Rozdział 38

3 1 0
                                    


Adam oczekiwał kolejnej lekcji fechtunku z duszą na ramieniu. Martwił się, że strach go sparaliżuje, lecz o dziwo, gdy wreszcie stanął naprzeciw Avarona z mieczem w dłoni, okazało się, że boi się mniej, niż podczas ich pierwszej lekcji. Było mało prawdopodobne, że zdarzy się coś gorszego niż ostatnio. Adam liczył, że w razie czego elf go uratuje. Teraz z kolei zmartwił się, że jest zbyt beztroski: „nie mogę zakładać, że jestem nieśmiertelny".

Avaron sprytnie ominął jego blok i kontynuował cięcie. Było za późno na unik. Adam instynktownie rzucił się na ziemię boleśnie rozbijając łokieć o płyty dziedzińca. Gdyby walczyli drewnianymi mieczami, nie zrobiłby czegoś takiego, woląc oberwać po żebrach, ale jego ciało wiedziało teraz, że miecz tnie i robiło wszystko, żeby znaleźć się poza jego zasięgiem.

- Wreszcie boisz się tyle, ile trzeba - skonstatował nauczyciel.

Istotnie, Adam był również w stanie przełamać strach, by robić mrożące krew w żyłach uniki, przy których miecz elfa przechodził trzy centymetry od jego skroni. Avaron przyspieszył jeszcze bardziej. Adam już dawno przestał myśleć o poprzednim ruchu, w jakimś sensie w ogóle przestał myśleć - jego uwaga była „doskonale rozproszona". Słyszał zgrzyt stali o stal, świst miecza, który latał mu koło nosa, ale słyszał też pisk jaskółek, szczęk garów dobiegający z kuchni; czuł ciepło słońca na karku, pod stopami chropawe kamienne płyty. Nie zastanawiał się już, co takiego robi Avaron. Po prostu go naśladował. Jego ciało poruszało się płynnie, szybko i bez zbędnego wysiłku. Mógłby tak ćwiczyć godzinami.

- Wystarczy - powiedział elf.

- Ale ja jeszcze nie jestem zmęczony.

- Jesteś.

Adam spodziewał się teraz, że zmęczenie, którego do tej pory nie poczuł, zwali go zaraz z nóg, ale nic takiego nie następowało, wciąż czuł się rześki i pełen sił.

- Ja nawet nie mam specjalnie zadyszki - zauważył.

- Bo zacząłeś się już poruszać bardziej ekonomicznie, ale twoje mięśnie nie są przyzwyczajone do takiego tempa.

Istotnie, po kilku godzinach Adam zaczął już czuć zakwasy, a nazajutrz obudził się równie obolały, jak po przyjeździe do Haleb. Szybkie ruchy sprawiały, że ponaciągał sobie mięśnie.

- Masz kiepski metabolizm - skonstatował elf. - Pokażę ci, jak go trochę usprawnić.

*****

Tymczasem Roch z Epem spotkali się w prowizorycznym obozie nad brzegiem rzeki Intyr, gdzie większość Armii Koronnej miała czekać w zasadzce. Teraz Roch miał tak samo podkrążone oczy jak Ep, a jego jasna cera przybrała szarawy odcień.

- Wyglądasz strasznie - powiedział Ep, nie bez szczypty złośliwości.

- Tak. U was przynajmniej się wysypiałem.

- Jak to sobie wyobrażasz? – spytał komendant bez entuzjazmu. Był przekonany, że wspólna operacja wojsk, które zwalczały się od dziesięcioleci, musi zakończyć się fiaskiem, lecz kiedy Roch wyłuszczył mu plan, zaczął wierzyć, że mają szansę wygrać. Potem zadał to samo pytanie, które niedawno zadał królowi Tarbot.

- Tarbot będzie ci posłuszny, bo tak mu rozkazałem - odparł Roch, - ale słuchaj tego, co ma do powiedzenia. To mądry człowiek.

Ep skinął głową.

*****

Jak donosiły elfy, ataki Zielonej Gwiazdy znacznie spowalniały marsz wrogiej armii, więc zanim Adam opuścił Haleb, Avaron zdążył odbyć z nim jeszcze kilka lekcji. Podczas ostatniej z nich Adam zwierzył mu się ze swoich wątpliwości.

Biały SmokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz