[9 czerwca]
Dwa dni później powrócił Toperz, więc Adam znowu miał trochę czasu dla siebie. Postanowił skorzystać z rady Tarbota i podszkolić się trochę w fechtunku. Co prawda oficer nie zaofiarował mu wtedy swojej pomocy, ale może, poproszony wprost, nie odmówi. Jednak od czasu afery z kometą Tarbot wyraźnie go unikał.
[10 czerwca]
Wreszcie udało mu się go zdybać w jadalni, kiedy rozmawiał z Rochem. Bojąc się, że znów mu ucieknie, Adam stanął w połowie drogi pomiędzy nimi a oknem, do którego przystawiona była drabina.
Gdy król go odprawił, Tarbot istotnie skierował się do okna z drabiną, ale nie zaszczyciwszy Adama nawet spojrzeniem, spiesznym krokiem obszedł do dookoła. Adam nie zdzierżył i pobiegł za nim. Kiedy zeskoczył z drabiny, Tarbot był już w połowie schodków na mur.
- Tarbot! - zawołał.
Dowódca zatrzymał się i zaczekał, aż Adam go dogoni.
- Gdyby król nie odwołał ewakuacji, co byś zrobił? – zapytał cicho.
Adama zatkało. Czy Tarbot mógł znać szczegóły dyskusji w obserwatorium? Skąd? No jasne – od Hia. Pewnie powtórzył mu wszystko słowo w słowo. Ale przecież udało mu się przekonać króla nie uciekając się do przemocy. Czy Hia mógł odgadnąć, że przez chwilę rozważał użycie magii?
Tarbot pokiwał głową, jakby mu czytał w myślach.
- Wierzę, że masz dobre intencje, ale niech los chroni Or przed takimi jak ty.
Oficer odwrócił się na pięcie i odszedł. Adam speszony wrócił do jadalni - zapewne złamał protokół wydzierając się tuż pod oknem pokoju, w którym pracował król. Pochwycił badawcze spojrzenie Avarona.
- Chciałem, żeby mnie uczył fechtunku... - zaczął się tłumaczyć.
- Jestem do usług. Akurat mam wolną chwilę.
Adam oniemiał nie wierząc we własne szczęście. Nigdy nie widział elfa w akcji, ale jego umiejętności były legendarne.
Wyszli na dziedziniec.
- Poczekaj chwilę – rzucił Avaron i znikł.
Pojawił się wkrótce z dwoma mieczami. Jeden z nich wręczył Adamowi.
- Noś go zawsze przy sobie – powiedział i pomógł mu go przypasać.
Miecz wydawał się lżejszy niż ten, który dostał od Anaored. Adam wyjął go z pochwy i zważył w dłoni. Istotnie był sporo lżejszy. I bardzo ładny.
Adam nigdy nie pasjonował się bronią. Nie podzielał fascynacji kolegów japońską kataną, lecz teraz ją wreszcie zrozumiał. Ten miecz był dziełem sztuki. Rękojeść leżała mu w dłoni, jakby była zrobiona specjalnie dla niego. Wykonał na próbę kila ruchów. Zdawało się, że miecz porusza się sam, jak coś żywego. To była poezja.
- Tak. To jest prawdziwy elfi miecz – powiedział Avaron. Adam poczuł dziwne ciepło w sercu. Teraz elf również dobył broni.
- Będziemy ćwiczyć prawdziwymi mieczami? - zapytał Adam czując, że blednie.
- Jesteś czarownikiem. Jeśli przeżyjesz, to się wyliżesz. Ale na razie poćwiczysz na sucho. Rób to, co ja.
Adam zaczął powtarzać ruchy nauczyciela czasami stając za jego plecami, czasami twarzą w twarz tak, by nie umknął mu żaden szczegół.
Od kiedy zamieszkał w Haleb, widywał różne elfy przynoszące Rochowi wiadomości. W porównaniu do nich Avaron był jakiś bardziej „wyświechtany". Na jego pięknej twarzy nie było, co prawda, widać najmniejszych oznak zniszczeń dokonanych przez starość, ale przeżyte lata pozostawiły na niej ślad w postaci siatki zmarszczek mimicznych. Inne elfy były jak diament, którego nic nie może zarysować - Avaron pozwalał, by życie pisało w nim jak w księdze. Jednak nie stał się przez to wcale bardziej ludzki, tylko jeszcze bardziej elfi.
CZYTASZ
Biały Smok
FantasiKoniec XX wieku. Adam był doktorantem na Wydziale Fizyki UW, póki do jego życia nie wtargnęła magia.