Charlie tego dnia była dość niespokojna...
Cały dzień zastanawiała się dlaczego interes się nie rozkręca....Dobra nie opowiadam o Charlie...
Ostatnio zdarzyło się coś ciekawego.
A mianowicie skoczyłem do pewnego wymiaru (był to równoległy wymiar pewnego Multiverse)
Zapewne autor nawet nie wie, że tam byłem tak jak i postacie.
Tamtą linię czasu usunąłem.
No, nie będę podawał imion postaci bo minę jeszcze na wattpad pozwą za kopiowanie.
Chociaż fani tamtego ff zapewne będą wiedzieli o kogo chodzi.
Więc to było tak:Kai(ja): *wyłaniam się z ciemności. Okryty jestem jakąś szatą z kapturem*
Osoba1: *idzie z kimś jeszcze; jest tu całą drużyną.*
Kai(szeptem): Dobrze, czas sprawdzić jak są przygotowani na bitwę ostateczną.
Kai(głośno): Jak bardzo jesteście gotowi?
Osoba1: A ktoś ty?
Osoba2: *wyciąga strzelby*
Kai: *podchodząc* By wygrać finalną walkę... *zdejmuje kaptur odsłaniając swoje wilcze oblicze (moja ulubiona forma)* ...musicie nauczyć się walczyć na różnych płaszczyznach.Zmieniłem ich na ich dusze (serca) Były one:
Zielone, żólte, czerwone niebieskie fioletowe,
Myślę, że Dobrze było nie mieszać do tego Natsuki. Potworów też nie mieszałem w to. Oni przecież potrafią walczyć na tej płaszczyźnie.Kai: *kilka prostych ataków*
Wszyscy jednak milczą. Potwory i inne istoty się nie zbliżają, bohaterowie oraz 3/4/5 (trzy czwarte na piąte) składu dokis w milczeniu unikają ataków. Brakowało mi tu jeszcze dwóch osób Ale Ci wariaci chyba byli zbyt "zajęci"
Myślałem czy by tu przypadkiem do walki nie wkręcić jednego osobnika. Nie ważne, że Nie ma on duszy. Nie walczyłem z nim bo wiem, że ma wysokie ego. (Nawet taki podróżnik międzywymiarowy jak on nie ma dostępu do tej wersji świata. Znaczy do wspomnień z tej wersji bo tutaj też się pojawił. No ale lepiej by realny autor nie wiedział, co tam odwaliłem)Kai: *wykonuję atak "gaster blaserem"*
Wszyscy padli.
Dosłownie całą drużyną.
Pozostał im po 1 hp
Ha ha ha.
Nie są gotowi.
Miałem jeszcze przeprowadzić z nimi walkę na płaszczyźnie FNF, Ale rap chyba im pójdzie Jeszce gorzej.Kai: *wyleczyłem ich* "team HP is full" (takiego komunikatu jeszcze nie widziałem) Dobra czas pokazać wam prawdziwą walkę. Sans?
Sans: Po co? Nie chcę mi się.
Kai: te resety... *rzuciłem sztyletem w Papayrusa.*
Papayrus: *upada na ziemię*Sans: bracie...
Sans: ...
Sans: ha...
Sans: ładny mamy dzisiaj dzień prawda? *Powiedział z lekkim uśmiechem spuszczając głowę*
Sans:ptaki śpiewają. Kwiaty kwitną...
Sans: takiego dnia jak dziś...Ach uwielbiam tę kwestię. Tylko dla tego mu jeszcze nie przerwałem. Oczywiście nie powiedziałem mu, że już byłem w różnych piekłach...
Sans: dzieci takie jak Ty...
Sans: ...
Sans: SMARZĄ SIĘ W PIEKLE.W tle leci "Megalovania" A walkę czas zacząć.
Pierwszy atak...
Kości obskoczyłem.
Przez kości przeleciałem.
Blastery wyminołem i się nie starałem
Żeby go pokonać po pierwszym ataku
I braku słabości nie dać mu choć znaku.Sans nie jest w stanie mnie złapać telekinezą. Wiesz... czytelniku... ja też jestem potężny.
Przez kilka dobrych minut to tylko szkielet atakował.
Kai(w myślach): "Czas dać popis"
Kai: *zaczynam lekko gliczować świat wokół siebie*Teraz walka rozgrywa się wysoko nad ziemią.
No co? Jakiś specjalny efekt był potrzebny.
Kai: *odpalaiłem gaster blaster*
I przez kilka następnych minut trwa walka.
Ja używam co jakiś czas blasterów oraz mrocznych blasterów które po prostu mają odwrócone kolory. Atakowałem go też alternatywą dla jego kości.
Taka moja alternatywa to były ostre mroczne kryształy.
Kolejne dziesięć minut walki. Było takie, że specjalnie nie trafiałem w niego i co jakiś czas dawałem się drasnąć.***tymczasem wtedy na dole***
TajemniczaOsoba: *szedł z podejrzanie kwadratowym pniem dębu. Na drzewie była tabliczka "Herobrine tu był"*
TajemniczaOsoba: A Ty Papayrus nie powinieneś być w rozsypce? Albo po prostu martwy?
Papayrus: Ją wielki Papayrus nie jestem nawet zraniony gdyż...
Papayrus: To tylko zabawkowa atrapa.
Osoba2: Na twoim miejscu bym się tu nie pokazywał...
TajemniczaOsoba: *ma to gdzieś więc kładzie pień na ziemi i ogląda walkę wcinając popcorn* wiesz... nie często zdarza się by pojawił się ktoś kto dorówna Sansowi.
JakiśDzieciak: *podbiegł do "Tajemniczej Osoby" i usiadł koło niego****tymczasem walka***
Kai: *podczas walki* wiesz Sans... od jakiegoś czasu istnieje niepisna zasada...
Kai: Jeśli ktoś mnie pokonuje...
Kai: ...To albo daję fory, albo chcem być pokonany...wyciągnąłem mój sztylet z za pasa i wykonałem precyzyjne cięcie by dradnąć Sansa.
Kai: Szanuję Ciebie jako przeciwnika jednak nie zabiję cię. *powiedziałem sprowadzając nas obu bezpiecznie na ziemię*
Kai: Musicie być gotowi.
Kai: Musicie zaskoczyć przeciwnika walką na wielu płaszczyznach.
Kai: Wieloma technikami
Kai: Nie raz już walczyłem z "wielkim złem"
Kai: ale w tej walce nie mogę wam pomóc ze względu na to, że to nie moja opowieść (oraz to tylko kopia waszego Multiverse) ( twórcą raczej nie pozwoli mi na to Ale jeśli jednak... pomogę)Nagle coś mnie trafiło...
Mogłem w sumie zabić tego kogoś.
Ale zabawiłem w tym świecie zbyt długo więc pora wracać...Zmieniłem swoją formę na czarno-białą pixelową (bo tak najlepiej to będzie wyglądać)
Kai: ehh, *rozpadałem się jednak "determinacja" sprawiła, że się trzymałem*
Kai: *zacząłem się rozpływać (po to była ta czarno-biała forma) jednak pozbierałem się*
Musiałem odwalić jakąś scenę (Nie mogłem im przecież pokazać, że jestem niepokonany...
No dobra może nie "niepokonany" po prostu oni nie są w stanie mnie pokonać)Kai: mam szczerą nadzieję na to, że się jeszcze spotkamy... *powiedziałem znikając w cieniu*
Pomógłbym im gdybym mógł...
Zawsze mogę...
Ha ha ha...Nie, to będzie zły pomysł...
CZYTASZ
||Dzieje z multiversum i inne||
RandomShitpost został usunięty więc mam nadzieję, że teraz będzie to bardziej zachęcające (pomijając, że to badziewie pokazujące jak bardzo porąbany psychicznie jestem... Różne historie z wieloświatu te ciekawsze i te mniej. bo niby czemu chłopak który po...