VII. Przerwany akt

2.5K 70 4
                                    

twitter, tiktok: #valenciawatt

4 lata wcześniej

Kiedy Zaire usiadł przed pianinem, a jego palce dotknęły klawiszy, posiadłość państwa Brennonów wypełniły dźwięki czystego piękna. Jak co piątek, ćwiczył Sonatę księżycową Beethovena, a matka z zafascynowaniem zatapiała się w perfekcji jego gry. Choć miała w zwyczaju zbyt często powtarzać, jak bezbłędnie mu to wychodziło, on wciąż zauważał pewne mankamenty. Grał... po prostu doskonale. Dynamicznie i zmiennie, czasem cicho i delikatnie, a czasem gwałtownie i ekspresywnie. Z każdą kolejną nutą tworzyła się wokół niego jakaś niesamowita aura. Jego gra była niczym opowieść, skrywająca najgłębsze emocje – miłość, strach, smutek, radość. Poruszał się w rytm muzyki i często przymykał powieki. Subtelnie, ledwo zauważalnie. Matilde obserwowała go z nieskrywaną dumą, widząc w nim cząstkę siebie. Ręce syna sunęły gładko po klawiszach, tworząc melodię, która przenikała w głąb duszy. Jego zapał i pasja były widoczne w każdym ruchu i w każdym dźwięku, który wydobywał z tego instrumentu.

Westchnęła. Dłonie, które jeszcze niedawno były tak maleńkie i niezdarne, teraz zdobyły siłę i precyzję. Twarz Zaire pozostawała skupiona, a ciemne oczy błyszczały. Z każdą kolejną nutą w sercu Matilde rodziły się nowe emocje, a kiedy gra dobiegała końca, potrzebowała dłuższej chwili, żeby powrócić do rzeczywistości.

— Jestem z ciebie taka dumna — powiedziała z miłością, ujmując policzki Zaire, by spojrzeć mu w oczy.

Uśmiechnął się w odpowiedzi i tylko skinął głową. Pozwolił, by wątłe matczyne ramiona oplotły jego barki, a cierpki zapach herbacianych perfum wdarł się do nozdrzy. Krótko potem zmarszczył brwi i obrzucił podejrzliwym wzrokiem kobietę:

— Zmieniłaś perfumy? I rzuciłaś palenie? — zdziwił się.

W chwili, gdy Zaire dostrzegł zmieniony wygląd matki, jego twarz na moment zastygła. Zacisnął pięści, a czoło zmarszczyło się w niezrozumieniu. Może i nie była to szczególnie niepokojąca zmiana, gdyby nie fakt, że Matilde od ponad piętnastu lat używała namiętnie tego jednego, mdląco słodkiego zapachu od Marca Jacobsa, którego nazwy nigdy nie potrafił zapamiętać. Oprócz tego uwielbiała palić papierosy i robiła to przy każdej możliwej okazji. Zaire czasami wydawało się, że kochała tę piekielną używkę bardziej od niego. W kieszeni, torebce, a czasami nawet w portfelu zawsze nosiła paczkę czerwonych Davidoffów.

— W ogóle wyglądasz... inaczej — mruknął, omiatając wzrokiem jej sylwetkę.

Od dziecka z łatwością wyłapywał najmniejsze szczegóły. Ojciec śmiał się, że ten wyjątkowy dar odziedziczył po matce, ale Zaire nigdy nie rozumiał, czemu traktował jego spostrzegawczość jako wielki talent. Głównie dlatego nie miał pojęcia, dlaczego zmiany w wyglądzie matki umknęły jego uwadze.

— Och, wydaje ci się tylko — machnęła tylko ręką, widocznie skrępowana.

Nie uwierzył w jej słowa. Nikt, kto znał dobrze Matildę Lucrezię Brennon nie dałby wiary, że faktycznie nic się nie zmieniło. Wyglądała... jak nie ona. Bardziej jak własna zaginiona siostra bliźniaczka, która dopiero przekraczała trzydziestkę. Młodziej, świeżej. Ciemne włosy stały się o ton lub dwa jaśniejsze, skóra bardziej promienna, a sylwetka smuklejsza. Każdy pewnie cieszyłby się z takiej przemiany własnej matki, ale Zaire wiedział, że coś musiało się za tym kryć. I to wbrew pozorom niekoniecznie coś dobrego. Matilde zmieszała się. Co prawda chciała wytłumaczyć, że to tylko zewnętrzna transformacja, która nie zmieniła tego, kim była wewnątrz, ale głos ugrzązł jej w gardle. Zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Wiedziała, że syn miał rację, ale powody musiała zachować dla siebie.

ValenciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz