9. Lustrzane odbicie.

170 12 55
                                    

Zamyślanie się, było jak wychodzenie z własnego ciała. Inna wersja tej samej mnie patrzyła na to z boku, widząc wszystko z odrębnej perspektywy. Dokładniej. Dłużej.

Mogła wpatrywać się godzinami, nie znajdując odpowiedzi. Mogła wpatrywać się godzinami, licząc, że to wyjaśni wszystkie nieścisłości. Ale trudno odnaleźć w sobie coś istotnego, gdy po tej pustej i zaciemnionej jaskini chodziło się samemu.

Miałam przed sobą jedynie odbijającą się w lustrze własną twarz, a w głowie osobę otoczoną poplątanymi wirami, których inni nigdy nie zauważali. Największy podgląd na to miałam sama.

Wzięłam zimną wodę w dłonie i przemyłam nią zaspaną twarz. Pobudziło to moje śpiące komórki i zmniejszyło poranną opuchliznę. Leżącym obok ręcznikiem, osuszyłam buzię i jeszcze raz spojrzałam na swoje marnie wyglądające lustrzane odbicie.

Ten sam dres, w którym zasnęłam, nadal mi towarzyszył. Wciąż wygodnie opatulał moje ciało. Czułam bijące z niego ciepło, więc nie chciałam się z nim rozstawać. Włosy były w nieładzie, ułożone w rozwalonego koka na czubku głowy. Wychodziły z każdej możliwej strony, ale mi to nie przeszkadzało.

Wyszłam z łazienki Nasona, zauważając przedostające się przez ogromne okna strużki światła. Oświetliły niemal całe pomieszczenie. Pościel leżała poplątana na materacu, a okrycie targało się po podłodze. Opuściłam pokój, dopiero, gdy doprowadziłam go do przyzwoitego porządku.

Korytarz był wolny. Cały dom wypełniał odgłos głuchej ciszy. Oddechy, wychodzące zza drzwi pokoi, dało się usłyszeć, jedynie, gdy bardzo się na nich skupiło. Wszyscy musieli nadal spać.

Na palcach zeszłam po ciemnych i krętych schodach, prowadzących w dół. Mniej więcej orientowałam się w rozkładzie pomieszczeń tego budynku. Chłopaki zrobili nam wieczorne oprowadzanie po swojej wielkiej posiadłości, dlatego wiedziałam, że skręcając w prawo, trafię do lodówki.

Zatrzymałam się w drodze do jadalni, widząc w salonie niewyraźną postać. Nie miałam na sobie soczewek kontaktowych, więc obraz rozmazywał mi się przed oczami. Podeszłam bliżej, chcąc lepiej dostrzec tę osobę. Na kanapie siedział blondyn, trzymający na kolanach swoją gitarę. Nachylał się nad ławą, na której miał porozkładane kartki z zapisanymi nutami i kreślił po nich długopisem.

— Hej — zagaiłam, wchodząc do otwartej kuchni.

— Hej — Nason obrócił tułów w moją stronę, zaskoczony. — Czemu wstałaś tak wcześnie?

— Nie mogłam już dłużej spać — zatrzymałam się przed blatem, nie wiedząc, za co konkretnie powinnam się zabrać. — A ty? Jesteś rannym ptaszkiem?

— Jestem artystą — odparł dumnie. — Miałem wenę. Zapisywałem kilka dźwięków.

Oparłam łokcie o blat i nie zważając na to, że od zbyt mocnego nacisku, zaczęły mnie one boleć, uważnie wpatrzyłam się w chłopaka. Wyglądał niecodziennie w białym podkoszulku i szarych dresach. Jasne kolory naprawdę mu pasowały. Na szyi miał luźno narzucone słuchawki, których nawet nie używał. Zerwał się z miejsca, zbierając swoje papiery. Ułożył je w równy stos i zostawił na blacie.

— Nowa piosenka? — wskazałam na nie głową.

— Tak — odparł, podchodząc do blatu. — Co zamierzasz robić w kuchni? Podglądać moje procesy twórcze?

— Chciałam zrobić sobie śniadanie — wyprostowałam się i wzruszyłam ramionami. — Mam nadzieję, że mogę, póki dziewczyny się nie wybudzą.

— Oczywiście. Mógłbym ci pomóc? — skierował we mnie błagalne spojrzenie.

Nie przeszkadzała mi dotąd jego obecność, więc nie miałam problemu w tym by się do mnie dołączył.

Dreams: Head in the cloudsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz