Rozdział 12.

38 1 0
                                    

— Oto Pani pokój. Obok drzwi stoi pańska walizka. Życzę udanego pobytu.

Manuel posłał mi serdeczny uśmiech, po czym odszedł za rogiem. Odczekałam chwilę, po czym szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę lewego skrzydła. Nie miałam zamiaru przez te dni rozmawiać z Valentiną i udawać, że Rita i Dominica żyją oraz mają się świetnie. Harry postawił mnie w chujowej sytuacji, a ja mam dość jego gierek.

Nie miałam pojęcia gdzie idę. Korytarze tutaj były jak pieprzony labirynt, a ja szlam napędzona gniewem. W końcu się zatrzymałam stwierdzając, że to bez sensu, jeśli nie wiem gdzie idę.

— Powinnam dostać mapę w tym pieprzonym królestwie — szepnęłam do samej siebie.

Nagle mój wzrok spoczął na dwuskrzydłowe drzwi. Bez zastanowienia podeszłam do nich i je otworzyłam. Pomieszczenie okazało się olbrzymią biblioteką. Idealne miejsce na chowanego. Weszłam do środka, a drzwi za mną się zamknęły. Było tu ciemno, a jedynym źródłem światła stanowiły lampy w ciepłym świetle. Znajdowało tu się też wielkie okno naprzeciwko, lecz na dworze było już ciemno.

— Obstawiałem tak z trzy dni aż do mnie zawitasz, ale po godzinie przerosłaś moje wszelkie oczekiwania.

Podskoczyłam w miejscu, patrząc na mężczyźnie stojącym przy jednym z wysokich regałów. Trzymał w dłoni książkę, której z niezainteresowaniem się przyglądał. Miał na sobie czarny garnitur, czyli jak zwykle nawet po domu chodzi elegancko ubrany.

— Musiałam przyjść, gdy tylko usłyszałam jakimi kłamstwami poczęstowałeś swoją kochaną żonę.

Brunet odłożył książkę, odwracając się do mnie przodem. Z twarzy za dużo się nie zmienił. Może tylko pojedyncze zmarszczki u niego zawitały, a rysy twarzy miał bardziej zaostrzone, ale tak poza tym to wciąż był Harry.

— W rzeczy samej. Tylko pamiętaj, droga córko, że niestety nie możesz nic z tym zrobić, pomimo twojego dobrego serca.

— Po pierwsze nie nazywaj mnie tak — zaczęłam, stawiając w jego stronę parę kroków. — Po drugie wiedz, że jestem w stanie bardzo łatwo zniszczyć ci życie i nic mnie przed tym nie powstrzyma.

Zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze niedawno postanowiłam się nie wtrącać dla własnego bezpieczeństwa. Zdania nie zmieniłam, ale chciałam wykorzystać to, że czułam się pewna siebie i może trochę chciałam go postraszyć.

— Nie boisz się konsekwencji w postaci kulki tutaj? — z tymi słowami, opuszkami palców dotknął mojej skroni. Natychmiast się odsunęłam. — Bo mi się wydaję, że chyba trochę się boisz.

— Nie jestem Ethanem i nie przeraża mnie śmierć.

Powiedziałam to z takim przekonaniem, jakby to była prawda. Sama się zdziwiłam, za to Harry parsknął śmiechem.

— W takim razie zaryzykujesz?

— Bardzo chętnie, zważając na to jakim skurwielem dla niej jesteś, wciskając jej te wszystkie słodkie kłamstwa.

— To jest właśnie mój największy błąd wychowawczy — westchnął ciężko, patrząc na mnie z politowaniem. — Jesteś kurewsko ciekawska i wtrącasz się w nie swoje sprawy.

Uśmiechnęłam się szeroko, robiąc kolejny krok w jego stronę. Nie spuszczałam wzroku z jego oczu, a odległość między nami była bardzo bliska.

— Ja jednak uważam to za jedno z moich zalet — wyszeptałam cicho. — I jak już mówiłam, nie boję się ciebie. Za to ty powinieneś mnie.

— Niby dlaczego? — prychnął, nie spuszczając ze mnie wyzywającego wzroku.

Bitter LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz