1

798 22 3
                                    

Applepie_with_mint
 
   Charlotte wysiadła z auta i wyjęła zakupy z bagażnika. 
-Yenna! - krzyknęła - możesz mi pomóc?
  Cisza. 
-Yenna!
  Cisza. 
-Yeennaaa! - bez zmian.
  Westchnęła i zabrawszy torby pod drzwi usiłowała znaleźć klucze w torebce. Otwarła zamek, wniosła zakupy po kuchni i poszła do pokoju córki.
  Nastolatka leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach, miała zamknięte oczy i wywijała nogami w powietrzu. Nagły dotyk matki sprawił, że wrzasnęła ze strachu, jednak otwarłszy oczy, zobaczyła swoją rodzicielkę, a nie seryjnego mordercę. Chociaż nie wiadomo kto byłby lepszy...
- Yenna, trzy razy  cię wołałam, żebyś mi pomogła! - zirytowała się Charlotte. - A ty, oczywiście, masz to w zadku!
-Mamo, przepraszam...- smarkata zeskoczyła z łózka, przy okazji zrzucając słuchawki  - tak mi się fajnie słuchało - przytuliła się do starszej.
- Zauważyłam. Można było cię wynieść razem z łóżkiem, a nie zorientowałabyś się - roześmiała się matka. - A teraz chodź, pomożesz mi.
                                                  ~~~~ <> ~~~~

  Charlotte bardzo kochała swoją córkę. Yenna była dla niej całym światem. Kiedy toksyczny mąż kobiety postanowił się wreszcie wynieść z ich życia, to Yenna była dla matki oparciem, jak nikt inny. Zresztą nienawidziła ojca równie mocno, jak on je. 
  Byli jeszcze dziadkowie Charlotte. Kiedy po burzliwym rozstaniu rozpaczliwie poszukiwała kąta do zamieszkania, to dziadkowie przygarnęli ją  i dwunastoletnią wtedy Yennę. Bardzo była im za to wdzięczna, zwłaszcza, że została bez niczego, bo "szanowny pan mąż" odciął ją od wszelkich pieniędzy i po prostu dał im tydzień, żeby się  wyniosły. 
  To dziadek, emerytowany adwokat, pomógł Charlotte odzyskać część majątku od jej ex-męża, a babcia zawsze podtrzymywała ją na duchu.
  Niestety, dziadek odszedł trzy lata temu, a babcia rok później. Przed śmiercią zadbali, żeby obie  były zabezpieczone, zapisując im domek, w którym teraz mieszkały oraz oszczędności swojego życia. Wnuczka nie spodziewała się aż tylu pieniędzy, bo dziadkowie żyli raczej skromnie, jednak zdołali zgromadzić sporą sumkę. Chwilowo więc obie z córką miały stabilność finansową.
  Nie oznaczało to jednak, że kobieta postanowiła osiąść na laurach. Nie, Charlotte nie znosiła bezczynności. Po krótkim okresie żałoby i zastanawianiu się, co dalej, postanowiła pójść  "na swoje". Ówczesnej pracy nie znosiła z całego serca, ale, niestety, musiała z czegoś utrzymać siebie i córkę. Kiedy jednak miała już zabezpieczenie finansowe, postanowiła być sama sobie szefową.  
  Namówiły ją właściwie do tego dwie osoby - Yenna, oraz przyjaciółka  Charlotte, Sharon.
  Z Sharon poznała się jeszcze w podstawówce. Gdy po śmierci rodziców trafiła pod opiekę dziadków, to właśnie Sharon była pierwszą osobą, z którą nawiązała kontakt. Nie było to trudne - mieszkały po sąsiedzku, więc dziewczynki szybko się zaprzyjaźniły, bardzo często bywając u siebie nawzajem. W szkole też zajmowały jedną ławkę. Dopiero, gdy w liceum trafiły do różnych klas, ich kontakt nieco się rozluźnił. Jednak zawsze, przynajmniej raz w tygodniu, znajdowały czas dla siebie.
  To Charlotte jako pierwsza wiedziała, że Sharon zakochała się w Robercie i razem z nią cieszyła się, gdy ten zaprosił przyjaciółkę na randkę. Zresztą, za Sharon oglądała się chyba połowa męskiej części liceum. Wysoka, czarnowłosa, o czarującym uśmiechu, była marzeniem wielu chłopaków ze szkoły. Ona jednak wolała niepozornego Roberta, z którym związała się później na poważnie. Obecnie byli już dawno po ślubie i mieli trójkę wspaniałych dzieciaków.
  Charlotte była całkowitym przeciwieństwem Sharon - niska, o rudawo-blond włosach, nie zwracająca na siebie uwagi. Ot, taka szara myszka. Toteż kiedy zainteresował się nią najprzystojniejszy facet w liceum, nie mogła w to uwierzyć. Na nic zdały się ostrzeżenia Sharon, że Damien to tylko bawidamek i lovelas - dziewczyna wpadła jak śliwka w kompot. 
  Niestety, jej przyjaciółka miała rację, bo po jakimś czasie Damien stał się dla Charlotte oschły i zimny, najwyraźniej oddalając się od niej. Miała być po prostu kolejną pozycją na liście "zaliczonych". Problem tkwił jednak w tym, że już na zawsze miało ich coś łączyć. Charlotte była w ciąży. Dla 16-letniej dziewczyny to był dramat - nie chciała być jeszcze matką, a z drugiej strony nie wyobrażała sobie usunąć tego  dziecka. Damien, na wieść o ciąży wyśmiał ją, twierdząc, że to na pewno nie jego i mogła się nie puszczać z każdym, co, oczywiście było jawną nieprawdą, gdyż dobrze wiedział, że to on był jedynym w  życiu Charlotte. Przestał odbierać telefony, zwyczajnie jej unikając.
  Coś jednak sprawiło, że wrócił do niej, skruszony, proponując małżeństwo. I choć dziewczyna już wtedy nie była do końca przekonana, czy powinna to zrobić - wyszła za niego. 
  Błąd. Duży błąd. 
  Po ślubie Damien dalej robił sobie, co chciał, tyle tylko, że próbował się z tym kryć.
  Kiedy urodziła się Yenna, dokładnie w tym samym dniu, co Charlotte, wydawało się, że oszalał ze szczęścia. Szybko jednak znudził się płaczącym dzieckiem i obowiązkami, spychając to wszystko na żonę. 
  Po kilku latach Charlotte na dobre spadły klapki z oczu i postanowiła odejść. Myślała, że Damien będzie zadowolony, ten jednak wściekł się i oznajmił, że żadnego rozwodu jej nie da, i żeby nawet o tym nie myślała, bo, jak to określił "źle się to dla niej skończy". Kiedy próbowała mu się postawić - pobił ją, łamiąc dziewczynie rękę. Od tamtej pory bił ją przy każdej okazji. Obrywało się też malutkiej Yennie.
  I nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby nie Sharon, która przyjechała na pogrzeb ojca Roberta i chciała się spotkać z przyjaciółką. Widząc siniaki na ramionach Charlotte i jej podbite oko, nie pytała o nic, tylko spakowała rzeczy dziewczyn i razem z Robertem zawiozła je do domu dziadków Charlotte.
  Widok wnuczki w takim stanie wywołał niemały szok na twarzach starszych państwa, którzy nie mieli pojęcia, co kobieta przeżywa. Bo też i nie było się czym chwalić, a Charlotte ze strachu przed Damienem siedziała jak mysz pod miotłą. Dziadek wpadł w szał i chciał natychmiast jechać do  mężczyzny, ale Robert ostudził jego emocje i nieco uspokoił.
  Oczywiście Damien domagał się "zwrotu swojej własności", jak określił żonę i córkę, jednak dziadek w krótkich żołnierskich słowach wyjaśnił mu, co się stanie, gdy nie zostawi ich w spokoju. Ten nachodził je jeszcze kilka razy, grożąc i awanturując się, aż wreszcie zirytowany starszy pan załatwił dla niego zakaz zbliżania się. A potem dosłownie zniszczył byłego już męża wnuczki w sądzie.
  Charlotte nieraz zastanawiała się, co powodowało dziadkiem, że ten, zazwyczaj  spokojny człowiek, w obecności jej męża dostawał białej gorączki. Dopiero, gdy starszy pan był umierający, przyznał ze skruchą, że to on namówił Damiena na ślub z nią. Popłakał się, przyznając, że to była najgorsza rzecz, którą zrobił w życiu. Prosił wnuczkę o wybaczenie. Nie miała mu tego za złe, rozumiała, że chciał dla niej jak najlepiej. Cóż. Nie wyszło.
                                            ~~~~ <> ~~~~

-Mamo! - głos córki wyrwał Charlotte z zamyślenia. - W czym mam ci jeszcze pomóc?
-Yyy... Cooo?... Aaaa.. - rozejrzała się. Zakupy były rozpakowane, pochowane do szafek i niewielkiej  spiżarni, a Yenna stała na środku kuchni z założonymi rękami, wyczekując na dalsze polecenia. - Nie, dzięki, córcia. 
  Spojrzała na zegar na ścianie. O Matyldo, już 12! A obiad w lesie!
  Wyjęła z lodówki mieszankę warzyw i kurczaka.
- Może być chińszczyzna? - spytała córki.- Bo nie mam czasu na nic więcej.
- Pewnie! - cokolwiek miało w swym składzie kurczaka, było ulubionym daniem nastolatki. -Tylko zdążysz zanim wyjdę? Bo przecież dzisiaj piątek...


  Faktycznie. W piątkowe i sobotnie popołudnia Yenna chodziła do  pracy, do sklepu państwa Wiensberger. Charlotte była dumna z córki, że młoda sama stara się zarobić na swoje potrzeby, a nie pasożytuje na matce. Oczywiście, starsza finansowała jej większe wydatki, ale lwią część przyjemności Yenna fundowała sobie sama.

 
- Ok, zdążę.


  Smarkata cmoknęła matkę w policzek i zawinęła się szybko do siebie.
  Kobiecie było na rękę, że córki po południu nie będzie - chciała dokończyć prezent dla niej, a przy Yennie, mającej przysłowiowy "pieprz w tyłku" jakakolwiek niespodzianka nie miała racji bytu, bo ta zawsze ją gdzieś wygrzebała. Tym razem jednak Charlotte udało się ukryć to, co przygotowywała, w stercie zamówień, w pracowni na poddaszu.






Od Autorki
Jeżeli się zorientowaliście , to występują tu nie tylko postacie związane z k-popem. Sharon i Robert istnieją naprawdę . 
 Do następnego!

 

You Are My BreathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz