6: Duchy Przeszłości

143 25 4
                                    

San korzystając z błogiego prysznica zdawał się zapomnieć o całym świecie i tym, gdzie się znajduje. Wtedy usłyszał pukanie do drzwi łazienki, odruchowo zakrył ciało dłońmi i wyłączył wodę. Zastygł w bezruchu nasłuchując co dzieje się za drzwiami, ale zdawało mu się, że słyszy jak intruz odchodzi od drzwi. Odczekał tak jeszcze kilka sekund, by w końcu wyjść z kabiny.

Przykładając palec do okienka z czytnikiem, drzwi kabiny otworzyły się przed nim automatycznie. Rozejrzał się w poszukiwaniu ręcznika, ale żadnego nie było. Łazienka wydawała się kompletnie pusta, nie przewidział tego. Zestresowany podszedł do drzwi i wciąż mokrymi palcami delikatnie nacisnął na srebrną klamkę. Poczuł na ciele powiew chłodnego powietrza, wzdrygnął się, a potem poczuł, że coś blokuje drzwi. Pod jego stopami leżał stosik białych ręczników. Wziął jeden z nich i okrył się nim jak kocykiem, szczelnie na tyle, by nie pokazać zbyt dużo ciała.

Pokój był cichy, jakby nie było w niej żywej duszy, ale wtedy dostrzegł niską postać ubraną na biało. Odkrawała się na tle czarnych ścian bardzo wyraźnie. Chuda dziewczyna miała twarz wymalowaną na śnieżnobiało, a usta na wściekły czerwony. Stała ze spuszczoną głową w dół, nie podniosła nawet oczu na Sana, choć jedynie w cienkim ręczniku wyglądał niecodziennie. Niepewnie obejrzał ją od stóp do głów i odchrząknął. Dziewczyna nie uniosła wzroku.

- Ty przyniosłaś ręczniki?

Cisza.

- Hej, Słyszysz? Ręczniki.

Drgnęła i uniosła głowę na kilka centymetrów, spojrzała Sanowi w oczy na jedną sekundę i wróciła do takiego samego stanu jak uprzednio.

- Mogę... rozebrać się chociaż? Chciałbym się przebrać- zasugerował żeby wyszła.- Dziękuję za ręczniki.

Dziewczyna po raz kolejny nieznacznie drgnęła, a potem szybko wyszła bez słowa. To dopiero było niecodzienne.
San od razu podbiegł do drzwi, jak tylko zrozumiał, że odeszła i zamknął je na klucz.
Czując się pewniej, przysiadł na moment na łóżku wzdychając. Zanim się obejrzał, miał zaledwie dziesięć minut do zaplanowanego spotkania w jadalni.

Zajrzał więc w pośpiechu do szafy, była pełna ubrań, wszystkie w jego rozmiarze. Nigdy nie miał przed sobą tyłu sweterków i koszul. Wybrał prostą koszulkę w ciemnym odcieniu szarości, nie lubił rzucać się w oczy.

*

Wooyoung od zawsze chciał być zauważony. Chciał być podziwiany i doceniony, dlatego widząc szafę pełną ubrań stał przed nią co najmniej piętnaście minut. Czarny kardigan? Zielonkawa koszula jedwabna, a może sweter w szare groszki?

Wybór był bardzo trudny. Zmusił się do podjęcia decyzji dopiero kiedy usłyszał wołanie własnego imienia niosące się po krętych korytarzach. Zjawił się na szczycie krętych schodów podczas gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca. Podano wystawną kolację, pierwszą taką dla młodych trybutów w życiu. Usiadł naprzeciwko Sana i zabrał się za ciche krojenie steka. Smakował przecudownie, choć usilnie chciał wbić sobie do głowy, że jest ohydny. Patrzył na ociekające krwią mięso i wyobrażał sobie, że tak właśnie jego ciało potraktuje Kapitol z sekundą rozpoczęcia się Igrzysk.

- Chciałbym zacząć... właściwie to nie chcę, ale wydaje się, że nie mam wyboru- skrzywił się Orys wbijając wzrok w stygnący posiłek.- Jutro zaczynacie szkolenie i jeśli myślicie, że te wszystkie treningi obejdą się bez konfliktów to się mylicie. Organizatorzy robi wszystko, żeby zatrzymać starcia między trybutami na arenę, ale to nie zawsze się udaje. Musimy porozmawiać o tym kto w ogóle będzie waszym przeciwnikiem. Zacznijmy od jedynki...

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz