[19 maja] Sześć godzin wcześniej w Afranruun:
Stary elf siedział bez ruchu tak jak wczoraj, tak jak przedwczoraj, tak jak każdego dnia z tych długich pustych dni, jak każdej nocy z tych długich pustych nocy. Tylko tyle mógł robić: siedzieć i czekać, aż zostanie użyty. To, co kiedyś było nim, przepełniała nienawiść i gorycz. Wtem usłyszał nagły szum liści a zaraz potem trzask łamanych gałęzi i jęk rozdzieranego muślinu. Witki wierzby rozsunęły się odepchnięte niewidzialną siłą ukazując pogodne niebo. Przez otwór buchnął gorący wiatr i ucichł równie nagle jak się pojawił. Przed elfem stała kobieta – człowiek. Ruchem zbyt szybkim jak na człowieka zerwała mu z szyi amulet, włożyła do ust i znikła. Elf poderwał się chwytając za łuk, lecz kolejny podmuch wiatru rzucił nim o pień drzewa.
W paszczy smoka zetknęły się dwa klejnoty. Moc elfów i magia z Czarnych Gór. Marta wiedząc, że sam kontakt fizyczny zapewne nie wystarczy, przelała w smoka cały swój umysł. Potem przelała resztę. Od dawna próbowała coś takiego zrobić, jednak dopiero teraz przy użyciu obu tych klejnotów miała wystarczającą moc. Jej ciało kucające w trzcinach osunęło się bezwładnie padając twarzą w płytką wodę. Kruk i Anna, którzy byli najbliżej, unieśli ją, żeby się nie utopiła, lecz trzymali już tylko powietrze. Teraz Marta cała była smokiem. A smok był Martą.
Minutę później Marta leżała twarzą do dołu w miękkiej chłodnej trawie między olchami u stóp wzgórza. Słysząc podbiegających przyjaciół uniosła się na łokciach. Z ust zwisał jej srebrny łańcuszek. Wypluła oba klejnoty na dłoń i wstała.
- Gdzie oni wszyscy są? - spytał zdyszany Adam, rozglądając się z niepokojem po wyludnionej wiosce.
- Włożyłam ich tutaj - odparła Marta wskazując przezroczysty różowawy kryształ. - Nie wyczułam nigdzie Avarona - dodała patrząc na pozostałych. Ci pokręcili przecząco głowami. Oni też nie.
- Musimy rozejrzeć się po okolicy starymi dobrymi oczami - odezwała się Helena.
- Nie możemy tu dłużej zostać - zaoponował Kruk. - On już na pewno wie.
Wtedy czarownicy zobaczyli, że stoi przed nimi elf. Zapewne właśnie w tej chwili się zjawił, tyle że nikt nie widział, jak się zjawia. Po prostu tam był.
- To ja jestem Avaron - przemówił ravią.
Marta jako jedyna nie straciła rezonu, być może tylko dlatego, że wciąż jeszcze była w szoku.
- Marta Dzięgielewska.
Elf ukłonił jej się z szacunkiem. Potem ukłonił się pozostałym, nie czekał jednak, aż się przedstawią. - Gdzie on jest? Czarodziej, który jest z wami? - zapytał tonem uprzejmym, lecz nie cierpiącym zwłoki.
- Nie ma go z nami - odparła Marta.
- Sami podtrzymujecie ten czar skrywający?
- Tak.
Elf sprawdził to używając własnej mocy.
- Ale był z wami?
- Kiedy?
- Pomógł wam pokonać Afran.
- Nie.
- Sami rzuciliście Zaklęcie Zatrzymania?
- Tak.
Pozostali czarownicy wciąż stali z gapowatym wyrazem twarzy. Jedynymi elfami, jakie do tej pory widzieli z bliska, były Ekiafel, która, jak twierdził Toperz, zachowywała się dziwnie i Anaored, która robiła wszystko, żeby zachowywać się jak człowiek. Avaron był zupełnie inny. Przede wszystkim o wiele starszy i jakiś bardziej intensywny. Jego ubranie było w nieładzie, a w kasztanowych ciemnych włosach połyskiwały srebrne nitki. Adam był tym zaskoczony. Spodziewał się, że elfy zawsze będą wyglądać jak z obrazka. Jednak te niedoskonałości w żaden sposób nie umniejszały jego piękna. Adamowi przyszło do głowy, że może „elfiość" jest cechą, która narasta z wiekiem.
CZYTASZ
Biały Smok
FantasyKoniec XX wieku. Adam był doktorantem na Wydziale Fizyki UW, póki do jego życia nie wtargnęła magia.