Rozdział 10.

55 4 0
                                    

Na wstępie powiem że nie jestem specjalnie dumna z tego rozdziału. Nie jest tragiczny, ale nie jest też wybitny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ten dzień jednak nie był okej... był bardzo miły, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że był niesamowity.

W czwartek, na swoim tarasie znalazłam nową doniczkę wraz z fioletowym bratkiem, oraz karteczką.
,,Mówiłem, że Odkupię i jeszcze raz przepraszam, Królowo". A obok Bukiet z bordowych Goździków, też z karteczką.
,,A tu coś na przeprosiny. Masz takie na parapecie w pokoju, tylko już lekko więdnące. Po za tym, pasują ci do oczu"

Przyznać trzeba, że dzięki temu przez większość piątku miałam dobry humor. To miłe gdy dostaje się kwiaty od chłopaka i mi osobiście zdaża się to żadko, więc miałam powód do radości. No i przez cały dzień chodziłam z lekkim uśmiechem na twarzy. Sama nie wiem czemu aż tak się cieszyłam. Może tak poprostu wyszło.

-Z czego ty się tak cieszysz przez cały dzień? - spytał Drake, gdy akurat pomagał mi rozwiązać zadanie z historii, z tematu którego nie ogarniałam, a które było na następną lekcją. A, że akurat była długa przerwa, to żeśmy siedzieli i ogarniali. Bo ja debil nie zrobiłam go wczoraj.

Zamrugałam parokrotnie.

,,To teraz Merry kombinuj. Przecież mu nie powiesz, że to dlatego, że dostałaś kwiatki od paryskiego bohatera"

Przeanalizowałam sobie cały dzień, i nagle coś sobie przypomniał. MAM!
- Koleżanka Blanshel, organizuje pewnego rodzaju spotkanie u siebie ,,w domu". Jej syn który mnie zaprosił, jest muzykiem, więc napewno nie będę się nudzić. To już dziś wieczorem. Dlatego się cieszę-  Może łyknie.

-Nigdy nie cieszyłaś się jakoś na spotkania towarzyskie. Z tego co wiem jesteś typem introwertyka- Kurwa.

-Wieeeesz, to nie będzie de facto takie spotkanie towarzystkie. To bardziej kameralne spotkanko z muzyką. Jeszcze będzie tam Blansh, więc nie ma czego się bać - Nie łyknie. Nie ma chuja(Ja mam nadzieję, że tylko w mojej głowie pojawiły się ,,Te myśli" po przeczytaniu tego. Z drugiej strony, skoro nadal to czytacie, to znaczy, że też macie zrypany beret ~Autoreczka)

-Czyli krótko mówiąc, idziesz na spotkanie emerytów. - nawet gdyby mądraliński..
To i tak będzie tam moja babcia, a z nią, nudzić się nawet na takich spotkankach nie można. - Dziwna jesteś- Skubany...

-Może i tak, ale jakoś ci to nie przeszkadza w znajomości ze mną. Więc teraz zamiast się wymądrzać, pomóż mi z zadaniem. Chcę jeszcze skoczyć do sklepu po jedzenie, a jak narazie tylko tłumaczysz mi temat - skarciłam go marszcząc brwi. Drake przewrócił oczami i już dalej nie drążył tematu. 

Przyznać muszę, że mój humor uległ małej zmianie przez tą rozmowę, ale to też nie tak, że się całkowicie spiepszył. Co do mojej wymówki, to była to prawda. Gdy Luka odwoził mnie do szkoły, opowiedział mi o pewnego rodzaju imprezie, oraz, że jego mama stwierdziła, że było by jej miło jakbym przyszła razem z Blansh. Zgodziłam się, a Babcia podobno już wie i również się zgodziła. Więc Luka przyjedzie po mnie po szermierce, jutro i tak zaczyna się Weekend, więc impreza o tak puźnej porze nie jest niczym złym. No cóż, wiedziałam, że to dziwna rodzina.

A co do szermierki, to zgadnijcie z kim znowu mamy łączone zajęcia! Oczywiście, że z koleżkami z Françoise Dupont! Jedyna różnica była taka, że to oni przyjechali do nas. I dobrze, mniej zachodu do nich.

Właśnie stałam obok trenerów. Przebrałam się jako pierwsza, więc mogłam na spokojnie z nimi pogadać.

-Przepraszam. Mam pytanie - oboje odwrócili się w moją stronę.
-Tak, Panno Schwatz? - Spytał Épesta
-Mam niedokończony pojedynek z Panem Agrestem. Chciałam zapytać, czy w pierwszej parze mogłabym stanąć właśnie z nim. Chętnie ostatecznie rozstrzygnę nasz spór - powiedziałam z uśmiechem. Alber i Armand spojrzeli po sobie. Alber spojrzał na mnie z uśmiechem.

Cholerny Dachowiec! | Miraculous | Chat Noir x OC Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz