z góry. Potrzebujesz czegoś? — pytam, a następnie przeczesuję torebkę w poszukiwaniu kluczyków.

      — Dziecko, musimy znaleźć inną klinikę. Nie stać nas na takie wydatki, jeszcze chemioterapia i leki... — mówi trzęsącym się głosem.

      Gryzę wargę, by powstrzymać napływające do moich oczu łzy. Biorę głęboki oddech i odpalam silnik. Przełączam mamę na tryb głośnomówiący i wyjeżdżam na ulicę.

      — Ja... wzięłam nadgodziny — kłamię, a mój żołądek zawiązuje się w supeł. — Nie martw się o pieniądze. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.

      Nie miałyśmy w zasadzie żadnych krewnych, a przynajmniej nikogo, na kogo mogłybyśmy liczyć. Odkąd ojciec nas zostawił, zostałyśmy z mamą zupełnie same. Babcia Ulrikke zmarła na krótko przed rozwodem rodziców, a dziadek Karl odzywał się tylko na święta. Jedyna kuzynka mamy mieszkała bodajże w Sydney, ale ostatni raz widziałam ją mając zaledwie osiem lat.

Wciskam pedał gazu i znacząco zwiększam prędkość. Nie powstrzymuję już łez, ale staram się opanować drżenie głosu. Coś w głębi serca mówi mi, że powinnam wyznać jej prawdę, ale doskonale wiem, że to zburzyłoby nasz świat. Kłamstwa były wygodniejsze i... bezpieczniejsze.

      Kiedy mama dostała diagnozę, a niedługo po tym ojciec nas zostawił, przyrzekłam sobie, że zrobię dla niej wszystko. Nie była to tylko pusta obietnica, naprawdę robiłam wszystko. Moralność przestała mieć wówczas jakiekolwiek znaczenie, liczył się tylko fakt, żeby moja ukochana mama żyła. Nie mogłam stracić kolejnej bliskiej mi osoby.

ValenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz