Rozdział 6.

37 2 0
                                    

Szybkim krokiem zmierzałam w stronę windy. Przywitałam się z recepcjonistką hotelu, po czym weszłam i nacisnęłam przycisk na najwyższe piętro. Zerknęłam na swój złoty zegarek, który wskazywał wpół do dwunastej. Spóźniłam się już piętnaście sekund. Gdy drzwi się rozsunęły, odszukałam odpowiedniego pokoju, po czym zapukałam do drzwi. Usłyszałam pozwolenie, dlatego weszłam do środka.

— Pół minuty spóźnienia.

Fin nawet nie uniósł na mnie wzroku. Zbyt skupiony na ekranie swojego laptopa, który trzymał na kolanach, siedząc na kanapie.

— Czy kiedykolwiek mi odpuścisz? — zapytałam, podchodząc do niego i kładąc kawę na stole. — Starałam się być na czas.

— Widocznie nie postarałaś się wystarczająco — w końcu uniósł na mnie wzrok, a gdy to zrobił, zacisnął szczękę. — Jesteś blada jak ściana. Znowu nic nie jadłaś?

— Nie miałam czasu...

Harrison natychmiast wstał i przeszedł do kuchni, gdzie coś wyciągnął z lodówki. Rzucił mi jabłko tak szybko, że ledwo je złapałam.

— Jedz.

— Dzwoniłeś do mnie, że mam się zjawić bo jest pilna sprawa, która nie może czekać...

— Możemy czekać nawet cały dzień, ale masz to najpierw zjeść — odparł tubalnym głosem. — Nie dopuszczę do tego, byś mi zemdlała.

Walcząc z przewróceniem oczami, zaczęłam jeść jabłko, które szło mi bardzo opornie, ponieważ nie byłam głodna.

— Szybciej. Nie mam całego dnia.

Posłałam mu spojrzenie spod byka, a po chwili już zjadłam cały owoc, wyrzucając ogryzek do śmietnika.

— A więc? Jaki masz plan?

— Dziś wybierzemy się w odwiedziny do Omara Wilsona — odparł, wyciągając telefon z kieszeni garniturowych spodni. — Spotkamy się z nim by umówić niedogodności i może przejść na kompromis.

— Kompromis? — uniosłam brew, zakładając ręce na piersi. — On wygrał tę nagrodę. Co chcesz niby z tym zrobić, oprócz pogodzenia się z porażką?

Fin posłał mi mordercze spojrzenie.

— Wygrał, ponieważ jest zwykłym oszustwem — oznajmił powoli. — I może zgodzi się, aby za odpowiednią sumę przyznać się do błędu jaki popełnił, dzięki czemu wygramy, bo mamy drugie miejsce.

— Skąd pewność, że sfałszował wyniki?

— To oczywiste, Vanessa — wywrócił oczami. — Kto to w ogóle jest? Dowiedziałem się paru informacji na temat jego fundacji i może rzeczywiście odnosił sukcesy w wielu zbiórkach, ale to wciąż nic w porównaniu do nas. Dlatego idziemy.

Brunet podszedł do drzwi i je otworzył czekając, aż przejdę pierwsza.

— Czy fundacje charytatywne nie powinny być po to, by pomagać ludziom? Rywalizacja i pieniądze powinny grać najmniej ważną rolę.

Kolejne mordercze spojrzenie.

Nie mówiąc nic więcej wyszłam z pokoju, a zaraz za mną mój szef. Objął mnie w talii i razem wyszliśmy z hotelu, wsiadając do samochodu. Cała droga zajęła  piętnaście minut, w których głównie grałam w łamigłówki na telefonie. W końcu jednak dotarliśmy pod właściwy adres. Wysiadłam z auta a widok budynku, jaki widziałam przed sobą sprawił niemałe zdziwienie. Nie miałam pojęcia, że Omar tak dobrze sobie radzi w inwestycjach. Widocznie nawet dla swojej fundacji musi mieć porządną firmę. Nawet nie chcę wiedzieć, jak muszą wyglądać ich magazyny i główna siedziba Gerharda.

Bitter LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz