CO BY BYŁO GDYBY OJCIEC ANASTASII NIE ZOSTAŁBY ZABITY?
- Ana, kochanie, obudź się. Proszę, skarbie. Córeczko.
Wszelkie słowa docierały do mózgu czarnowłosej bardzo powoli, a ona słyszała je jak przez mgłę. Starała się otworzyć oczy, ale sprawiało jej to duże trudności. Dopiero po chwili spojrzała na mężczyznę przed sobą.
Joe Blake odetchnął z ulgą, że jego córka żyła, że w ogóle się obudziła. Choć sam nie miał siły, musiał sprawdzić, czy ona rzeczywiście tam była. Musiał się upewnić.
- Tato... Ty żyjesz. - powiedziała ledwo słyszalnie, uśmiechając się delikatnie, lecz szybko uśmiech zastąpił grymas bólu.
- Już, spokojnie, nic nie mów. Ważne, że tobie nic nie jest, skarbie. Chodź, musimy iść, czekają na nas.
Mężczyzna wziął ostrożnie swoją córkę na ręce i skierował się do wyjścia. Ona sama prędko obłapała jego szyję, by nie spaść. Miała świadomość, że jej ojciec sam ledwo trzymał się na nogach, ale ona nie ustałaby nawet pięciu minut o własnych siłach.
Oboje omijali rozwalone gruzy, które wcześniej musiały być ścianami. Omijali ciała poległych, kałuże krwi, jak i jakichś płynów, które mogły im w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Patrzyli na to wszystko, nie potrafiąc uwierzyć, że to rzeczywiście się wydarzyło. Że właśnie tam byli, zmierzali ku wyjściu.
Byli zaledwie kilkanaście metrów od wyjścia z budynku, gdy drogę zataranował im jakiś uzbrojony mężczyzna. Joe odstawił córkę na ziemię, z ulgą stwierdzając, że może już iść o własnych siłach, po czym wyciągnął z pochwy pistolet, kierując go w stronę nieznanego żołnierza. Tamten również nie zwlekał i skierował broń w stronę ojca i córki.
- Nie ocalisz wszystkich, Blake. Ktoś będzie musiał zginąć. - odezwał się przeciwnik, uśmiechając się chytrze. Był wyjątkowo pewny siebie, co było sporym plusem dla planu Anastasii, który narodził się w jej głowie.
- I tym kimś będziesz ty. - odparł czarnowłosy, osłaniając ciałem swoją córkę. Ta jednak znikąd pojawiła się przed nim, celując w pierś żołnierza Hydry. Wciąż chwiała się lekko na nogach, ale utrzymywała się w pionie.
- Dwóch na jednego? Nie uważacie, że to ciut niesprawiedliwe?
- Boisz się, że zginiesz? - spytał prowokacyjnie Joe, patrząc na niego, jakby z szyderczym uśmiechem.
- Albo ty, albo ona, wybieraj. - powiedział agent Hydry, po czym wycelował wprost w pierś Anastasii.
Po chwili rozległ się jedynie huk, a niebieskooka zamknęła oczy, nie wierząc, że naprawdę to zrobiła. Serce waliło jej w piersi, chcąc wyskoczyć na zewnątrz, w uszach jej szumiało... Właśnie zabiła człowieka.
- Choć, Ana, musimy iść.
Mężczyzna złapał ją za dłoń i pociągnął za sobą. Minęli martwe ciało żołnierza Hydry, po czym skierowali się do wyjścia. Ale Ana przez kolejne tygodnie nie mogła zapomnieć widoku martwego człowieka, którego sama zabiła.
A Joe nie wiedział, co zrobić, by jakoś jej z tym pomóc.