40: Jeszcze Kiedyś Cię Zobaczę

118 23 5
                                    

Kiedy Wooyoung miał trzynaście lat i zaczął odkrywać świat uczuć i emocji, jedyną osobą nie będącą jego bratem z jaką się widywał, był San.

Zaledwie rok starszy chłopak bywał w jego domu, czy tego chciał czy nie. Choć Wooyoung chciał widzieć w nim wroga, nie zawsze mógł. Nigdy tego po sobie nie pokazał, ale gdzieś tam w środku czuł, że San mógłby być jego wszystkim, gdyby była do tego okazja.

Tyle emocji spadło wtedy na kruchego chłopca, że nie umiał zdecydować czy go uwielbiać, czy nienawidzieć. San nigdy tak naprawdę nic złego nie zrobił. Był tylko sobą, uśmiechniętym pachnącym drewnem dzieckiem, które ciężko pracuje na kawałek chleba, a każdą wolną chwilę poświęcał najlepszemu przyjacielowi.

Gdy Wooyoung miał siedemnaście lat, był mądrzejszy i jeszcze lepiej szło mu ukrywanie tego co myśli.
Mimo wszystko, gdy przyciskał do siebie ciało tego samego Sana, którym niegdyś gardził, gdy był pewny, że żyje i oddycha, że może będzie miał szansę przeżyć kolejny dzień, nie było tak łatwo ukrywać mu emocji.

Czuł jak San się trzęsie, jak jego mięśnie się spinają i odpuszczają naprzemiennie, a on sam próbuje w tym chaosie zaczerpnąć oddech.
Puścił go, gdy czuł, że będzie zaraz chciał się wyrwać, a on od razu rzucił się do wciąż oddychającej Armin. Leżała tuż obok swojego mordercy, który teraz pusto patrzył się w różowozłote niebo nad nimi.
Uklęknął nad przyjaciółką i odgarnął jej zakrwawione włosy z policzka, przetarł jasną cerę i uśmiechnął się płacząc. Kilka ciężkich łez skapnęło na jej twarz.

- Przepraszam- szepnął maniakalnie i rękawem wytarł je w pośpiechu.- Przepraszam, ja...

- San- zakaszlała cicho, jakby już i na to nie starczyło jej sił.- Ja musiałam.

Nie spodziewał się, że poświęci się w imię chłopaka, którego nawet nie lubiła. Od początku nie dawała mu żadnych szans, wręcz kpiła z Sana, gdy chciał mu pomóc, a jednak w jej głowie siedziało znacznie więcej niż wszyscy myśleli.

- Nie możesz umrzeć.

- Muszę, wiesz o tym.

Zerkał na ranę w jej boku, z której wydobywała się szkarłatna krew. Uścisnął to miejsce dłonią, ale nie mógł zatamować krwawienia.

- Nie...

- Musisz nie być tak głupi jak ja i się nie poświęcać.

- Ale...

- San- uśmiechnęła się, a jej twarz o ostrych rysach po raz pierwszy wyglądała tak łagodnie i przyjemnie.- Jak wrócisz do domu to posadź dla mnie stokrotki, dobrze? Białe stokrotki.

San przytakiwał maniakalnie jednocześnie wciąż uciskając jej ranę, coś skutecznie tłumiło jego zdrowy rozsądek.

- Nie zapomnę tego, że uratowałaś mi życie.

Popatrzyli sobie głęboko w oczy, ale nagle przestała się uśmiechać. San przez moment czekał na jej reakcję, ale ta nie nastąpiła. Potrząsnął jej ramieniem, nie odezwała się.

- Armin? Armin...- Trząsł jej ciałem, a w lesie rozbrzmiał huk armaty.

- San, zostaw ją- szepnął Jung i spróbował położyć mu dłoń na plecach, ale ten ją wytrącił.

- Nie!

- San!- Krzyknął głośniej łapiąc go za twarz- Ona nie żyje, ale ja tak- wykorzystał kartę, która nie miała prawa nie zadziałać.- Ja, rozumiesz? Jestem tu. Żyje dzięki tobie, tak jak ty dzięki niej. Więc posłuchaj mnie i wstań.

- Ona nie miała tu zginąć. To nie tak miało wyglądać- mamrotał.

- San!- Jego krzyk rozniósł się po całej polance, a kilka ptaków zerwało się z drzew odlatując w stronę zachodzącego słońca. San spojrzał na niego ukradkiem zacisnął mocno pięści na zakrwawionym ubraniu Armin.- San- mówił ciszej i chwiejniej.- Kocham cię. Musisz wstać, bo cię kocham.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz