Rozdział 37

3 1 0
                                    


[9 czerwca]

Dwa dni później powrócił Toperz, więc Adam znowu miał trochę czasu dla siebie. Postanowił skorzystać z rady Tarbota i podszkolić się trochę w fechtunku. Co prawda oficer nie zaofiarował mu wtedy swojej pomocy, ale może, poproszony wprost, nie odmówi. Jednak od czasu afery z kometą Tarbot wyraźnie go unikał.

[10 czerwca]

Wreszcie udało mu się go zdybać w jadalni, kiedy rozmawiał z Rochem. Bojąc się, że znów mu ucieknie, Adam stanął w połowie drogi pomiędzy nimi a oknem, do którego przystawiona była drabina.

Gdy król go odprawił, Tarbot istotnie skierował się do okna z drabiną, ale nie zaszczyciwszy Adama nawet spojrzeniem, spiesznym krokiem obszedł do dookoła. Adam nie zdzierżył i pobiegł za nim. Kiedy zeskoczył z drabiny, Tarbot był już w połowie schodków na mur.

- Tarbot! - zawołał.

Dowódca zatrzymał się i zaczekał, aż Adam go dogoni.

- Gdyby król nie odwołał ewakuacji, co byś zrobił? – zapytał cicho.

Adama zatkało. Czy Tarbot mógł znać szczegóły dyskusji w obserwatorium? Skąd? No jasne – od Hia. Pewnie powtórzył mu wszystko słowo w słowo. Ale przecież udało mu się przekonać króla nie uciekając się do przemocy. Czy Hia mógł odgadnąć, że przez chwilę rozważał użycie magii?

Tarbot pokiwał głową, jakby mu czytał w myślach.

- Wierzę, że masz dobre intencje, ale niech los chroni Or przed takimi jak ty.

Oficer odwrócił się na pięcie i odszedł. Adam speszony wrócił do jadalni - zapewne złamał protokół wydzierając się tuż pod oknem pokoju, w którym pracował król. Pochwycił badawcze spojrzenie Avarona.

- Chciałem, żeby mnie uczył fechtunku... - zaczął się tłumaczyć.

- Jestem do usług. Akurat mam wolną chwilę.

Adam oniemiał nie wierząc we własne szczęście. Nigdy nie widział elfa w akcji, ale jego umiejętności były legendarne.

Wyszli na dziedziniec.

- Poczekaj chwilę – rzucił Avaron i znikł.

Pojawił się wkrótce z dwoma mieczami. Jeden z nich wręczył Adamowi.

- Noś go zawsze przy sobie – powiedział i pomógł mu go przypasać.

Miecz wydawał się lżejszy niż ten, który dostał od Anaored. Adam wyjął go z pochwy i zważył w dłoni. Istotnie był sporo lżejszy. I bardzo ładny.

Adam nigdy nie pasjonował się bronią. Nie podzielał fascynacji kolegów japońską kataną, lecz teraz ją wreszcie zrozumiał. Ten miecz był dziełem sztuki. Rękojeść leżała mu w dłoni, jakby była zrobiona specjalnie dla niego. Wykonał na próbę kila ruchów. Zdawało się, że miecz porusza się sam, jak coś żywego. To była poezja.

- Tak. To jest prawdziwy elfi miecz – powiedział Avaron. Adam poczuł dziwne ciepło w sercu. Teraz elf również dobył broni.

- Będziemy ćwiczyć prawdziwymi mieczami? - zapytał Adam czując, że blednie.

- Jesteś czarownikiem. Jeśli przeżyjesz, to się wyliżesz. Ale na razie poćwiczysz na sucho. Rób to, co ja.

Adam zaczął powtarzać ruchy nauczyciela czasami stając za jego plecami, czasami twarzą w twarz tak, by nie umknął mu żaden szczegół.

Od kiedy zamieszkał w Haleb, widywał różne elfy przynoszące Rochowi wiadomości. W porównaniu do nich Avaron był jakiś bardziej „wyświechtany". Na jego pięknej twarzy nie było, co prawda, widać najmniejszych oznak zniszczeń dokonanych przez starość, ale przeżyte lata pozostawiły na niej ślad w postaci siatki zmarszczek mimicznych. Inne elfy były jak diament, którego nic nie może zarysować - Avaron pozwalał, by życie pisało w nim jak w księdze. Jednak nie stał się przez to wcale bardziej ludzki, tylko jeszcze bardziej elfi.

Biały SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz