Jak zawsze znakami równości oznaczone są momentu, które mogą kogoś triggerować.
Nie polecam czytać tych fragmentów jeśli nie chcesz słyszeć o wykorzystywaniu seksualnym, torturach czy sh.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Chuuya dopiero rano usłyszał doczekał się wiadomości, że z Dazaiem wszystko jest już dobrze. Przez całą noc chodził po mieszkaniu, sprzątając posprzątane pokoje żeby odciągnąć swój umysł od zamartwiania się o Dazai'a. Yosano wyszła wykończona z sypialni Kyou i stanęła nad nim. Siedział na kanapie.
-Zmiana. Teraz ja zajmuję kanapę, a ty idziesz go pilnować.- jej głos był niepokojąco stanowczy. Miał wrażenie, że dziewczyna była tak zmęczona, że gdyby nie wstał po prostu by go rozszarpała.
-Yosano...- wstał i po chwili dziewczyna położyła się na kanapie. Owinęła się kocem.- Dziękuję, gdyby nie ty...
-Tak wiem. Nie ma za co. Jestem lekarzem, a to nasz obowiązek.- i obróciła się do niego plecami, wyraźnie nie mając ochoty dłużej z nim rozmawiać i Chuuya mógł przysiąc, że zasnęła od razu. Trudno się dziwić. Nie spała całą noc.
Chuuya westchnął i ruszył w stronę sypialni. Kyou nie było wtedy w mieszkaniu, musiała załatwić coś super ważnego w siedzibie mafii. Zapukał do drzwi. Zero odpowiedzi. Zapukał jeszcze raz. To samo.
Może śpi? Jego serce zabiło szybciej na tą myśl. Nadal nie wyzbył się tego dziwnego uczucia strachu o jego życie. Co jeśli Yosano się pomyliła i Dazai ma krwotok wewnętrzny? I umrze? W końcu nie byli w szpitalu, dziewczyna nie miała dostępu do prawdziwej aparatury. Z trudem opanował zbrukane nerwy. Nacisnął klamkę.
-Wyglądasz jakbyś miał się popłakać.- powiedział Dazai gdy Chuuya stanął w progu. Uśmiechnął się słabo.-W ogóle to cieszę się, że dziewczyny cię zauważyły i wzięły Cię ze sobą. Wiesz, ciebie nie jest trudno przeoczyć.
Miał na sobie jakąś cienką narzutkę Kyou. Jego podbite oko i ranę na szyi zakrywał materiał bandaża, a z jego prawej ręki wystawała długa, kręta rurka kończąca się woreczkiem pełnym jakiegoś czerwonego płynu zawieszonego na szafce nad jego głową. Siedział wyprostowany. Nadal był chorobliwie blady, a wściekle pomarańczowe promienie wstającego słońca tylko to podkreślały. Dazai patrzył w okno, za którym rozciągała się panorama Jokohamy. Mimo że się uśmiechał, jego wzrok był przepełniony smutkiem, którego z jakiegoś powodu nie udało się mu zamaskować.
Chuuyę zalała fala ulgi. Wyglądał słabo, ale żył. Nie wiedział skąd wziął się impuls, pod wpływem którego podszedł do niego i go objął. Uczynił to tak szybko, że sam zorientował się co robi dopiero po chwili. Dazai był nieruchomy jak posąg. Mimo to nie cofnął się. Coś mu nie pozwalało.
-Dazai. Chyba już się dobrze czujesz, skoro jesteś w stanie być takim dupkiem. - rzucił.- Mam ochotę Cię udusić.
-Nic nowego.- odparł obojętnie.
-Nie, Dazai...- Chuuya cofnął się, ale nadal trzymał dłonie na jego ramionach. - Tym razem mam ochotę udusić Cię nie po to, żeby Cię zabić, tylko żeby tobą wstrząsnąć.
Chuuya nie miał pojęcia co w niego wstąpiło. Może te ostatnie przeżycia pomieszały mu w głowie już do końca? Czemu tak bezceremonialnie przerwał ich długą zmowę nienawiści i milczenia? Miał wrażenie, że to nie on to zrobił, tylko jego szybko bijące w piersi serce i rozgrzane policzki.
-Mogłeś umrzeć. - dodał.
-I?- zapytał się Dazai obojętnym tonem.
-Kurwa mać. Czemu ty zawsze taki jesteś? Naprawdę twoje życie nic dla ciebie nie znaczy? Dlaczego nie powiedziałeś, że jesteś ranny tam, w więzieniu? Kyou powiedziała mi, że Yosano stwierdziła, że nie skończyłbyś w takim stanie gdybyś nie zażył trucizny! Na całe szczęście miała ze sobą surowicę, która zatrzymała krwawienie. To nie było śmieszne.
CZYTASZ
Soukoku final
Fiksi PenggemarDlaczego Chuuya nagle stracił kontrolę nad swoją zdolnością? Kto do niego zadzwonił tuż przed uwolnieniem Arahabakiego? Opowieść o Soukoku i o ich końcu.... Zapraszam... Okładka nie moja.