13: Piątek Trzynastego

139 23 1
                                    

Wooyoung był bardzo przesądny.

To może trochę głupie, może naiwne, ale uważał, że nie wzięły się z niczego. Dlatego kiedy Igrzyska miały rozpocząć się w feralny piątek trzynastego to już wiedział, że to zły omen.
W nocy starał się wyspać, ale nie mógł. Sama myśl o tym, że to ostatnia spokojna noc w jego życiu go przytłaczała. Słyszał we własnej głowie krzyk i to już sprawiało, że nie był w stanie zamknąć oczu. Zastanawiał się czy San też to przeżywa, czy może śpi jak zabity. Wydawał się być dużo prostszym człowiekiem, takim który zasypia bez problemu, nawet jeśli trapią go złe myśli.

Był zawsze taki wesoły i łagodny. Uśmiechał się nawet w najgorszych chwilach, Wooyoung tego nie rozumiał. Nie umiał zmusić się do uśmiechu, podczas kiedy dla drugiego było to niemal naturalne.

Gdy San siedział rozmawiając z Orysem w jadalni podczas ich ostatniego, spokojnego śniadania, Wooyoung zdobył się zaledwie na samotne okupowanie kanapy. Wziął ze stołu jedno ciastko i obgryzał jego brzegi starannie, tak by nie nakruszyć sobie pod koszulkę. Wzrok pusto wbijał w okna, nie chcąc myśleć o niczym innym. Chciałby żeby wtedy padało. Chciał widzieć burzę, ulewny deszcz, porywisty wiatr i ciemność, ale jak na złość, piątek trzynastego był dniem niezwykle ciepłym. Promienie słoneczne wpadały leniwie do środka, a wielkie obłoki na niebie przypominały watę cukrową.

Był zły nawet na to, na tak prostą rzecz. San wyraźnie uśmiechał się kiedy ciepłe promyki padały na jego skórę, starał się łapać z tak pięknego dnia jak najwięcej, chciał wykorzystać go do granic. Wooyoung mógł się jedynie złościć.

- Zacznę się bać, że zamordujesz kogoś wzrokiem jeszcze zanim Igrzyska się rozpoczną.

Donte usiadł cicho niczym powiew wiatru, tuż obok niego. Ułożył się wygodnie na kanapie i wbił w niego wzrok swoich szarych oczu.

- Gdybym tylko mógł...

- San byłby pierwszy- od razu obaj rzucili na niego okiem.- A szkoda bo ten chłopak naprawdę chciałby ci pomóc.

- Wiem- odparł sucho.- W tym problem.

Donte zaśmiał się dźwięcznie i poprawił kosmyk włosów zasłaniający mu twarz.

- Mam wrażenie, że on zrobi wszystko żeby do ciebie dotrzeć, a ty tylko bardziej nim pomiatasz.

- Ktoś kto chce umrzeć za obcego człowieka nie może być normalny. A ja nie przyjaźnie się z szaleńcami.

- San nie jest nienormalny. On...- Zamyślił się i spojrzał na blondyna, który ukradkiem co chwila patrzył na nich z ukosa, jakby obserwował każdy ruch młodszego chłopca.- Stara się cię zrozumieć, nawet jeśli kompletnie się od siebie różnicie.

- Ale po co?- Wstał gwałtownie zwracając na siebie uwagę wszystkich.- I tak umrzemy.

Nienawidził piątków trzynastego.

*

Gdy opuścił centrum szkoleniowe wszystko się zmieniło. Nie miał już spokoju ani opieki, ubrali go w lekki kostium z podwójnego materiału przylegającego do skóry. Dostał też kurtkę od wiatru i wytrzymałe buty. Spodnie miały wiele kieszeni, były wygodne, niemal ich na sobie nie czuł.

- Na pewno nie zima. I nie pustynia- skomentował to Orys widząc go w pierwszych sekundach.- Klimat umiarkowany zapewne. Słuchaj- złapał go za ramiona gdy stali już przed wejściem do korytarza prowadzącego na arenę.- Nie biegnij na środek areny w pierwszej minucie. Jest tam dużo broni, ale też i trybutów. Zabiją cię, najwięcej ginie na samym początku. Najlepiej po prostu uciekaj.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz