-Spokojnie Osamu.-powiedział Shibusawa po tym jak ich wzrok się skrzyżował. Dazai ciskał w niego sztyletami z oczu- Musi umrzeć tylko na chwilę. No, ale najpierw może napijemy się?
-Co?- Chuuya był całkowicie zbity z tropu.- Napić się? Czego?
Shibusawa zaśmiał się cicho.
-Zapraszam za mną...- obrócił się i zaczął iść przed siebie. Chuuya spojrzał pytająco na Dazaia, a ten sugestywnie skinął głową. Soukoku ruszyło za Shibusawą.
Przeszli zaledwie parędziesiąt metrów przeciskając się przez gąszcz nagrobków. Chuuya z trudem starał się na żaden nie nadepnąć, ani nie wpaść w trakcie gdy Dazai zdawał się znać ich położenie na pamięć i sunąć przez nie zgrabnie niczym cień. Chuuya potraktował ten fakt jako ostateczne potwierdzenie jego podejrzeń, chociaż w sumie to z Dazai'em nigdy niewiadomo. Wtedy Shibusawa się zatrzymał.
-Co to jest?- syknął Chuuya. Nie podobało mu się to.
Przed nimi leżał rozłożony, duży, czerwony koc piknikowy, a na nim stał wiklinowy koszyk, niczym z filmu, z którego wystawała szyjka jakieś butelki (Chuuya od razu wiedział, że to jedno z jego ulubionych tańszych win- Portada półwytrawna) i małe zawiniątka.
-Obrabowałeś Czerwonego Kapturka czy co?- rzucił Chuuya, który tą wypowiedzią jakby wpasował się w klimat tej groteskowej sytuacji.- W sumie pasowałbyś na wilka.
Dazai się nie zaśmiał ani nic nie powiedział. Zmartwiło to Nakaharę, bo Dazai nigdy nie puszczał mimo uszu jego zaczepek skierowanych czy to do niego, czy do kogokolwiek innego. Musiał być bardzo spięty.
-Przezabawne.- odparł Shibusawa z uśmiechem. Następnie dodał dziwnie niepokojącym tonem- Nigdy nie spotkałem Czerwonego Kapturka, niestety. Napewno.... Byłoby to ciekawe spotkanie.
No tak. Ten człowiek torturował i zabijał dzieci. Torturował Dazai'a. Chuuya poczuł jak rośnie w nim złość, którą do tej pory starał się ignorować. Wcale nie śmieszyły go te jego chore pomysły.
-Chciałbym omówić z wami... to co ma nadejść żebyśmy się dobrze zrozumieli. Biznesy najlepiej prowadzi się przy winie.- Mówiąc to Shibusawa okrążył koc i opadł na niego. Zaczął wyciągać różne zawiniątka z koszyka.
Chuuya pierwszy raz od dawna nie miał ochoty na wino. Jak mógłby pić tę ambrozję w jego otoczeniu? Nie chciał rozmawiać z tym człowiekiem. Nie chciał z nim siedzieć na kocu. Chciał go udusić za to, co zrobił Dazai'owi. Za to co zrobił innym dzieciom. Frustrowało go, że musi polegać na kimś takim. Czuł się upokorzony. Czuł się...
Dazai dyskretnie położył rękę na jego plecach. Spojrzeli na siebie kątem oka. Osamu wyczuł jego opór i złość. Wzrokiem i dotykiem próbował wlać w niego trochę spokoju i Chuuya musiał przyznać, że się mu to udało. Dazai opuścił rękę po czym usiadł obok Shibusawy. Chuuya jeszcze przez chwilę walczył sam ze sobą. Czuł, że układanie się z tym człowiekiem jest złym pomysłem. Od początku tak uważał, ale dopiero teraz, gdy stanął z nim oko w oko, dotarło do niego, że po prostu nie chce tego robić. Chuuya nie uważał się za świętego, ale nawet taki demon jak on unika szatana przy każdej okazji.
Ale jaki miał wybór? Umrzeć? Może nie teraz. Może za rok, za dwa, za dziesięć. Do tej pory prawie wszystko wskazywało na to, że Verlaine nie kłamał. Zresztą tu nie chodzi tylko o niego, Chuuya mógł pogodzić się z własną śmiercią. Tu chodziło o Kyoukę, Kyou, Dazai'a... Chuuya musiał to zrobić. Jeśli Dazai daje radę, to on też da.
Chuuya usiadł obok Dazai'a. Obydwoje siedzieli w ciszy obserwując jak Shibusawa wyciągał z koszyka kieliszki, a następnie zaczął odwijać paczuszki, które jak się okazało, skrywały w sobie winogrona, banany, jakieś ciasteczka, krakersy i inne przysmaki. Po chwili przypominali trójkę serdecznych znajomych, którzy niczym nie różnili się od innych śmiertelników. No oprócz tego, że organizowali piknik na opuszczonym cmentarzu w środku lasu.
CZYTASZ
Soukoku final
FanfictionDlaczego Chuuya nagle stracił kontrolę nad swoją zdolnością? Kto do niego zadzwonił tuż przed uwolnieniem Arahabakiego? Opowieść o Soukoku i o ich końcu.... Zapraszam... Okładka nie moja.