Rozdział 9

6 1 0
                                    

Było upalne czerwcowe popołudnie. Adam z Annąćwiczyli cały dzień w cieniu ogromnego buka na przeciwległym brzegu jeziora. Teraz odpoczywali siedząc oparci o jego gruby, szary pień. Na łące cykały świerszcze, pachniało macierzanką. Anna pierwsza przerwała leniwą ciszę.

- Dzisiaj jest noc Kupały.

Noc Kupały – pogańskie święto poświęcone żywiołom ognia i wody, przypomniał sobie Adam, i... seksu? Spojrzał na nią pytająco.

Spotkały się ich dłonie, potem usta. Nagle mężczyzna zastygł rzucając niepewne spojrzenie w kierunku Zamku. Anna odgadła przyczynę jego wahania.

- Znam fajne miejsce – powiedziała, - ale to trochę daleko. Chce nam się czekać?

Adam westchnął ciężko, lecz skinął głową. Miał wrażenie, że przy ludziach, którzy widzą przez grube mury, schowanie się za krzakiem niewiele pomoże. Poszli ścieżką w głąb lasu. Adamowi przypomniało się, że nie ma prezerwatywy, ale Anna powiedziała, że się zabezpieczy. Nagle zatrzymała się.

- Powinieneś coś wiedzieć: ja nigdy przedtem tego nie robiłam.

Adam kiwnął głową. Potem coś sobie przypomniał.

- Zaczekaj, ale czy jak przestaniesz być dziewicą, to nie przestaniesz być czarownicą? - Zaniepokoił się.

Anna parsknęła śmiechem.

- Nie. To są głupie bajki wymyślone przez kobiety usiłujące usprawiedliwić swój strach i przez mężczyzn cierpiących na kompleks dziwki-madonny.

- A ty się nie boisz?

- Trochę.

- Właściwie czego?

- To takie... nieodwracalne... Bzdury!

Na dnie głębokiego, stromego wąwozu, którym szli, panował przyjemny chłód.

- A jeśli w tych bajkach coś jest? - Adam nie mógł się uspokoić.

- Nie przejmuj się tak. Jeśli ja stracę moc, to może przejdzie do ciebie. - To był żart, lecz Adam miał nieprzyjemne wrażenie, że kryło się za nim coś więcej. Czyżby była gotowa oddać mu swoją moc? Przypomniał mu się Mosk gotów oddać za niego własne życie. Co jeszcze gotowa byłaby mu oddać? Adam nie spytał, żeby jej nie peszyć. Ale czy jest gotowa cokolwiek od niego przyjąć? - odezwał się krytykancki głosik, który szybko uciszył.

Zeszli ze ścieżki i zaczęli wspinać się po zboczu, aż doszli do starego, omszałego jawora na szczycie wzniesienia. Obeszli go dookoła... i znaleźli się w zupełnie innym miejscu. Stali teraz na polanie u stóp wodospadu, a białe szczyty gór na zachodzie zdawały się o wiele bliższe niż na Zamku. Mimo że wciąż panował upał, zachodni wiatr pachniał śniegiem. Anna podeszła do jeziorka wydrążonego przez wodospad, w kilku swobodnych ruchach zrzuciła z siebie ubranie i z radosnym piskiem zanurkowała w lodowatej wodzie. Po chwili wynurzyła się parskając i śmiejąc się. Adam też się rozebrał. Wieczorne słońce, wciąż jeszcze mocne, przyjemnie grzało jego skórę, chłodziła ją mgiełka rozpryskanej przez wodospad wody. Na przemian muskały go to ciepłe powiewy wiatru z hal niosące zapach kwiatów i ziół, to chłodne powiewy z lasu pachnące jodłami. Patrzył na mokre, zgrabne ciało Anny. Bez ostrzeżenia chlusnęła w niego wodą i zanurzyła się z powrotem. Adam rzucił się w pogoń. Po kilku krokach skończył im się grunt pod nogami, zrobili parę ruchów żabką i wyszli na brzeg. Anna trzęsąca się z zimna i zdyszana usiadła na wielkim nagrzanym słońcem głazie.

- Chciałabym tutaj - oznajmiła nagle poważna.

- Tu będzie nam niewygodnie, już lepiej na trawie. Może wyczarujesz przynajmniej jakiś kocyk.

Biały SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz