➳ 2

668 46 6
                                    

Było późno, ulice świeciły pustkami, a ona nareszcie czuła się wolna. Ciągnąc za sobą ogromną, ciemną walizkę wypełnioną po brzegi, nie miała planów, liczyła się chwila obecna. Tu i teraz. Bez żadnych poleceń, nakazów, czy rozkazów. Tylko ona, długopis i kartki zwane życiem. Billboardy, ślepe zaułki, światło księżyca przekradając się poprzez gałęzie drzew w parku niedaleko. Wszystko, choć tak zwyczajnie było ciekawe, namalowane w kolorach, których jeszcze nie widziała. 

Stara kamienica lata swojej świętości miała już dawno za sobą. Ciągnące się wzdłuż ulicy, pomalowane na jasny kolor budynki miały jednak w sobie pewien urok. Jej mieszkańcy żyli ze sobą w zgodzie, nie było żadnych nieprzyjemności, czy kłótni. Każdy każdego wspierał, każdy każdemu pomagał, byli jak rodzina. Mieszkanie mieszczące się na samej górze, po lewej stronie należało do Kiry za nim jeszcze jej ojciec odszedł na tamten świat. Mieszkanie, czy kawalerka, jakkolwiek to nazwać było dla niej schronieniem, oazą spokoju i miejscem, w którym mogła urwać się od szarej rzeczywistości, z jaką na dobre już skończyła. Szukając w torebce przedmiotu, który tyle czasu skrywała przed matką, bezwiednie zagryzła wargę, mając nadzieje, że jednak nie zapomniała kluczy. Leżały na samym dnie, sprawiając, że wypuściła nadmiar powietrza zgromadzonego w płucach. Dmuchnęła w pasmo włosów, które opadło jej na oczy i zaczęła wchodzić do góry po stromych schodach. Ciężar walizki dał jej we znaki już na drugim piętrze. Pocieszając się myślą, że już niewiele zostało, jakoś dotarła na górę i odetchnęła z ulgą, opierając się o przyjemnie zimną ścianę. Stare drzwi ze zdrapanym nazwiskiem delikatnie odstraszały, ale sprawnie przekręciła klucze w zamku, wchodząc do środka. Odstawiła walizkę na bok, odwiesiła kurtkę na wieszak razem z torebką, a buty rzuciła na środku korytarza. Pocierając kark, ominęła porozrzucane na podłodze pędzle i puste puszki po farbie, podchodząc do okna. Otworzyła je, siadając na parapecie. Noce powietrze znowu otuliło jej twarz, a dźwięki układającego się do snu miasta dotarły do jej uszu. Podkulając nogi pod klatkę piersiową zdała sobie sprawę, że została sama. Owszem, była jeszcze Moonlight, ale nie miała prawa narzucać się przyjaciółce, bo ta miała swoje życie. Wariackie, ale miała. Nie było Alana, który kochał ją tak mocno, jak tylko mocno mężczyzna może kochać kobietę i nie było też kontrolującej wszystko, natrętnej matki. Nie zachowała się wobec niego właściwie, zrobiła nadzieje na coś, czego nigdy nie będzie, a Alan uwierzył, że jego uczucie zostało odwzajemnione. Postanowiła go przeprosić jeszcze raz, naprawdę szczerze za wszystko, co go przez nią spotkało. 

Pisk opon oraz dudniąca muzyka odwróciły jej myśli od byłego narzeczonego. Wyciągnęła szyję chcąc zobaczyć, co dzieje się na dole na spokojnej, jak do tej pory ulicy. Jakby znikąd pojawił się tam luksusowy samochód. Błyszczał w świetle księżyca jak nowo wybita moneta, a jego właściciel miał dobry gust muzyczny. Zmarszczyła brwi, starając się rozpoznać daną osobę, ale było to raczej niemożliwe, poza tym obecne światło nie było najlepsze. Trzask drzwi, a następnie bagażnika oznaczał, że był to tutejszy mieszkaniec, choć na takiego nie wyglądał. Garnitur z najwyższej półki, drogie buty i te inne, nie mające tak naprawdę żadnej wartości przedmioty. Sylwetka postaci odpowiadała gabarytom młodego mężczyzny. Jeśli rzeczywiście był to przedstawiciel płci męskiej był dobrze zbudowany i wysoki, a roztrzepane loki na jego głowię skakały w różnych kierunkach, przy każdym kolejnym kroku. Zniknął w kamienicy po przeciwnej stronie ulicy, nie fatygując się, aby zrobić to cicho. Chyba hałas towarzyszył mu w całym jego życiu. Parę minut później okno na wprost jej rozbłysło żółtym światłem. Młody mężczyzna podszedł do niego, wcześniej rozsuwając wiekowe zasłony. Otworzył je, zaciskając długie palce na framugach. Zrzucił z siebie krawat, a trzy górne guziki koszuli były rozpięte. Przeskanował wzrokiem całą okolicę, nie zauważając Kiry, siedzącej na parapecie na przeciwko, po czym zniknął w głębi kawalerki. Zdążyła mu się przyjrzeć, wyraz jego twarzy był poważny, choć przez całą tą powagę przebijało się zmęczenie i odrobina uśmiechu. 

Dziewczyna nie była mu dłużna, jej stopy same zsunęły się z parapetu, a dłonie zamknęły okno, odgradzając się od chłodnego powietrza. Po zdjęciu spodni, opadła na materac służący za łóżko, przymykając powieki. Wtuliła twarz w poduszkę, ziewając szeroko. Pomimo zmęczenia sen nie nadchodził, a przed oczami przepływały jej sceny wyreżyserowane już w całym jej życiu. Przekręcając się z boku na bok, starała się znaleźć wygodną pozycję. W końcu jednak podłoga okazała się być znacznie wygodniejsza niż materac, a Kira zasnęła na niej, otulając się kocem.

:::

Ranek nadszedł szybko - według Kiry - za szybko, a wdzierające się do środka kawalerki promienie słoneczne nie pozwoliły jej kontynuować wysypiania się. Podnosząc się z podłogi słyszała, jak jej kości nieprzyjemnie strzelają, a ból, oznajmiający protest związany z dalszym ruchem rozchodzi się aż po czubki jej palców u stóp. Ziewając szeroko wstała, zrzucając z siebie niewygodnie spodnie. Niedbale przeczesała palcami włosy, otwierając okno. Oparła łokcie o chłodny marmur, wyglądając na ulicę, która tętniła życiem, nie przypominając zupełnie swojego obrazu z przed kilku godzin. Usta blondynki drgnęły w nikłym uśmiechu, ale zamienił się on w grymas po usłyszeniu trzasku drzwi z naprzeciwka. Wędrując wzrokiem w tamtą stronę, zawinęła na palec pasmo swoich włosów. Młody mężczyzna opuszczający budynek miał na sobie ciemne dresy i tank top, a na uszach duże, czarne słuchawki. Rozpoznała w nim hałaśliwego, nocnego chłopca. Odprowadziła go wzrokiem aż na róg ulicy, a potem straciła z oczu. Odpychając się od parapetu, zastanawiała się, co ze sobą zrobić. Zaciskając usta w wąską linię spojrzała na sztalugę, płótno, pędzle oraz farby stojące w kącie pokoju. Zabrała jeden z nich, obracając w palcach. Brakowało jej tego, czego malarzowi brakować nie powinno - weny. Westchnęła cicho, zakładając sobie pędzel za ucho. Opadła na materac, aby zaraz z niego wstać. Dzwonek do drzwi był chyba najbardziej irytującym wynalazkiem, na jaki mogła wpaść ludzkość. Oczywiście zaraz po budziku. 

- Brown! Otwórz! Wiem, że tam jesteś!   

~*~
Cześć cytrynki, co sądzicie?

Zawiewa nudą, ale wszystko dopiero się rozkręca, mam tylko nadzieje, że nie zanudzę was tym ślimaczym tempem, lmao

all the love, Red xoxo

night sky • irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz