10. Niewystarczająca ilość snu.

129 9 17
                                    

Przysypiam. Nawet niewystarczająca ilość snu mnie pokonuje. Słabiak, mówię sobie w głowie. Nie umiesz z niczym wygrać?

Moja ciężka głowa wsparła się o szybę, za chwilę się od niej odbijając. Walczyłam z ciężkimi powiekami, mimo wczesnej godziny. Nie umiałam oprzeć się snu, który zawsze przynosił mi kolejną bajeczną historię.

Potrzebowałam odwrócić swoją uwagę od niekontrolowanego przyśnięcia. Włączyłam samochodowe radio, a w głośnikach samochodu wybrzmiał głośny rock. Przy takich dźwiękach nie było szansy zmrużyć powiek.

Nason zbuntował się przeciwko mnie. Chwilowo odwrócił wzrok od jezdni, przełączając rozgłośnie na coś spokojniejszego. Stacja radiowa zapodawała akurat popularnego reggae'a, który działał na mnie jak kołysanka. Przerzuciłam ją na głośniejsze brzmienia, próbując przy tym rytmicznie ruszać głową, by lepiej się rozbudzić. Blondyn pozostawał na swoim, kolejny raz przełączając moją piosenkę. Odwdzięczyłam mu się tym samym, przystając przy dźwiękach gitary elektrycznej. Przepychaliśmy się tak przez chwilę, łącząc dwie, zupełnie odbiegające od siebie piosenki. Don't Stop Believin' wykonywane przez Journey tworzyło z reggaem, upatrzonym przez blondyna, wybuchową mieszankę. Ostatni raz spróbowałam przełączyć stacje, zostając przy rocku.

— Nie wiedziałem, że z ciebie taka rockowa dusza, Star — zaśmiał się, odrywając wzrok, by na mnie spojrzeć.

— Na pewno głośna. Mam naprawdę hałaśliwe wnętrze.

— Rockstar — wymyślił na poczekaniu.

— Co się stało z samym Star?

On zawsze musiał zwracać się do mnie skrótem. Zupełnie tak, jakby drażniła go pełna wersja mojego imienia. Asteria miało w sobie coś czego sama nienawidziłam, ale nie rozgryzłam jeszcze co w nim przeszkadzało mu.

— Staaaar — przeciągnął tę formę.

— Nasa! — krzyknęłam olśniona, czym wybiłam go z rytmu wcześniejszej wypowiedzi.

— Słucham? — zmarszczył brwi, zdezorientowany.

— Wymyśliłam ci pseudonim — wytłumaczyłam, zadowolona z siebie. — Nasa.

— Nasa — powtórzył za mną, dłużej się nad tym zastanawiając. — Jak ta astrologiczna siedziba?

— Tak — potwierdziłam, dumna ze swojego pomysłu. — Jako iż jestem twoją Gwiazdą, Nasa przygląda mi się codziennie. Dziwne, że Nasie się to nie nudzi.

— Nasonowi też nie.

Popatrzył na mnie swoimi srebrnymi oczami, a ja mogłabym przyrzec, że na moment dostrzegłam w nich coś na rodzaj spadającej gwiazdy. Błysnęła mi przed nosem, a gdy zniknęła nadal ją widziałam. Nadal w nim była, ale teraz się przede mną ukrywała.

Przygryzłam wargę i obróciłam głowę w drugą stronę. Otrząsnął się, wracając do bezpiecznego prowadzenia pojazdu. Z powrotem przerzucił stację. Tym razem się z nim nie przepychałam. Nawet lubiłam tą piosenkę.

Nason zaczął wystukiwać jej rytm na kierownicy. Kolejny raz obserwowałam jak pochłania go muzyka. Włosy skakały mu po głowie, a oczy błyszczały jak zorza polarna. Miał ogromne pokłady energii, gdy dźwięki przejmowały nad nim kontrolę. Głośno śpiewał, momentami obdarowując mnie swoim szerokim uśmiechem. Dołączyłam do niego, zachęcona jego zachowaniem.

Decisions as I go, to anywhere I flow* — wykrzyknęliśmy, wczuci w piosenkę, gdy Nason zatrzymał się na czerwonym świetle.

Skierował twarz ku mojej, gdy ja nie przestawałam obserwować jego oczu. Byliśmy twarzą w twarz, opierając ręce na podłokietniku. Skubałam skórkę przy kciuku, ale skutecznie próbowałam skupić się na jego osobie.

Dreams: Head in the cloudsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz