Final

914 87 167
                                    

Dazai wpatrywał się w zegarek na swoim nadgarstku. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Klęczał nad Chuuyą z gotową strzykawką w ręce. Nagle coś uderzyło w ścianę kopuły. Dazai wzdrygnął się gdy zobaczył korupcję walącą z całej siły w magiczną powierzchnię. Trwało to zaledwie parę sekund zanim zdolność zaczynała zwalniać swoje ruchy. Zostało 10 sekund.

Uderzenia ustały.
9

8

7...

Dazai czuł się niesamowicie spokojny. Zastanawiał się czy tak czują się ludzie w oku cyklonu. Korupcja upadła na kolana. Była przerażająco podobna do Chuuyi.

6

5

Rozbłysło światło. To zdolność zmienia się w diament.

4

3

2

Dazai przyłożył strzykawkę z antidotum do szyi Nakahary. Jeszcze chwila. Nierozumiał dlaczego to wszystko tak bardzo go nie interesuje. Jego ukochany dosłownie umierał w jego ramionach, znajdował się na cmentarzu pełnym znajomych mu twarzy w towarzystwie najgorszego z ludzi, którego miał okazję spotkać. Zastanawiał się co jest z nim nie tak. Czemu w takiej sytuacji czuł błogi spokój, a często zwykłe słowo umiało roztrzaskać jego serce na milion kawałków. Nie wiedział dlaczego miał w sobie taką pustkę. Nie miał pojęcia skąd wzięła się w nim taka obojętność. Przed oczami jego umysłu majaczył poranny widok spokojnego morza.

1

Wbił strzykawkę w żyłę Chuuyi. Zaczął powoli wciskać niebieskawy płyn do jego organizmu. Zanim tłok napotkał opór, Dazai zaobserwował ruch gałek ocznych pod zamkniętymi powiekami Rudzielca. Gdy wyciągnął igłę z jego szyi, cisnął ją na prawo po czym położył rękę na jego klatce piersiowej. Stwierdził, że czuje bicie serca. Przyłożył twarz do jego twarzy i wyczuł oddech na swoim policzku. Chuuya żył. Wszystko się udało.

Dazai odsunął się od niego po czym, przy wtórującym każdemu jego posunięciu szeleście łańcucha, położył sobie jego głowę na kolanach i wbił wzrok w jego oczy. Czekał.

-Osamu...- zaczął Shibusawa.

-Daj mi chwilę. Tylko chwilkę.- przerwał mu Dazai.- Potem zrobisz co chcesz. Nie odejdę dopóki nie zobaczę jego oczu.

Shibusawa nic nie odpowiedział co Dazai potraktował jako przyzwolenie. Mierzył Chuuyę wzrokiem. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy jak dużo wiązało się z jego twarzą, z jego włosami, z jego skórą, z jego oddechem.... Ile dobra... Chuuya był jego jedynym światełkiem w tunelu. Chuuya był dla niego synonimem ciepła, miłości i dobroci. Bez Chuuyi jego życie do końca utonęłoby w beznadziei. Chuuya był lepszy niż jakiekolwiek używki, był lepszy niż jakiekolwiek leki i terapia. Chuu był jego życiem. Chuu był jego tlenem. Bez Chuuyi istnienie było tylko nieprzyjemnym obowiązkiem. Dazai przyłożył rękę do jego policzka po czym zaczął go delikatnie głaskać.

-Hej Chuu... wstawaj...- szepnął.- Już po wszystkim. Wszystko jest już dobrze...- ogarnęło go jakieś ciepłe uczucie. Uczucie większe niż on sam.

Chuuya otworzył oczy.

-Wiedziałem, że kłamałeś głupia makrelo.- powiedział Chuuya.- W końcu prawie nigdy nie robisz tego, na co nie masz ochoty, prawda?

Dazai odpowiedział cichym westchnieniem. To był pierwszy moment w ich życiu gdy byli naprawdę razem i wszystko było dobrze. To był pierwszy raz gdy Soukoku zdawało się napotkać swoje przeznaczenie. Dazai pochylał się nad Rudzielcem i tonął w niebieskich oczach Chuu, a Chuuya zdawał się nie dowierzać swoim własnym oczom gdyż pierwszy raz zauważył połyskujące złoto w źrenicach Dazai'a. Mogłoby się zdawać, że na tym cmentarzu, pośród opadającej już wokół nich mgły, ta dwójka widziała w sobie nawzajem wszystkie utopijne wizje świata. To było ich szczęśliwe zakończenie.

Soukoku finalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz