Rozdział 2

72 4 0
                                    

Sobota. Dwa dni po moim pięknym wypadku. Co do niego, to powiem tak, była 11:27, gdy kotek zostawił mnie w szpitalu. Więc zadzwoniłam do Ciotki o której wiedziałam, że jest w stanie mnie odebrać. Powiedziałam gdzie jestem, że mam rozciętą kostkę i że lepiej jak powiadomi mamę oraz miło by było jakby po mnie przyjechała. Następnie mnie sszyto i dano na obserwacje, aby sprawdzić czy przypadkiem aby napewno nie wdało się zakarzenie i nie ma żadnych powikłań. Do domu, wypuścili mnie dopiero następnego dnia, gdy odebrała mnie moja mamą. Dali mi receptę na leki przeciwbólowe, zwolnienie lekarskie do szkoły oraz zalecenie, że najlepiej jak nie będę się przez ok. Tydzień ruszać z łóżka, a jak już to przy pomocy kogoś. Przyznać trzeba, że byłam nieco zawiedziona, że to tylko tydzień. Ale zawsze coś, prawda?
To tyle z wstępów. Wspomniałam o ciotce. Jest narzeczoną wujka i też znami mieszka. Pracuje jako nauczycielka, a w czwartek akurat miała lekcje do 10:25. Właśnie przechadzałam się z nią po mieście. W domu nie było co robić...więc, czemu by się nie pomęczyć?

-Wybacz, że teraz tak nagle pytam- powiedziała nagle ciocia, wybudzjąc mnie z zamyślenia.

-Hm? O co chodzi?- spojrzałam w jej stronę. Wzięła oddech.

-Kojarzysz może biedrobloga? - nieco się zdziwiłam, nie przypuszczałabym, że ona czyta takie rzeczy.

-Zdaje się, że tak - usiadłyśmy na jednej z ławek. Szczerze powiem, byłam lekko zmęczona.

Ciotka ponownie wzięła oddech po czym popatrzyła na mnie z uśmiechem.
-Czemu się nie pochwaliłaś, że uratował cię sam Czarny Kot? - rzekła z chytrym uśmiechem. Ja nieco zdurniałam.

Po jaką cholerę, ktoś miałby wstawiać takie informacje, na bloga poświęconego akcją superbohaterskim?!

- Bo to nie było nic takiego - powiedziałam a mina kobiety nieco zrzedła. Co jej jest?

-Jak to nic takiego?! - oburzyła się

-No nic takiego, z resztą..Nie uratował mnie, tylko pomógł mi się przenieść do szpitala- odłożyłam kule na bok I założyłam ręce na piersi. - Po za tym, nie jestem jakaś specjalnie wyjątkowa z tego powodu. To superbohater, z zasady ratuje ludzi - Dodałam lekko oburzona.

- A co byś zrobiła gdyby się nie zjawił?
-Zadzwoniłabym po ciebie? Albo wujka lub mamę, no nie wiem. Widzisz inną obcje? - spytałam pochylając lekko głowę w bok.

- Ale przyznaj, cieszysz się z tego, że tam był - naciskała.

-OCZYWIŚCIE, ŻE SIĘ CIESZĘ! ALE DO CHOLERY TO JEST JEGO PRACA! - Krzyknęłam po chwili dodając -Choć szczerze to bardziej nieopłacalny wolontariat  - stwierdziłam nieco się uspokajając

-Podoba Ci się? - ponownie zdurniałam. Przecież ja go nawet nie znam, praktycznie dwa dni temu nastała nasza pierwsza interakcja w życiu. Ktoś taki miałby mi się podobać? Co to jest do choleru, jakaś cholerną komedia romantyczna dla nastolatków?!

-Co to za durne pytanie jest? - spytałam znowu, patrząc na nią gniewnie.
-Zaraz tam durne. Adekwatne do sytuacji, zwłaszcza, że ten chłopak, podobno jest mniej więcej w twoim wieku, a do tego to twój typ - Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaraz tam w moim typie... fakt, że lubię osoby z zielonymi oczami, NO ALE ŻEBY ODRAZU MÓJ TYP?!

-Ciociu proszę cię- powiedziałam zrezygnowana. Miałam trochę dość tego gadania. 
-Oj już dobra - ALELUJA! - Chcesz może wracać już do domu? Robi się lekko puźno- kolejna genialna myśl.
-Tak Proszę - powiedziałam.

Wzięłam kule i wstałam z ławki, ciocia również to zrobiła. Zaczęłyśmy iść. Gdy doszłyśmy do jakiejś większej ulicy, z większą ilością ludzi, wtedy ogarnełyśmy że jest ponowny atak akumy. Ludzie biegali dookała w panice, a niedaleko odbywała się walka. Spojrzałam na ciocię, w jej oczach był strach,w moich najpewniej też.

Cholerny Dachowiec! | Miraculous | Chat Noir x OC Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz