29. Harry

75 4 0
                                    

- Czy to ważne? - zapytałem, gdy dyrektor poprosił mnie o zajęcie miejsca w gabinecie naprzeciwko niego. - Właśnie trwają zawody. Chciałbym je zobaczyć.

- Obawiam się, że to ważniejsze, niż zawody - uniósł wzrok i spojrzał na mnie w sposób, który sprawił, że przyśpieszyło mi tętno. Atmosfera, jaką wywołał nie wróżyła niczego dobrego. - Mam nadzieję, że domyślasz się z jakiego powodu cię tutaj zaprosiłem - patrzałem na mężczyznę z przerażeniem, rzeczywiście domyślając się czego ode mnie oczekuje, ale mimo wszystko postanowiłem grać na zwłokę. To, co zamierzałem, było przeze mnie zaplanowane na późniejszy czas.

- Nie, Panie dyrektorze - mężczyzna westchnął.

- W takim razie pozwól, że cię uświadomię - oparł ręce o biurko i przywołał na twarz jeden z najbardziej przerażających grymasów. Znów poczułem się jak dziecko, które w młodości było karane przez matkę za swój kolejny, nikomu nie szkodzący wybryk. - Starałem się przymykać oko na pewne sprawy, tym bardziej, że obiecałem ci wstępny okres próbny z powodu twojego wspaniałego podejścia do uczniów, ale po tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach i po tym, co zdążyłem usłyszeć i sam zaobserwować, nie mam innego wyjścia, Panie Darlin. Jestem zmuszony Pana zwolnić za nieodpowiednią relację, jaka zaistniała pomiędzy panem, a panną Blancą Rogers.

W pierwszej chwili poczułem obezwładniające mnie przerażenie. Nie docierało do mnie to, co się dzieje i bałem się myśleć, że słowa, które przed momentem usłyszałem, nie są wytworem mojej wyobraźni, a częścią rzeczywistości, w której właśnie się znajdowałem. Pomyślałem, że gdybym był małym chłopcem, upadł bym teraz na kolana i zaczął błagać, aby została dana mi jeszcze jedna szansa. Ale prawda była taka, że już nim nie byłem.

Byłem mężczyzną, który pierwszy raz od nie wiadomo jakiego czasu, w końcu zaczął być szczęśliwy i powód tego szczęścia, właśnie miał mu zostać odebrany przez osobę, która siedziała przede mną. Nie było możliwości, abym po raz kolejny na to pozwolił.

Odsunąłem krzesło i sięgnąłem po plecak, leżący obok mnie. Wyciągnąłem wypowiedzenie i wstając, ułożyłem go mężczyźnie przed nosem.

- Nie będzie takiej potrzeby. Sam odchodzę - obróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi. Gdy złapałem za klamkę, zatrzymałem się jeszcze na jeden moment. - Polecałbym Panu zobaczyć to, co za parę minut wydarzy się na stadionie. Może wtedy Pan lepiej to wszystko zrozumie - złapałem za klamkę i odszedłem, nie dodając żadnego słowa więcej.

Na Dnie Oceanu (Pierwszy Draft - Skończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz