Obudził mnie ból pleców. Otworzyłam oczy, i rzeczywiście, leżałam w najdziwniejszej pozycji na świecie. Ręce miałam przerzucone za oparcie kanapy, a nogi skulone. Było mi niemożliwie niewygodnie, a wszystko przez Davona, który spał obok mnie. Przełknęłam ślinę. Zrobiło mi się jakoś gorąco i niezbyt wiedziałam jak zareagować. W końcu przestudiowałam swoje opcje i koniec końców, zrzuciłam chłopaka z kanapy. Gorzej już nie będzie.
— Złaź ze mnie. Co tutaj się dzieje?
Chłopak zszokowany popatrzył na mnie, a potem rozmasował prawy bark.
— Lyanna, naucz się kontrolować swoją agresję.
Szybko usiadłam na kanapie i rozejrzałam się czy czasem nikt nas nie widział. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś biedny uczeń na nas wpadł i pozostał straumatyzowany do końca życia.
— Nie prowadzę jakiegoś szczególnie chwalebnego życia, ale mój honor chyba jeszcze nigdy tak nie ucierpiał — mruknęłam. Potem zwróciłam się do Davona: — Gdzie zgubiłeś Chiarę?
Chłopak rozejrzał się po salonie, a następnie wzruszył ramionami. Nie wyglądał na zbytnio przejętego.
— Jeszcze wczoraj tutaj była. Musiała ewakuować się wcześniej.
Pokiwałam głową. Rzeczywiście, wczoraj po balu piliśmy razem przy kominku. Teraz byłam tu tylko ja i Davon, a trudność z jaką przywoływałam do siebie obrazy z poprzedniej nocy wywołały u mnie dreszcze. Miałam nieodparte wrażenie, że wczoraj spędziliśmy praktycznie całą noc razem i chociaż nigdy do niczego nie doszło, czułam się dziwnie upokorzona.
Davon w końcu usiadł obok mnie i tak siedzieliśmy w ciszy, bo żadne zbytnio nie wiedziało co powiedzieć. I gdy już myślałam, że czas taktownie ulotnić się z salonu i wrócić do pokoju, na nasze głowy spadła jakiś zielenina. Na początku myślałam, że to pająk, stąd też wrzasnęłam i zerwałam się na równe nogi. Dopiero gdy rozbawiony Davon podniósł rzecz do góry, zauważyłam że była to najzwyczajniejsza na świecie jemioła. Z jednej gałązki nieporadnie zwisał strzępek przezroczystej taśmy klejącej.
— Co do... — zapytałam zdziwiona, patrząc to na sufit to na jemiołę.
— Znak od niebios.
Odwróciłam się. Na schodach stał Blythe. Twarz miał zmęczoną, oczy podkrążone, ale uśmiechał się głupkowato.
— Jeśli mówiąc "niebios" masz na myśli siebie, Blythe — zauważył Davon. — To nie wiem czy chcę dostawać jakieś znaki.
— Zaraz, zaraz. Ty to tutaj zawiesiłeś? — zakpiłam, krzyżując ramiona na piersi. — Że niby po co?
Nie wiedziałam jaki znowu pomysł narodził się w jego głowie. Blythe był nieobliczalny. Przeszedł zadowolony przez pokój, siadając naprzeciwko nas.
— Róbcie jak chcecie. Ignorowanie woli nieba kończy się jednak tragicznie. Spójrzcie na takiego Rossa. Podobno wczoraj zignorował wolę nieba i teraz siedzi z obitą facjatą.
Zamurowało mnie, bo naprawdę nie oczekiwałam od żadnego z nich rękoczynów. Nate okazał się prostakiem, ale ani Blythe, ani Davon nie musieli stawać w mojej obronie. Wystarczyło mi, że Savoy go przegonił.
— Davon, wiesz coś o tym? — zapytałam, ale chłopak rozłożył tylko ręce.
Blythe zupełnie zignorował moje oburzenie, bo dalej drążył durny temat pocałunku. Czasem zastanawiałam się ile on ma rzeczywiście lat.
— No dalej, Ann. To tradycja.
Zmarszczyłam brwi, nie mając najmniejszej ochoty brać udziału w żadnej tradycji, która wiąże się z jemiołą i Davonem. Oboje gapili się na mnie, a ja stwierdziłam, że Blythe nie odpuści. Wywróciłam oczami, podeszłam bliżej Savoya i dałam mu szybkiego buziaka w policzek. Następnie odsunęłam się na drugi brzeg kanapy, bo oto znowu poczułam dziwny ucisk w brzuchu, ostatnio zwiastujący same problemy.
CZYTASZ
highland woods
RomanceLyanna trafia do Highland Woods, prywatnej szkoły na północy Anglii. Chociaż na początku ciężko jej się odnaleźć, wkrótce staje się częścią tej samej paczki co wszechwiedząca Winona, cwaniacka Hailey, urocza Penelope, zwariowany Blythe i... lekko ar...