Rodział 3

63 3 0
                                    

No więc tak, Kicia odprowadziła mnie do domu, dokładniej na taras. Był o tyle nienormalny, że nawet odstawił mnie na kanapę pod moim łóżkiem.

-Masz bardzo specyficzny wystruj pokoju - stwierdził prostując się gdy ja już siedziałam na kanapie. -Moja przyjaciółka ma podobny, choć nieco mniejszy - dodał

-Mi się tam podoba - odpowiedziałam. Kot spojrzał na mnie zdziwiony, po czym położył dłoń na karku.

-To nie tak, że mi się nie podoba! - zaczął- jest poprostu inny, przez co wyjątkowy - wytłumaczył.

Spojrzałam na Niego unosząc brew.
-Dlaczego się tłumaczysz? -
Moje pytanie najwyraźniej zbiło go z tropu bo uniósł brwi w wyrazie zdziwienia.
-Ee..Bo– -
Nagle usłyszeliśmy hałasy z dołu.  Moja mama i ciocia, najwyraźniej miały w planach tu wejść. Spojrzałam na kota którego wzrok był utkwiony w klapie.

-Może już będziesz się zbierać.- zaproponowałam choć bardziej rozkazałam.

-Już tak szybko chcesz wyganiać biednego bezdomnego kotka z mieszkania?- spojrzał na mnie jakby rozczarowany. No nienormalny.
-Kotek pewnie ma swój dom i musi już się zbierać. Ciemno już na dworze jest! -
Blądyn przewrócił oczami. Wszedł na drobinę prowadzącą na taras i wyszedł żucając jedynie ,,Do zobaczenia, Księżniczko".

Przewróciłam oczami i wtedy do mojego pokoju weszły dwie zatroskane kobiety. No i nastał czas na tłumaczenia. Powiedziałam jak było, bo co innego miałam robić? A jak tylko emocje poopadały, Kobiety powypytywały mnie o Kota.

,,Co z nimi jest do cholery nie tak?" 

Pomyślałam.
Po ok. 30 minutach w końcu mnie zostawiły. Powiedziałam im prawie o wszystkim, z wyjątkiem, tego dziwnego uczucia na twarzy i słów Kota ,,Do zobaczenia, Księżniczko". Może to i lepiej. Nie będę wysłuchiwać gadania w stylu, że mi się podoba lub, to ja wpadłam mu w oko. To niedorzeczne.
I tak minęła Sobota, fajnie nie?

W niedzielę za to, było o wiele spokojniej. W odwiedzimy i na obiad wpadła Violett. Wspominałam o niej wcześniej.

Była może godzina 14:00 a Vi (bo tak ją czasami nazywam) siedziała u mnie już dobre cztery godziny. Byłam zdziwiona że tak szybko udało jej się dotrzeć. Mieszkała w innej dzielnicy, dość mocno oddalonej od mojej, a jednak udało jej się zdążyć równo na dziesiątą. Panna Zèiper jest niemożliwa.
Siedziałyśmy na kanapie obok okna i oglądałyśmy jakiś film na kompie, gadałyśmy, jadłyśmy czipsy. No ogółem takie typowe spotkanko dwóch nastolatek. Czilera utopia, żyć nie umierać. Za dwie godziny będzie obiad w postaci naleśników z czym tam chcieć będziemy, poprostu super.

-CO ZA GŁUPIA BABA! - Krzyknęłam nagle.

-BOŻE JAK ONA MNIE WKUR...RZA! -Dodałam. Jak można się domyślać, chciałam przeklnąć, ale wiedząc że moja mama wraz z pra-babcią chrzątają się w kuchni zaraz pod nami, natychmiast się poprawiłam. Spojrzałam na Vi a ona wyglądała jakby zarzenowanie które gościło na jej twarzy przed chwilą, nagle zmieniło się w rozbawienie.

-No co? - spytałam a dziewczyna wybuchła śmiechem. Patrzyłam na nią jak na wariatkę. -Z czego tak cieszysz ryj?-

Dziewczyna zakryła twarz rękami nadal się śmiejąc.
-Za-za - próbowała mówić ale jakby nie mogła.

-Zaraz? Co zaraz? Co chcesz powiedzieć? -

Dziewczyna nadal się śmiała, a ja zastanawiałam się czy nie zdzwonić do jakiegoś szpitala, żeby ją w kaftan zamknąć.

- Vi do cholery, udusisz się zaraz! -

Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
-Za-Zajebista cenzura - powiedziała w końcu łapiąc oddech.

-TO CHCIAŁAŚ POWIEDZIEĆ!? - uniosłam ręce do góry - Zaczęłaś udawać czajnik! Ja się tu martwię! Zastanawiam się czy by nie dzwonić do czubków! A TY POPROSTU CHCIAŁAŚ MI ŻUCIĆ KOMPLEMENT!? PRZECIEŻ JA CIĘ ZABIJE VIOLETT ZÈIPER!!!- wydarłam się na nią a ta znów zaczęła się śmiać. Więc ja się na nią żuciłam i zaczęłam...Dusić...łaskotkami.

Trwało to dobre 15 minut, puki ta nie zaczęła się drżeć na całą kamienicę, krzycząc ,,POMOCY, DUSZĘ SIĘ, PRZESTAŃ!!!" postanowiłam, że przestanę, bo w końcu nikt nie chcę mieć problemów z policją, przez jakieś nieporozumienie, wywołane wystraszonymi sąsiadami.

-Następnym razem cię uduszę, OBIECUJĘ! -Powiedziałam po czym pomogłam jej się podnieść z podłogi, bo w czasie tortur obie zjeciałyśmy z kanapy.

-Nie strasz, nie strasz-  machnęła na mnie rękę, po czym znów usiadła na skórzanej powierzchni.

-Ja nie straszę, ja obiecuję- powiedziałam z pełną powagą w głosie.

I tak mniej więcej minęła godzina, na grożeniu sobie, wyzywaniu i obgadywaniu denerwujących nas osób. Przyjaźń jest piękna czyż nie?

W końcu z dołu zawołała nas moją pra babcia. Przyznać trzeba, że dość szybko to ogarnęły, bo była dopiero 15:30. Zeszłyśmy obie na dół po czym usiadłyśmy po jednej stronie wyspy kuchennej, po drugiej stała moja mama i dosmarzała ostatnie naleśniki na indukcji. A zaraz za nią przy blacie stała babcia i gniosła maliny i truskawki na mus do naleśników.

-Smaczego - powiedziała nakładając nam po naleśniku na talerz i podając miskę z serem, chwilę puźniej babcia położyła przed nami dwie miski z musami.
Zaczęłyśmy jeść od czasu do czasu zagadując na mniej lub bardziej ciekawe tematy. A w sumie było o czym gadać. Mama opowiadała, że szykuje jej się awans, więc będzie więcej zarabiać ale wiąże się to też z późniejszym powrotem do domu. Da się to przeboleć. Pra-baci z koleji zmarła koleżanka, jednak nikt nie był zdziwiony bo miała z 97 lat. Violett pochwalił się wypadem do Cioci do Włoch w zeszłym tygodniu. I ogółem było fajnie. Poszła połowa zrobionych naleśników, choć i tak zostało ich jeszcze sporo. W pewnym momencie babcią spojrzała na mnie, osobę która jak narazie niczym się nie pochwaliła, i tylko komentowała.

-A co u ciebie Peny? - spytała. Pra-Babcia. Bardzo często mówi na mnie Peny, uważa, że to urocze zrobienie, nikt inny tak nie mówi.

-Wzasadzie to nic, po za tym, że zraniłam się w kostkę. To tylko draśnięcie i nie specjalnie potrzebuję już chodzić o kulach.-

,,Głównie dlatego że je zgubiłam"

Dodałam sobie w myślach. Babcią niedawno (w zasadzie wczoraj wieczorem) wróciła z senstorium i nie dokońca wiedziała co się działo w chacie w tym tygodniu.

-A nie poznałaś może jakiegoś przystojnego kawalera? - spojrzała wymownie na mnie a puźniej na moją mamę. Jezu Chryste powiedziała jej. Zerknęłam na Vi w poszukiwaniu pomocy, jednak jedyne z czym się spotkałam, to wyraz zdziwienia na jej twarzy. No tak, przecież jej też o tym nie wspomniałam.

-Nie. - odpowiedziałam krótko i wróciłam do jedzenia naleśnika z malinami.

-Nie chcesz się pochwalić przed pra-bacią? Bo Violett to chyba już wie- zagaiła mama, w tym momencie poczułam na sobie wyjątkowo wkurzony wzrok Vi. Zerknęłam na nią kątem oka. Przełknęłam jedzenie i spojrzałam na mamę spanikowanym wzrokiem.

-Nie sądzę, aby było to jakoś specjalnie ważne, mamo -
-Ale jest to ważne, przynajmniej dla mnie. W końcu nie codziennie ratuje cię superbohater- 
W tym momencie Vi zachłysneła się pijącym przez siebie sokiem.
-Co przepraszam?! - spojrzała na mnie zaskoczona.
-Eee, zapomniałam Ci o tym napąpkąć -
-ALE ŻEBY NAWET PRZEZ MESSA MI NIE POWIEDZIEĆ!? -
-Nie krzycz tak, dziecko - powiedziała moja babcia zakrywając uszy. Vi zakryła usta rękoma.
-Przepraszam- powiedziała już o wiele ciszej. 

I tak zaczęłyśmy gadać na temat tego dachowca, matko jedyna, a miał być normalny dzień

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

1133 słów

Cholerny Dachowiec! | Miraculous | Chat Noir x OC Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz