Gdy tylko Chuuya usłyszał jego słowa, podniósł się z ziemi. Otrzepał ręce, obrócił się na pięcie i zaczął odchodzić. Jak gdyby nigdy nic.
-Dazai, wstawaj. Nie jesteśmy zainteresowani.- rzucił nadal idąc. - Farewell Shibusawa...
-Chuuya...- Dazai nie wstał.
-Żadne „Chuuya", Dazai wstawaj.- przerwał mu twardo.
Chuuya zatrzymał się, gdy uświadomił sobie, że Dazai nadal nie podniósł się z ziemi. Wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Nie podobało mu się, w jakim kierunku to idzie.
-Oj, mam Cię ciągnąć po ziemi? Czy się ruszysz?- jego głos był stanowczy.
-Chuuya, ja się zgadzam- odparł równie stanowczo Osamu.- Wiedziałem jak to się skończy i postanowiłem Cię tu przyprowadzić pomimo to.
-Aha.- Chuuya obrócił się gwałtownie.- Czyli wiedziałeś o tym, ale specjalnie nic mi nie powiedziałeś?
-Tak, bo wiedziałem jak zareagujesz.
-Nie ma opcji Dazai, tu chodzi o twoje życie.- kto wie co Shibusawa z nim zrobi. Pewnie go nie zabije, ale napewno sprawi, że jego świat będzie piekłem.
-Nie ma opcji Chuuya, tu chodzi o twoje życie.
Dazai zamknął oczy i podniósł swoją lewą dłoń w górę. Zanim Chuuya zdążył zareagowć, Shibusawa wyciągnął skądś długi łańcuch opatrzony w dwie obręcze i jednym szybkim ruchem jedną z nich zapiął na nadgarstku Dazai'a, a drugą na swoim.
-Tak na wszelki wypadek.- rzucił Shibusawa.- To jest metal odporny na wszelkie zdolności. Nie przerwiesz go.
Chuuya poczuł, że robi się mu niedobrze. Nie wiedział co ma zrobić. Wiedział, że nie ma wielkiego wyboru, a każda z dostępnych dla niego opcji skutkowała czymś strasznym. Poczuł się jak jakaś jebana Antygona.
-Dazai, to jest bez sensu.- starał się przemówić mu do rozumu.- Zamienisz swoje życie w piekło do cholery. Patrz.- zrobił dwa przysiady i pokręcił nadgarstkami- Czuję się dobrze, nie umieram. Mamy czas. Nie musimy się posuwać do takich rozwiązań. Możemy znaleź inne rozwiązanie.
-Chuuya. Ja już podjąłem decyzję. Tu nie chodzi tylko o twoje życie, ale co zrobisz gdy Mori ogarnie się, że nie masz zdolności? Myślisz, że nadal będzie Cię trzymać pod ręką? Nie Chuu, on Cię po prostu zabije. Żeby pozbyć się problemu.
-Kurwa Dazai.- Chuuya złapał palcami mostek nosa.- Mam w dupie tego jebanego pedzia i jego widzimisie. Mam w dupie tą cholerną zdolność. Mam w dupie życie!- czuł, że krzyczy.- Dazai ja nie chce tego wszystkiego bez ciebie!
Zapadła cisza. Soukoku mierzyło się nawzajem wzrokiem. Chuuya był roztrzęsiony, Dazai opanowany. Oczy tego pierwszego płonęły, a drugiego zdawały się być tak zmęczone jak najstarsze skały tego świata. Chuuya poczuł. Poczuł ten mur, który niegdyś między nimi był, a potem runął, a teraz... a teraz zdawał się powstawać na nowo. Dazai nie zamierzał ustąpić.
Jakby na potwierdzenie tych słów Dazai wyciągnął nóż z kieszeni płaszcza. I zaczął delikatnie jeździć po jego ostrzu opuszkami palców.
-Chuu...- nagle ton jego głosu się zmienił. Był... taki protekcjonalny.- Jesteś najgłupszą osobą jaką poznałem.
-Co?- Chuuya był zbity z tropu.
-Zaufałeś mi. To jest najgłupsza rzecz, jaką można zrobić.- wykrzywił jadowicie usta - Naprawdę myślałeś, że to wszystko było naprawdę? Proszę Cię Nakahara. Cały czas w głębi duszy wiedziałeś, że to wszystko nie może się dziać na serio. Nie mogłeś uwierzyć w swoje szczęście.
CZYTASZ
Soukoku final
FanfictionDlaczego Chuuya nagle stracił kontrolę nad swoją zdolnością? Kto do niego zadzwonił tuż przed uwolnieniem Arahabakiego? Opowieść o Soukoku i o ich końcu.... Zapraszam... Okładka nie moja.