-Nieźle wyglądasz w tej... pozycji...?- zaczął Verlaine. Nonszalancko opierał się o ścianę swojej celi, stojąc tuż przy kratach i palił papierosa. Smród unosił się w całym areszcie.- Nawet jeśli wogóle nie urosłeś od naszego ostatniego spotkania. Spokojnie mnie też wsadzili w coś podobnego na samym początku. Dopiero, gdy upewnili się, że nie mam już swojej zdolności, wypuścili mnie z tego czegoś.
Chuuya czuł bardzo wyraźnie jak krew w skroniach bulgocze mu ze złości. Miał wrażenie, że prawie nie oddycha, miał wrażenie, że prawie nie istnieje, miał wrażenie, że zmienił się w małą, płonącą kulkę gniewu. Szarpnął się w pętach łańcucha. Oczywiście nic to nie dało.
-Nie ma co próbować. Są zrobione z metalu odpornego na zdolności. Możesz się jedynie skaleczyć.- Zmierzył go tym wzrokiem, który Chuuyi śnił się po nocach.- Bracie... twoje oczy płoną jak ogniska w mroczną, zimową noc.
-Nie jestem kurwa twoim bratem.- słowa zabrzmiały jak pocisk.- Jak powiesz tak o mnie jeszcze raz to Cię zabiję.
Verlaine odpalił drugiego papierosa. Zapalniczka oświetliła jego wychudłą i pobladłą twarz. Dopiero w tamtym momencie do oszołomionego Chuuyi dotarło, jak bardzo Francuz się zmienił. Jego skołtunione włosy były jakby o wiele rzadsze i bardziej kruche. Pod oczami malowały się głębokie wory, które jakby specjalnie pasowały kolorystycznie do jego szarych, dresowatych, więziennych ubrań. Sprawiał wrażenie małego, jakby się skurczył w ciągu ostatnich dwóch lat albo jakby ktoś wyssał z niego większość wody. Papieros balansujący między cienkimi palcami trafił do ust.
-I tak mnie zabijesz. Po to tu jesteś, prawda? Zresztą i tak od dawna wiem, że to będziesz ty... A tak w ogóle...- mówił bardzo powoli i przeciągał każdą sylabę.- Ja i tak już jestem trupem. Od dawna. Trupem, który chodzi i oddycha.
-Nie pierdol.- wysyczał Chuuya. Cieszył się, że nie może się ruszyć bo w innym wypadku zabiłby Verlaine zanim zdążyliby wyciągnąć z niego cokolwiek na temat jego zdolności. -Jak śmiesz? Jak ty kurwa śmiesz? Trupami są moi wszyscy przyjaciele. Brzydkimi, poszatkowanym zwłokami. Przez ciebie! A ty śmiesz nazywać siebie trupem?! Użalać się nad sobą?! Nie masz żadnego prawa uciekać od swojej odpowiedzialności! Bo to jest uciekanie. Tak długo jak żyjesz, masz żyć z poczuciem winy i konsekwencjami i wiedzieć, że żyjesz i płacisz za swoje własne czyny do cholery! Ostatnią twoją myślą, tuż przed tym jak wyzioniesz ducha ma być twój żal za grzechy!
Chuuya poczuł, jak ze złości w kącikach jego oczu zebrały się łzy. Oddychał ciężko. Boże jak On go nie cierpiał. Miał ochotę go rozszarpać i rzucić klątwę na każdy kawałek tego, co zostanie z jego ciała. W takich momentach miał nadzieję, że ten cały witchcraft, którym parała się Kyou jest prawdziwy. Chciał przeklnąć go tak, jak on przeklną jego serce. Chociaż to pewnie nie jest możliwe- zadać taki ból głupimi zaklęciami.
-Ta... pewnie masz rację. Przepraszam za tamto, jeśli to ma jakieś znaczenie.- powiedział cicho, a jego głos był jakby... spięty?
-Nie ma.- odparł Chuuya trochę zbity z tropu. ON przepraszał?
-Ale nie wszystko to co powiedziałeś było prawdą. Jeden z twoich przyjaciół nadal żyje o tu za ścianą.- I pokazał kciukiem w swoje lewo.
Dazai! Chuuya ze wstydem przyznał się sam przed sobą, że o nim zapomniał. Zapomniał o tym jak oberwał w tamtej alejce. Wytężył wzrok i wbił go w ciemne wnętrze celi sąsiadującej z celą tego skur**ela. Z pozycji, w której się znajdował widział zaledwie jej kawałek.
-Oj, Dazai!- Chuuya krzyknął.- Wstawaj śpiąca królewno. Nie mamy całego dnia, żeby tu siedzieć.
Brak odpowiedzi.
CZYTASZ
Soukoku final
FanfictionDlaczego Chuuya nagle stracił kontrolę nad swoją zdolnością? Kto do niego zadzwonił tuż przed uwolnieniem Arahabakiego? Opowieść o Soukoku i o ich końcu.... Zapraszam... Okładka nie moja.