Rozdział 9.

46 1 0
                                    

Dopiero na lotnisku zdałam sobie sprawę na co się zgodziłam.

Dlatego też szybko naszły mnie wątpliwości.

Nie powinnam się zgadzać na wyjazd do Francji. Nie dość, że będę musiała spędzić więcej czasu z rodzeństwem Wilson, czego nie chciałam i nie planowałam, to jeszcze mam się spotkać z ich matką.

O Veronice nie dane było mi słyszeć zbyt wiele. Ale jedno wiem absolutnie doskonale.

Była podła.

Co prawda jestem w stanie zrozumieć jej ucieczkę od Gerharda i bliźniaków. Podobno nienawidziła swojego życia. Swojego męża, za którego musiała wyjść z przymusu, gdyż w tamtych czasach tak to działało. Dlatego jakkolwiek ją rozumiałam w tej kwestii. Może nie do końca tego, że swoje własne dzieci również porzuciła, ale niech będzie.

Tylko, że wszystko się pokomplikowało, gdy uciekła do Harrego. Pobyła z nim parę miesięcy i nawet zaszła w ciążę, lecz gdy na świat przyszedł Ethan, nie wiedzieć czemu jego też porzuciła. Uciekła od niego i jego ojca.

A najśmieszniejsze jest to, że uciekła do mojego biologicznego ojca.

Parsknęłam śmiechem zdając sobie sprawę, jak żałośnie brzmi jej historia. Zastanowiłam się nawet, czy może i z moim ojcem nie ma dziecka. Co jeśli mam siostrę albo brata? Znów się zaśmiałam. To wszystko jest takie śmieszne.

— Z czego się śmiejesz?

Uniosłam wzrok na Kimberly, która z krzywą miną mi się przyglądała.

— Z niczego — wzruszyłam ramionami z lekkim uśmiechem. — Kiedy mamy odprawę?

— Za dziesięć minut — spojrzała na swój złoty zegarek, a następnie mruknęła do siebie: — Gdzie ci kretyni?

— Dlaczego jednak postanowiłaś lecieć? — zapytałam wygładzając swój granatowy sweterek. — Byłaś taka sceptyczna...

— Bo nie puściłabym was tam samych — wywróciła oczami. — Przemyślałam to. Może i Veronica nie jest warta mojego czasu, ale na Lorda, musi mieć jakiś powód ściągając nas do samego Paryża.

— Nie napisała w liście dlaczego chce was widzieć?

— Nie, chyba chce nam coś wyjaśnić. Za to napisała, że koniecznie mamy wziąć ciebie ze sobą.

Zmarszczyłam brwi, lecz zanim cokolwiek powiedziałam, zjawili się bracia.

Ethan jak zwykle prezentował się zwyczajnie w czarnej bluzie i tego samego koloru jeansach. No i do tego znoszone Adidasy. Za to swój wzrok na trochę dłużej utkwiłam w Omarze, który ubrany był w czarną elegancką koszule i równie eleganckie spodnie. Musiałam przyznać, że jego zmiana w szafie dość mi imponuje. Wygląda teraz bardziej poważnie i dostojnie, choć sama jego postawa była bardziej wyluzowana, a może i nawet znudzona.

— Jeszcze chwila i byśmy same poleciały — powiedziała Kim.

— Dlaczego nie jechaliście razem? — zapytałam.

— Bo Kimberly i Ethan pokłócili się o to kto siedzi z przodu, a gdy Ethan wygrał w kamień, papier i nożyce, Kim nawrzeszczała na nas i powyzywała od kretynów i idiotów, po czym pojechała swoim samochodem.

Patrzyłam na Omara jeszcze przez chwile, a następnie zerknęłam na tą dwójkę, po czym bez słowa wstałam i zaczęliśmy iść w stronę odprawy.

To będzie ciężki wyjazd.

***

W Paryżu miałam okazję być parę razy, lecz za każdym razem, gdy tu jestem, reakcję mam tą samą.

Bitter LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz