31: Calendula

125 24 6
                                    

Ręka Sana nie goiła się tak dobrze jak wcześniej noga. Może było to spowodowane tym, że nie mieli już tyle jedzenia wokół siebie, zmniejszyli ilość posiłków do jednego i kilku owoców czy orzechów znalezionych po drodze.
Musieli być w ruchu, uciec daleko, tam gdzie nie znajdzie ich zbyt szybko ostatni karierowiec.

- San- mruknął przy przebieraniu różnych jagód zdatnych do spożycia. San znał się na tym znacznie lepiej, więc gdy mieli nieco czasu siedział i pokazywał owoce towarzyszowi by ten umiał je odróżnić.- Twoja ręka nie wygląda dobrze.

Miał rację.

Choi starał się chować ją kiedy mógł, ale rozcięcie ciągnące się pomiędzy palcem serdecznym i środkowym nie rokowało zbyt dobrze. Rana się jątrzyła, ociekała posoką, miał też wrażenie, że ruchy dwoma istatnimi palcami są znacznie ograniczone i nie jest już tak zręczny jak był.

- Nic mi nie będzie- odpowiedział tylko, mając nadzieję, że temat ucichnie. Tym razem jednak Wooyoung nie odpuszczał. Odłożył starannie garstkę jagód na bawełniany kawałek materiału i podszedł do Sana przyglądając się jego dłoni.

Złapał uważnie za nadgarstek i oderwał ją od pracy, a San w końcu odpuścił pozwalając by ten uważnie ją obejrzał.

- Jest gorąca. Tu dzieje się coś niedobrego.

- Dostałem brudnym od krwi ostrzem Wooyoung. Równie dobrze mogę umierać.

- Nie mów tak. Trzeba to zwyczajnie oczyścić i... Nie wiem co dalej. Poszukać jakichś ziół.

- A znasz się na ziołach?- Spytał niemal ironicznie. Sam niewiele wiedział, jego matka była ponoć zielarką, ale zabrała całą wiedzę do grobu.- Armin się znała, ale odeszła- zakończył temat szybko i sucho.- Poradzę sobie.

Wooyoung westchnął zmęczony już tym tłumaczeniem. Odwrócił wzrok czując jak na jego twarz padają przyjemne promienie popołudniowego słońca. Nie mieli wiele czasu, ale żaden nie wstał by wędrować dalej, brakowało im siły.

- Wiem co może pomóc i tego poszukam. A teraz trzeba znaleźć nocleg.

San rozejrzał się dookoła i przytaknął, a potem zebrał wszystkie jadalne owoce do plecaka, owijając je delikatnie materiałem, a potem zabrali wszystko z małej polanki byc iść dalej.

Mieli szczęście w całym tym nieszczęściu, bo po zaledwie godzinie cichego marszu San dostrzegł rozpoczynające się płytkie wąwozy przez leśne bory. W jednym z nich znajdowała się ciasna jama, nie tak wygodna jak jaskinia, a na pewno nie tak przestrzenna, ale mogli spędzić tam w miarę spokojną noc.
Była bardziej ziemianką, norą, niż wygodną półką skalną, ale nawet ten widok wystarczająco ich ucieszył. Żeby do niej wejść trzeba było się schylić, a w środku było dość wilgotno. Wiele korzeni zwisało luźno z nierównego sufitu, kilka z nich przedzierało się przez cały środek aż do ziemi, co jeszcze bardziej zmniejszało użytkową powierzchnię, ale tym się już nie przejmowali.

Wooyoung czysty od nieswojej krwi, mógł w końcu położyć się na wznak nie musząc rozglądać się nerwowo na boki szukając przeciwnika z maczetą. Wydawało się, że Sanowi też się podoba. Usiadł leniwie na chłodnej ziemi i oparł się delikatnie o skręcone ze sobą korzenie krzewów.

- Muszę jeszcze znaleźć coś przed nocą- mruknął niższy i wyszedł z bezpiecznej nory zanim San zdążył dopytać się o szczegóły.

Nie ingerował, chwila samotności była mu nawet na rękę. Mógł rozłożyć się na całą długość ich nowego lokum. Wbił wzrok w zlepiony z ziemi sufit i westchnął. Zdrową ręką sięgnął do jednego z cienkich korzonków, a gdy urwał kawałek, kilka grudek gliny posypało się wprost w jego oczy. Najpierw się oczywiście zdenerwował, a potem zaśmiał z własnej głupoty. Mógł to przewidzieć.

Song of the Hollow [1] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz