10. Harry

167 6 0
                                    

Piątek. Dzień pierwszych szkolnych zawodów, jakie miałem w tej szkole, okazję oglądać.

Byłem bardzo podekscytowany. Uwielbiałem sportowe wydarzenia, a oglądanie biorących w nich udział, moich podopiecznych, wydawało się jeszcze lepsze.

Zawody, odbywały się zawsze, po zakończonych zajęciach. Uczniowie, mieli godzinę na przygotowanie się i równo o szesnastej, rozpoczynało się wydarzenie. Tego dnia nie było inaczej.

Stanąłem zaraz obok bramki wejściowej na stadion. Szczęśliwie, udało mi się zająć miejsce w pierwszym rzędzie. Widziałem wszystko.

Trybuny powoli wypełniały się kibicami. Byli wśród nich uczniowie oraz rodzice zawodników. Nie brakowało również i tutejszych mieszkańców. Przy wejściu do szatni, stał trener z burmistrzem miasta. W rogu stadionu znajdował się ogromny wyświetlacz. Mogliśmy na wielkim ekranie, zobaczyć wszystko, co działo się na boisku i w jego zasięgu. Zaraz obok niego, znajdowało się stanowisko, prowadzącego całe wydarzenie.

Wielki ekran uruchomił odliczanie. Do rozpoczęcia zawodów pozostało sześćdziesiąt sekund.

- Chce cię widzieć w moim gabinecie. Przyjdź po zawodach.

Za moim ramieniem pojawił się dyrektor szkoły. Nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. Zlustrował mnie wzrokiem i odszedł w kierunku burmistrza. Mężczyźni podali sobie dłonie. Wuefista dał im znak, że można zacząć.

3, 2, 1...

Po stadionie rozeszły się okrzyki. Czarnoskóry mężczyzna zajął stanowisko.

Witam wszystkich zgromadzonych na siedemdziesiątych trzecich zawodach w Charleston Sport High School!
Owacje nie miały końca. Wydarzenie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem w mieście. Na widowisko przyszli nie tylko uczniowie, ale i rodzice oraz tutejsi mieszkańcy.

Jestem bardzo wdzięczny za zaproszenie. Poprowadzenie wydarzenia, będzie dla mnie ogromnym zaszczytem – mówił. -  będę więcej przedłużał, bo wiem z jaką niecierpliwością czekacie, na zobaczenie waszych rówieśników w swoim żywiole.

Mężczyzna złapał za rewolwer i wystrzelił kulkę w powietrze. Była to tutejsza tradycja, rozpoczynająca każde sportowe wydarzenie.

Zaczynajmy! - wykrzyknął, gdy na boisko wybiegła grupa cheerleaderek.

W bordowych strojach i pomponami w dłoniach, dziewczyny rozpoczęły układ taneczny. Poruszały się w rytm muzyki, wykonując przy tym różne akrobacje i wykrzykując nazwę liceum. Zachęcały publiczność do zabawy, co z łatwością im się udawało. Dodawały kibicom energii, choć mogłoby się wydawać, że już więcej, nie są w stanie z siebie wydobyć.

Gdy na pole gry wkroczyła damska drużyna siatkarska, publiczność była jeszcze głośniejsza. Miałem wrażenie, że okrzyki były słyszalne na drugim końcu miasta.

Wszyscy wydawali się nabuzowani pozytywnymi wibracjami. Czułem jednak, że to cisza przed burzą. Że zaraz coś się wydarzy. Coś, co to wszystko zniszczy.

Siatkarki radziły sobie świetnie. Grały łeb w łeb i do samego końca nie było wiadome, kto zwycięży. Ostatecznie, jedna z nich, zwyciężyła różnicą dwóch punktów.

Na stadion wbiegła męska drużyna koszykarska. Na pierwszym miejscu Chris, a zaraz po nim, cała reszta. Ostatni wybiegł Xavier. Wydawał się rozdrażniony i nieco poirytowany. Podszedłem w stronę stoiska z popcornem i hotdogami, aby lepiej mu się przyjrzeć.

- Zamawia pan coś? - zapytał mężczyzna w żółtym fartuchu.

Na chwilę zastygłem.

- Tak. Jeden popcorn, poproszę.

Na Dnie Oceanu (Pierwszy Draft - Skończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz