2: Żelazny Pociąg

210 30 12
                                    

Wooyoung oglądał lasy i pola jakie mijali. Skupiał wzrok na losowych drzewach, aż nie znikały z jego pola widzenia, wtedy mrugał i zaczynał od nowa. Nie chciał słuchać co Orys miał im do powiedzenia. Może i wygrał kiedyś Igrzyska, może wie o nich więcej, obraca się w towarzystwie ludzi przy nich pracujących i był w takiej samej sytuacji co oni, ale to wciąż coś całkiem innego.

Nie mógł odrzucić od siebie wizji, że wygrana to przypadek losu, albo wiele sprzyjających zbiegów okoliczności, a nie faktyczna wiedza, czy trening. W kilka dni nadrobi to co San robił od lat? Co inni trybuci robili od lat?

On nie pracował, nie musiał. Skupiał się na nauce i czytaniu książek jeśli akurat jakieś wpadły w jego ręce, ale recytując wiersze nie zabije dwudziestu trzech przeciwników.
Zerknął na Sana odbijającego się w szybie pociągu. Miał szerokie ramiona, pokryte warstwą silnych mięśni. Był też znacznie szybszy i wytrzymalszy, w końcu latami nosił belki drewna i rąbał pnie na tartaku. To co innego. Czego by się nie nasłuchał od Orysa, i tak nie wygra z jego siłą.

Po prostu było na to za późno.

Całe życie, marnował na naukę, był przekonany, że nie będzie musiał mierzyć się z taką sytuacją. Nawet jeśli co roku była na to szansa, to nie dopuszczał do siebie tej myśli. Nie ćwiczył, bo po co skoro nie miał w planach z nikim walczyć?

Padła kosa na kamień.

- Wooyoung? Nie słuchasz- zbeształ go mentor, który zdążył rozgadać się o technikach przetrwania.

- Nie słucham- odpowiedział w końcu wciąż patrząc się w okno.- Bo to bez znaczenia.

- San słucha, a jest w takiej samej sytuacji co ty.

Wooyoung zaśmiał się gorzko i odwrócił w ich stronę.

- Takiej samej? Widzisz go, a widzisz mnie? Porównaj nas, popatrz i przyjrzyj się- wysyczał ironicznie.- Niech dotrze do was, że czego bym nie zrobił to i tak niczego nie zmieni- wypluł ostatnie słowa z jadem.

San westchnął, do tej pory siedział cicho, nie odezwał się do szatyna ani razu, aż postanowił to zmienić.

- Wooyoung- mówił spokojnie mimo ciężkiej atmosfery.- Nawet nie wiesz jak się mylisz.

- Zabawne- wciąż mówił w poniżający sposób.- Znasz mnie San, spędziłeś w moim domu więcej życia niż w swoim i mówisz coś takiego?

- Ja chcę tylko pomóc- przełknął gorzko i westchnął.- Jesteś synem burmistrza- zamrugał.- Ludzie cię kojarzą. Łatwo zyskasz ich sympatię.

- A pewnie, jak będę umierał to sam Crane przyleci podać mi butelkę wody- zaśmiał się mu prosto w twarz.

San nie odważył się już odezwać. Zaakceptował jego gorliwy charakter i spiął się w swoim krześle.

- Panowie- Orys uderzył szklanką wody o stolik.- Skoro i tak nie widzicie sensu w przeżyciu na arenie, to kłótnie tym bardziej go nie mają. Pozostaje wam nacieszyć się darmowym jedzeniem- puścił Sanowi oczko zanim zostawił ich samych.

To nie było głupie, bardzo dobrze wiedział, że potrzebna jest im aklimatyzacja z nowym środowiskiem, ale też przywyknięcie do myśli co się właśnie stało. A także do nich samych.
San nie chciał zaczynać nowej rozmowy, głównie dlatego, wiedział jak bardzo Wooyoung potrzebował spokoju. Czekał więc w ciszy, aż jego uwagę nie zwróciły pozostawione przez mentora winogrona. Wyglądały tak soczyście, Sana nigdy nie było stać na takie rzeczy, jadł cukierki gdy przychodził do Roan i jego ojciec akurat przyniósł nieco więcej dobroci, choć nigdy o nic się nie prosił.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz