Rozdział 7.

34 2 0
                                    

Nawet nie pamiętałam, kiedy to się wszystko zaczęło, a mimo tego, w tamtej chwili odczuwałam tyle nieopisanych emocji. Zaczynając od zdziwienia i dezorientacji, przechodząc przez nienawiść i obrzydzenie, a kończąc na żalu i smutku.

A to wszystko przez Ethana.

— Vanessa.

Jego głos przypomniał mi o tylu rzeczach, lecz w tamtym momencie jedynie uniosłam głowę i spojrzałam na niego wrogo.

— Nie wypowiadaj mojego imienia — powiedziałam, nawet nie panując nad słowami. — Nigdy więcej.

— Wiem, że jestem ostatnią osobą, którą chcesz teraz widzieć...

— Nie znajdujesz się nawet na liście takich osób — warknęłam, poszukując wzrokiem swojej torebki. — Pójdę już.

Podeszłam do kanapy i zabrałam torebkę. Czułam się coraz gorzej z myślą, że on jest niedaleko ode mnie. Nie chciałam tego. Nie chciałam go zobaczyć. Pragnęłam się od niego uwolnić oraz zapomnieć.

Kiedy już miałam się odwrócić, Ethan złapał mnie za ramię. Natychmiast się odsunęłam, patrząc na niego wściekle.

— Nigdy więcej mnie nie dotykaj.

— Przepraszam. Nie chciałem... — wydawał się zdezorientowany. Patrzył mi prosto w oczy. — Zmieniłaś się.

— Bystry jesteś — sarknęłam, zwężając oczy.

— Czy... my... — podrapał się po głowie, szukając odpowiednich słów. — Moglibyśmy porozmawiać?

— Nie.

— Vanessa...

— Co ja przed chwilą powiedziałam? — zawołałam, przechodząc do korytarza i zakładając swój płaszcz. Chłopak szedł za mną. — Nie będę z tobą o niczym rozmawiała. Sam twój widok sprawia, że czuję się coraz gorzej, więc radzę ci mnie po prostu zostawić, Ethan — skrzywiłam się niezauważalnie, gdy wypowiedziałam jego imię. Nagle z schodów zaczęła schodzić Kimberly.

— Co się dzieję? — zapytała Kim, lecz gdy tylko zobaczyła Ethana, przystanęła na pierwszym schodku. — Och, zlot martwych zakochańców.

— Kimberly...

— Nie powinnam tu przyjeżdżać.

Upewniłam się, że mam przy sobie telefon i torebkę, po czym pociągnęłam za klamkę. Nagle przystanęłam, gdy w tym samym momencie do środka wchodził Omar. Trochę się zdziwił na mój widok, lecz gdy zobaczył kto stoi za mną, bez słów się przesunął, abym mogła swobodnie wyjść.

— Carson, proszę.

Znów przystanęłam. Stałam w progu drzwi i mimo tego, odwróciłam się. Najpierw spojrzałam na Kim, która posyłała mi zmartwiony wzrok, potem na Omara, który wszedł do środka i zdejmował swój płaszcz, nie spuszczając ze mnie wzroku, a na końcu spojrzałam na Ethana.

— Nie patrz tak na mnie — powiedział złamanym głosem.

— Tak, czyli jak?

— Tak, jakbyś pragnęła mnie zabić.

Uśmiechnęłam się słabo.

— Ale taka prawda, Ethan — pokręciłam powoli głową. Znów spojrzałam na bliźniaków. — To był błąd. Nie powinnam nigdy wrócić do Miami.

Wyszłam z domu, zamykając drzwi. Niemal od razu zrobiło mi się zimno przez chłodny wiatr, lecz nie zamierzałam zamawiać taksówki. Drogę do domu pokonałam w pół godziny i mimo późnej pory udało mi się wrócić cała do domu. I gdy tylko przekroczyłam próg domu, osunęłam się o drzwi, tępo patrząc przed siebie.

Bitter LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz