19: Sojusz

130 24 15
                                    

San czuł gdzieś głęboko, że to odpowiedni trop. Nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że umie go odnaleźć i stanie się to niedługo. Te ślady pasowały do Wooyounga, choć sam nie widział ich zbyt dużo, by być pewnym. Miał teraz namiastkę celu do dalszej walki więc skupił na tym wszystkie swoje zmysły. Przypominał sobie ich życie, zaledwie delikatnie splecione z czasów zanim trafili do Kapitolu. Wooyoung gdy skończył trzynaście lat zaczął zapuszczać włosy, to mniej więcej wtedy zbuntował się matce i mimo próśb, pozwolono mu zatrzymać coraz dłuższe, skręcające się w sprężynki czarne loki. Wtedy też stał się bardziej... oddalony od Roan i reszty dzieci.
To prawda, że nie pasował do dystryktów. Kompletnie nie wyglądał jak ktoś kto mógłby wychować się w ubóstwie, miał twarz kogoś kto osiąga sukces, wyglądał jak książę z bajki ze swoją wiecznie porcelanową cerą i delikatną aparycją. Nie mogło być dla niego gorszego miejsca niż dystrykty. Może właśnie dlatego został wybrany? Może po prostu nigdy nie miał tam swojego miejsca i los postanowił to zmienić?

Szedł kolejne kilka godzin, zdążyło się już całkiem przejaśnić, więc marsz był łatwiejszy, ale też bardziej ryzykowny. Uważał na wszelkie szmery czy nienaturalne cienie pojawiające się między drzewami, choć do tej pory miał dużo szczęścia.

Nie mógł znaleźć ciała, bo to zostało dawno zabrane przez poduszkowce by mogło zostać złożone do wielkiej wspólnej mogiły, a raczej rowu, gdzie wszyscy zostaną zakopani po śmierci na arenie. Widział jednaj ślady walki.
Pozrywane liście, ktoś musiał bardzo szybko uciekać, a potem wygnieciona trawa za lasem i kilka gałęzi ściętych równo ostrym narzędziem. Zupełnie jakby ktoś torował sobie drogę, albo wywiązał się jakiś konflikt. San umiał obserwować otoczenie, robił to bardzo dobrze od lat. Zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły, wiedział jakie rośliny można jeść, a jakich unikać, wiedział jak poznać kierunki świata, nawet kiedy słońce jest w zenicie. Umiał przetrwać zdany sam na siebie, to prawda, ale wciąż dobijała go myśl, że Wooyoung takiej wiedzy nie ma. Ten chłopak żył w książkach, ciągle tylko czytał przeróżne baśnie i fikcje, był oczytany, ale wiedza jaką posiadał nie mogła pomóc mu przeżyć dłużej niż kilka dni.

To jeszcze bardziej determinowało go do dalszych poszukiwań. W dodatku wciąż nie wiedział co takiego Wooyoung zaprezentował na ocenie indywidualnej, że dostał tak piorunująco wysoki wynik. To nie tak, że San w niego nie wierzył, ale na treningu nie pokazał niczego wyjątkowego, nie wyróżniał się, a wręcz starał nie rzucać się nikomu w oczy, nawet organizatorom doglądających ich z balkonu.
Czyżby wszystkich oszukiwał i tak naprawdę posiadał talenty, jakich postanowił nie ujawnić do areny? To nie byłaby nawet taka zła taktyka, w końcu nie byłby traktowany jak poważne zagrożenie i tak przetrwałby większość rzezi. Ale czy naprawdę trzymałby to w tajemnicy i przed nim?

Obiecał mu też wyjawić mu prawdę o tym co zdarzyło się na ocenie jak tylko spotkają się podczas gry. To dawało mu podwójną motywację. Obietnica ta, w pokrętny sposób, dawała mu do myślenia, że skoro została rzucona, to Wooyoung brał pod uwagę ich sojusz i nie odrzuci tym razem propozycji.

Szedł tak dobre kilka godzin, rozmyślając na absolutnie abstrakcyjne tematy, bądź zwyczajnie wspominając przeszłość. Był zadumany do tego stopnia, że całkowicie stracił czujność i obudził się dopiero gdy usłyszał głośny szelest tuż za plecami. Poczuł przypływ adrenaliny, ale nie odwrócił się od razu. Szedł tak kilka kroków udając niewzruszonego, by potencjalny napastnik poczuł się jeszcze pewniej i popełnił więcej błędów. Tak też się stało, bo po chwili był przekonany, że ktoś nie tylko kryje się gdzieś obok w gęstwinie, a wręcz podąża jego śladami krok w krok.

Nie zwracając na siebie szczególnej uwagi, zawędrował luźno zwisającą dłonią do pasa, gdzie zahaczył trzonek siekiery i objął palcami jej gładki trzonek. Będąc gotowym do ataku zamachnął się, odwrócił w ułamku sekundy, lecz wciąż był zbyt wolny. Ostrze przeszyło powietrze ze świstem, a rosły brunet odskoczył na bok. Czując się zdemaskowanym, choć dziwne, że nie się tego nie domyślił wcześniej, spojrzał na Sana spojrzeniem pełnym mordu i próbował go trafić smukłą włócznią, choć San nie pozostawał gorszy i unikał każdego ciosu. Jakiś czas ze sobą walczyli, a ostrza ocierały się o siebie. Siła Sana i zręczność drugiego chłopca sprawiały, że byli dość wyważeni, a ich walka wyrównana.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz