8. Harry

166 7 0
                                    

W weekendy nie zdarzało mi się wychodzić z domu. Szczególnie, kiedy na zewnątrz padał deszcz i wiał silny wiatr. Miałem jednak już dość humorów mojego brata. Ubrałem ciepłą kurtkę i łapiąc pierwszą z brzegu parasolkę, wyszedłem z domu.
Ulice były całe mokre. Kałuże na ulicach były rozjeżdżane przez samochody, chlapiąc przy tym wszystkich przechodniów. Jednego przechodnia, bo tak właściwie, byłem tam tylko ja. Z drzew spadały gałęzie, a fale nad morzem, sięgały dwóch metrów.

Nawet nie wiedziałem, w którym momencie tam dotarłem. Gnałem przed siebie, aż moje buty sięgnęły mokrego piasku. Wydawało się to absurdalne, ale wolałem już stać na zimnym dworze, niż tam wracać. Dlatego zostałem.

Usiadłem na ziemi, a fruwający w powietrzu piasek, wpadał mi do oczu. Morze wydawało się tak głośne, że ledwo byłem w stanie usłyszeć swoje własne myśli.

A było ich całkiem sporo: Joe, z którym już od bardzo dawna, nie potrafiłem znaleźć wspólnego języka, szkoła, w której pomimo pochwał od nauczycieli i dyrektora, nie czułem się najlepiej i... dziewczyna, o której nie miałem prawa myśleć.

Była dla mnie nieosiągalna. Nie miałem do niej żadnych praw, a pomimo tego, robiłem wszystko, aby się do niej zbliżyć. Robiłem coś zakazanego i świadom tego, wchodziłem w to coraz bardziej. Wiedziałem jakie mogą być konsekwencje i pomimo tego, nadal to robiłem. Nie myślałem racjonalnie, choć tak bardzo chciałem. Chciałem, ale z jakiegoś powodu nie mogłem. Czułem się wobec tego bezsilny. I kompletnie nie wiedziałem, co robić.
Spojrzałem na zegarek. Od kiedy wyszedłem z domu, minęło pół godziny. Z każdą sekundą, żywioły stawały się coraz bardziej niebezpieczne, a ja nie zamierzałem ryzykować. Otrzepałem z siebie piach i ruszyłem ku schodom.

Do tej pory myślałem, że jestem na plaży całkiem sam. Okazało się, że byłem w błędzie, kiedy przy schodach, dostrzegłem młodą blondynkę z wielkim, czarnym nowofundlandem. Byłem pewien, że to ona.

- Co tu robisz w taką pogodę? - zapytałem, zatrzymując dziewczynę.

Dziewczyna nie miała na sobie żadnej kurtki. Jej ubranie i włosy były całe przemoczone. Jedną ręką trzymała psa, a drugą trzymała w kieszeni dresów, próbując się ogrzać.

- Mogłabym pana zapytać o to samo – wymusiła uśmiech.

Nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. Nie zamierzałem nawet pytać o zgodę. Zdjąłem kurtkę i nałożyłem jej na ramiona. Rozłożyłem parasol i wziąłem od niej smycz.

- Co pan robi? Ja, nie...

- Przytul się do mnie.

Widziałem, że dziewczyna poczuła się nieswojo. W końcu to, co robiliśmy nie było na porządku dziennym, dlatego kompletnie jej się nie dziwiłem. Było to jednak w tamtym momencie najmniej istotne. Zależało mi na tym, aby dziewczyna była bezpieczna.

- Daleko mieszkasz?

- Nie, proszę pana, nie trzeba...

- Odpowiedz.

Dziewczyna milczała przez chwilę, po czym odetchnęła.

- Nie daleko. Zaraz będzie trzeba skręcić w lewo i iść kawałek prosto.

Całą drogę przeszliśmy w milczeniu. Słyszalne były jedynie nasze oddechy i uderzające o ziemię, krople wody. Zanim się obejrzałem, byliśmy już na miejscu.

- To tutaj.

Zatrzymaliśmy się pod zadaszeniem, przed domem dziewczyny. Zwinąłem parasol i otrzepałem go z nadmiaru wody. Spojrzałem na niebo i powiedziałem:

- Chyba zaraz zacznie grzmieć.

Blanca uniosła na moment głowę. Czułem, że coś zaprząta jej myśli. Byłem pewien, że nie chodziło o pogodę.

Odwróciłem się w jej stronę. Chciałem już zapytać, ale mi przerwała:

- Dziękuję. Bardzo. Jestem panu bardzo wdzięczna. Za wszystko.

Wyciągnęła ku mnie rękę i zabrała psa. Zostawiła mnie z unoszącym się w powietrzu zapachem świeżych perfum i mokrych włosów. Na dworze panował chłód, jednak z mojego serca biło ciepło. Ciepło wypełnione nadzieją.

Na Dnie Oceanu (Pierwszy Draft - Skończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz