20: Niewinny Zdrajca

127 23 15
                                    

San walczył już z przeciwnikami. Ćwiczył na treningach, parował Armin niezliczoną ilość razy, ale to nijak miało się do tego z czym miał teraz do czynienia. Musiał się bronić, ale za nic nie chciał go przecież skrzywdzić. Odpierał ataki, ale robiąc to, jednocześnie nie zadając żadnych ciosów osłabiał jedynie siebie, nie przeciwnika.
Mimo tego, że ostatkami sił pozbył się naporu włóczni na jego broń, po kilku sekundach padł kolejny cios.

- Wooyoung co ty robisz?!- Zdążył krzyknąć kiedy blokował uderzenie, spojrzenie chłodnych oczu czarnowłosego wbiła mu się w umysł.

Nie przestał, zamiast tego uniósł znów włócznię i zwinnie odbijał ją od siekiery raz za razem. San powoli tracił siły, to mogło ciągnąć się w nieskończoność, on przecież nigdy by go nie skrzywdził. Stęknął broniąc się po raz kolejny, ale nie wytrzymał kolejnego ciężkiego ciosu. Upadł plecami na mech krzywiąc się gdy konary rosnącego obok drzewa nieprzyjemnie uderzyły o jego łopatki.

Wooyoung zamachnął się by ostatecznie go zgładzić, ale San zatrzymał ostrze włóczni swoją siekierą. Kilka sekund siłował się z nim, ciągle trzymając metal kilka centymetrów od piersi. W końcu jednak nie wytrzymał, a Wooyoung odrzucił jego broń na bok. Ostatnia broń Sana leżała teraz w wysokiej trawie odbijając od brzytwy promienie słońca.

Jego wzrok nerwowo powędrował wprost na twarz Wooyounga, tego którego chciał chronić, po którego wyszedł z bezpiecznego obozowiska, nie tak sobie wyobrażał ich spotkanie. Myślał, że wpadną sobie w ramiona, a nawet jeśli nie, to chociaż zechce mu podziękować za cały ten trud. Zamiast tego jednak, zaraz pożegna się z życiem. Nie rozumiał tego, nie miał pojęcia dlaczego w jego głowie została podjęta taka decyzja. Poczuł jak niewidzialne dłonie zaciskają mu się na gardle. Była ładna pogoda, ptaki wesoło śpiewały w koronach drzew, liście szumiały na delikatnym wietrze, to bardzo ładna pogoda na śmierć.

Odchylał głowę coraz dalej, cofając się przed ostrym końcem włóczni. Spojrzał błagalnie w oczy napastnika, którego nie nazywał tak wcale we własnej głowie. Nawet jeśli się go pozbędzie, to dalej będzie tylko Wooyoung.

- Nie rób tego- wydyszał.- Chcę ci pomóc.

Ale to nie zmieniło jego decyzji. Myślał już o swojej śmierci, o Armin do której nigdy nie wróci, o Roan, który nie wiadomo jak zareaguje na taki obrót spraw. O wszystkim czego nie zdążył przeżyć.

- Keir jest z nami- dodał w ostatnich sekundach.

A to zdawało się zmienić wszystko.

Wzrok Wooyounga złagodniał, spojrzał na Sana już nie jak na ofiarę, był zaciekawiony.

- Z...wami?

- Tak, w obozowisku nad jeziorem- mówił trzęsąc się. Podparł się na łokciach i wskazał kierunek z jakiego przyszedł. Maniakalnie łapał się długich źdźbeł trawy by tylko nie opaść całkiem z sił.- O tam, czekają na mnie. Na nas- poprawił się szybko.

Wooyoung słysząc to odrzucił włócznię na bok, teraz leżała przy siekierze Sana, metr od nich. Uklęknął przy nim i obejrzał jego rany. Nie wiedział czy sam je zadał, czy może chłopak, którego przed chwilą zabił. Nie były szczególnie głębokie, czy zagrażające życiu, ale jeśli miał żyć, to trzeba było je oczyścić. Wciąż się trząsł, musiał go nieźle wystraszyć. Sam nie rozumiał dlaczego rzucił się na Sana, może był w tak wielkim amoku walki, że kompletnie wyłączył zdrowe myślenie? Przez chwilę po nie poznał, a potem widział w nim jedynie kolejnego wroga. Nie było mu tak źle samemu, naprawdę nie.

Zoobligowany do pomocy mu po tym co właśnie zrobił, wyciągnął do niego dłoń, odsunął się jednak widząc, że San całkowicie go ignoruje. Wstał o własnych siłach opierając się o pobliskie drzewo. Wooyoung wciąż patrzył na niego uważnie, ale myśl o tym bezbronnym dziecku, które uratowali go łagodziła.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz