epilog

202 30 35
                                    

W życiu każdego nadchodzi dziwny czas, gdy dla miłości zrobi wszystko.
Gdy może przenosić góry i własnymi pięściami położyć całą armię.

Choi San nigdy taki nie był, do tej pory odpuszczał. Właściwie całe życie jedynie odpuszczał. Nie potrafił zebrać w sobie odwagi by powiedzieć Wooyoungowi co tak naprawdę do niego czuje. Nie umiał nawet zwyczajnie spróbować nawiązać z nim kontakt. Odpuścił gdy widział go na szkolnych korytarzach, gdy patrzył jak czyta książki, a nawet wtedy gdy Roan traktował go jak powietrze.

Uważał, że nie jest i nie będzie odpowiedni, a to co czuje jest nie na miejscu i nigdzie nie znajdzie poparcia. Wolał usunąć się w cień i odejść.
Wolał z daleka patrzeć jak Wooyoung dorasta razem z nim, a jednak tak od niego daleko. Powtarzał, że to dla jego dobra.

Nawet gdy został wybrany na Igrzyska nikomu tego nie powiedział. Nie miał nawet odwagi wyznać tego jego własnemu bratu i swojemu przyjacielowi. Uważał, że skoro nie ma to przyszłości, to denerwowanie go tym jest niepotrzebne.
Całe nędzne życie tylko pracował i przynosił do domu pieniądze, za które starał się kupić nieco chleba zanim jego ojciec je przepił. Zawsze w jego świecie był tylko piękny chłopak o hebanowych włosach i samo patrzenie na niego wydawało się wystarczać.

Był gotowy bezzwłocznie oddać za niego życie na arenie i zamierzał to zrobić, nawet gdyby nie uzyskał jego aprobaty.
Poszedł po niego na arenie, szukał go by go chronić. Prowadził go, by był bezpieczny i liczył się z tym, że w odpowiednim momencie odejdzie.
Nie mógłby wrócić do domu z wiedzą, że Wooyoung nie żyje, nie potrafiłby tego znieść.

Wszystko zmieniło się wraz z kilkoma słowami jakie od niego usłyszał.

Zwykłe kocham sprawiło, że nie chciał już umierać. Nie teraz, nie po tym wszystkim, nie kiedy jego marzenia przechodzą mu tak blisko jego nosa.

Wooyoung wyglądał dokładnie tak jak wtedy gdy usłyszał swoje imię na dożynkach. Był może trochę chudszy i wyniszczony, ale miał taki sam wyraz twarzy. San obserwował go wtedy z tłumu, jego serce stanęło na moment przed tym jak sam został wybrany i za cel obrał uratowanie go.

Nadal to zrobi, wciąż go uratuje, ale nie podda się bez walki.

- Wooyoung.

- San.

Stanęli zaledwie centymetr od siebie, a San sięgnął chudymi dłońmi do jego szyi i wplótł palce w jego skręcone loki. Zetknęli się czołami, a on sam przymknął wysuszone oczy.

- Musisz mi zaufać- szeptał, a jego popękane usta muskały mokry od łez nos niższego.- Rozumiesz? Musisz zaufać.

- Ale...

- Jeśli naprawdę mnie kochasz to zaufaj. I zobaczymy się niebawem.

Zacisnął dłonie na czarnych włosach i po raz ostatni wziął głęboki wdech przepełniając umysł jego słodkim zapachem. Uspokajał go, pozwalał mu myśleć.

- Ale ja nie mogę, San ja...

- Cichutko- zmarszczył brwi dalej tkwiąc w bezruchu w tej idealnej pozycji złączonych ze sobą dwóch ciał.- Ja też- zawahał się by uspokoić drżące wargi.- Ja też szaleńczo cię kocham Wooyoung. Zawsze kochałem i będę. Nie zapomnij o tym.

Oddalił się jednym ruchem pociągając za ostatni kosmyk jego skręconych włosów. Zupełnie jakby chciał zapamiętać ich miękką fakturę, to jak czuć je pod opuszkami palców.

Sięgnął po kilka jagód i dokładnie obejrzał je w swojej dłoni. Już się nie bał.

- Co chcesz zrobić?

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz